Istota pokory
Największym sukcesem Kamila Stocha wcale nie jest to, że wygrywa, ale to, że umie przegrywać. Kiedy stając poza podium w […]
Największym sukcesem Kamila Stocha wcale nie jest to, że wygrywa, ale to, że umie przegrywać. Kiedy stając poza podium w ostatnim TCS gratulował zwycięstwa Kobayashiemu mówiąc, że cieszy się jego sukcesem, wzruszyłem się szczerze. To krótkie świadectwo jest warte więcej niż sterty profesjonalnych kazań. Z całym szacunkiem dla naszych znakomitych kaznodziejów. Ale to świetny przykład na to, jak Bóg czyni wielkie rzeczy posługując się głupstwem słowa. Taka postawa, kiedy cieszą nas cudze sukcesy podczas gdy my przegrywamy, to dla większości z nas nieosiągalny level. Zazdroszczę ludziom, którzy tak mają. Ja nie mam. Niestety.
Za oknem zima. Taka zima – zima. Z mrozem. Bo bez mrozu to dla mnie nie zima. Sam śnieg to tylko zewnętrzna powłoka. Klimat. Mróz to to, co przenika w głąb. Co zabezpiecza przed chlapą. Przed syfem. Tak sobie porównałem mróz do pokory. Coś w tym jest. Pokora trzyma nas w ryzach.
Nie pozwala się rozpuścić. Roztopić w tym brudzie naszej pychy. Istotą pokory, myślę, jest zrozumienie, że wszelka nasza zamożność, pozycja społeczna i prestiż nie mają większego znaczenia. A to dla tego, że dla Boga nie ma to większego znaczenia. I uwaga: człowiek pokorny to wcale nie ktoś, kto uważa, że jest nikim. To ktoś, kto jak najbardziej uważa siebie za KOGOŚ! Ale nie dlatego, że jest ważny dla ludzi, tylko dlatego, że jest ważny dla Boga. Kto tego nie odkryje, całe życie będzie się męczył zabiegając o uznanie świata. Albo zarzynając się dążeniem do świętości, by zasłużyć na Bożą miłość.
Może kontrowersyjnie: im więcej w nas pychy, tym bardziej depresyjnie reagujemy na nasze upadki. Bo tak trudno pogodzić się nam z naszą grzesznością. Pokorny widzi swój grzech. Nie lekceważy go. Dostrzega, utylizuje w konfesjonale i idzie dalej. Nie rozwodzi się nad swoimi grzechami i słabościami. Nie udaje przed sobą i innymi, że ich nie ma, bo wie w swej pokorze, że to norma.
Pokorny to też ktoś, kto dostrzega swoje talenty. Nie udaje, że ich nie ma. Korzysta z nich, bo zakłada, że skoro Bóg mu je dał to nie powinien ich zakopywać. Ale nie koncentruje się na nich do bólu. Nie buduje na nich swojego bezpieczeństwa, bo wie, że jutro wszystko może stracić. I wtedy klops. A tak, jak budujemy na Bogu, to możemy być pewni, że klopsa nie będzie, bo Bóg i jego miłość jest gwarantowana bez względu na wszystko.
Nie wiem co tak naprawdę jest w sercu Kamila Stocha, ale życzę mu by było to co wynika z jego wypowiedzi. Czyli nie przywiązywanie zbytniej, (powiedziałbym zniewalającej) wagi do swojej pozycji. Sobie też tego życzę. Z całego serca.
Adam Szefc Szewczyk
Adam Szewczyk
Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.