O pandemii w Ekwadorze i decyzji o wyjeździe do Papui-Nowej Gwinei

Na ulicach miast i wiosek pojawiło się wojsko, kamieniami zasypano drogi wjazdowe i wyjazdowe do miejscowości. Przez jakiś czas nie można było wychodzić na zewnątrz. Dopiero po prawie dwóch tygodniach uświadomiono sobie, że należy odblokować drogi, ponieważ nie ma zaopatrzenia w sklepach oraz chorzy nie mogą dojechać do szpitali.

Ostatni etap mojej ekwadorskiej drogi misyjnej kontynuowałem od lipca 2017 roku w Valladolid. To tam w 2020 roku podjąłem decyzję o wyjeździe na misje do Papui-Nowej Gwinei.

„Miejscowa ludność jest wyćwiczona w ścinaniu głów”

Wioska Valladolid znajduje się w południowo-wschodniej części Ekwadoru na wysokości 1700 m n.p.m. Przepływa przez nią rzeka o tej samej nazwie. Obecna miejscowość została odbudowana na ruinach starej osady, którą zbudowali w 1557 roku kolonizatorzy przybyli z Hiszpanii. Po kilkunastu latach pierwsze Valladolid została zmieciona przez olbrzymią lawinę błotną. Nie tylko wszystkie budynki zostały zniszczone, ale zginęła też większość mieszkańców. W 1932 roku rozpoczęła się nowa emigracja ludności w te strony Ekwadoru, a 60 lat później powstały tam struktury administracyjne.

Okolice Valladolid.

Na oficjalnej stronie internetowej wioski możemy przeczytać fragmenty dziennika hiszpańskiego kapitana Juana de Salinas y Loyoli, który był jednym z założycieli osady. Pisał on o tamtejszych terenach w ten sposób:

Zamieszkałem w miejscowości Valladolid, która była bardzo trudna do życia. Miejscowa ludność jest bardzo wojownicza, są oni wyćwiczeni w ścinaniu głów i kradzieżach.

W innym miejscu kapitan pisze:

Mieszkańcy Valladolid mieli stada owiec z Pirú, z tego powodu ich koszulki, koce i inne ubrania były wykonane z przerobionej wełny; wykorzystywali oni też bawełnę. Wszyscy mówią językiem, który nazywają palta. Ziemie, które zamieszkują, są bardzo urodzajne; tamtejsze wody są doskonałe i znajduje się w nich złoto oraz srebro. Ludność ma wszelkiego rodzaju pokarmy i owoce. Nie używano złota ani srebra, ani też nie posiadano wiedzy, jak je używać.

Węże, pumy, pantery…

Do parafii Valladolid przyjechałem z moimi rzeczami po powrocie z wakacji w Polsce w lipcu 2017 roku. Zaraz potem odbyło się moje mianowanie na proboszcza, na które przyjechał biskup z Zamory. Do parafii przynależy 10 kaplic dojazdowych, które są położone raczej trochę wyżej niż samo Valladolid.

Tropikalna roślinność.

Okoliczne tereny są porośnięte tropikalną roślinnością. W dżungli żyją jadowite węże, pumy oraz pantery. Na niektórych drogach należało zachować szczególną ostrożność, ponieważ występowały tam głębokie przepaście. Z tego, co mi opowiadano, przed moim przybyciem w tamte strony zdarzyło się tam kilka śmiertelnych wypadków. Szczególnie niebezpiecznym czasem na podróżowanie był sezon deszczowy.

Miejscowa ludność z Valladolid w większości zajmuje się wypasem bydła oraz wyrabianiem serów, które potem sprzedają w mieście Loja. Zdarzało się, że dzikie zwierzęta napadały na krowy bądź na ludzi. W przypadku, gdy nastąpił atak na człowieka, miejscowa ludność zabierała ze sobą strzelby i szła na polowanie. Nie można było dopuścić, aby sytuacja się powtórzyła.

Kościół w ruinie i nieuczciwość byłego proboszcza

Po przyjeździe do Valladolid zamieszkałem w pofranciszkańskim konwencie, który – mówiąc szczerze – był w totalnej ruinie. Wszędzie mieszkały szczury, a wewnątrz panowała niesamowita wilgoć oraz występowała pleśń. W nocy niejednokrotnie musiałem przesuwać łóżko, ponieważ stare dachówki na dachu nie wytrzymywały silnych deszczy i woda wlewała się do mojego pokoju. Niektóre części dachu były uszkodzone z powodu trzęsień ziemi.

Kościół w Valladolid.

Kościół parafialny również nie był w najlepszym stanie. Oprócz pracy duszpasterskiej w samym Valladolid oraz pracy w wioskach dojazdowych przystąpiłem do remontu niektórych pomieszczeń mojego nowego domu oraz kościoła. Nie obyło się niestety bez problemów. Moja zaangażowanie oraz przejrzystość finansowa wywołała złość poprzednika, księdza z Peru.

Będąc samemu w porządku, na jaw wyszła pewna jego nieuczciwość. We wiosce pojawiły się ulotki, które zachęcały ludzi do opuszczenia Kościoła i do pozbycia się białego misjonarza. Było to dla mnie zaskakujące, ale ostatecznie nie przejąłem się całą tą sytuacją i kontynuowałem moją pracę misyjną.

Bierzmowanie w Valladolid.

Sytuacja z czasem się uspokoiła. W ciągu kilku lat udało się w dużej mierze wyremontować konwent, przebudować sanktuarium oraz zakupić nowy samochód parafialny. Stało się to możliwe dzięki pomocy różnych parafii z archidiecezji przemyskiej.

Pandemia i decyzja o wyjeździe do Papui-Nowej Gwinei

W marcu 2020 roku wybuchała na świecie pandemia COVID-19. W Ekwadorze czas ten był bardzo dotkliwy, jeśli chodzi o praktykowanie wiary. Rząd nakazał zamknięcie wszystkiego, a potem – mimo stopniowego powrotu do normalności – nie zezwolił na praktykowanie wiary w świątyniach.

Na ulicach miast i wiosek pojawiło się wojsko, kamieniami zasypano drogi wjazdowe i wyjazdowe do miejscowości. Przez jakiś czas nie można było wychodzić na zewnątrz. Dopiero po prawie dwóch tygodniach uświadomiono sobie, że należy odblokować drogi, ponieważ nie ma zaopatrzenia w sklepach oraz chorzy nie mogą dojechać do szpitali. To właśnie w tamtym czasie nawiązałem kontakt z misjonarzami z Papui-Nowej Gwinei, poprosiłem o pozwolenie na zmianę kraju misyjnego moich przełożonych i w sierpniu 2020 roku wyjechałem do Polski. Tak zakończyła się moja droga misyjna w Ekwadorze.

Święto patronalne w Valladolid.

Niestety w dalszym ciągu rząd nie zezwolił Kościołowi na sprawowanie kultu i nie miałem możliwości oficjalnie pożegnać się z moimi parafianami. W Ekwadorze kościoły były jeszcze kilka razy zamykane w ciągu roku, szczególnie na Boże Narodzenie i na Wielkanoc.

W kolejnych tekstach będę poruszał wybrane aspekty życia na misjach w Ekwadorze i w Papui-Nowej Gwinei.


Przeczytaj również:

Ekwador. Czy w sąsiedztwie chińskiej kopalni można stworzyć parafię?

ks. Łukasz Hołub

Od dziecka czuł, że ma zostać misjonarzem. W 2013 r. przyjął święcenia kapłańskie i został księdzem archidiecezji przemyskiej. Na pierwsze misje wyjechał w 2016 r. do Ekwadoru, gdzie spędził cztery lata. Od 2021 r. pracuje w Papui-Nowej Gwinei. Obecnie jest proboszczem parafii Koge w diecezji Kundiawa.