Na pełnym Baku, dzień 23. 200 km na czczo
Bardzo się nie chce, ale trzeba… Opuszczamy dogodności takie jak łóżka, kuchnię, piękny kościół – czyli miejsce, w którym przebywaliśmy przez ostatnie trzy noce i regenerowaliśmy się, podczas gdy chwycił nas turecki wirus.
Żegnamy się z naszymi gospodarzami i wyściskani wyruszamy w dalszą drogę! Po grypie żołądkowej spodziewamy się mocnego osłabienia w grupie, jednak – ku naszemu zaskoczeniu – pierwszy postój robimy po 50 km! Sklepy jeszcze zamknięte, więc stajemy na chwilę na stacji i – zaopatrzeni w nasze sucharki i colę – kręcimy dalej.
Jedziemy jak burza, zdarzają się przystanki na „szybkie krzaczki”, ale jest płasko i w mgnieniu oka kolejne 47 km za nami! Postanawiamy przejechać jeszcze „pięćdziesiątkę” zanim zjemy obiad. Na przerwę obiadową zatrzymujemy się w parku, gdzie o. Patryk potajemnie odprawia Eucharystię pomiędzy krzakami, po czym jemy obiad (a raczej: kto je, ten je) i drzemiemy jeszcze chwilkę.
Zostaje nam 40 km do szukania noclegu. Po zrobionych zakupach szukamy czegoś w centrum miasta. Najpierw próbujemy w porcie, gdzie przekierowują nas do pobliskiego parku nad morzem. Pomaga nam przy tym także policja, która w nagrodę dla nas przekazuje naszywkę „szeryfa” o. Patrykowi, który nie może się nacieszyć swoją nową odznaką!
Dzień kończymy z 200 km na licznikach. Jesteśmy zmęczeni i głodni (żyjąc cały dzień na sucharkach), czas najeść się ryżu i wyspać na kolejny dzień!
Karolina Nizio
Bilans dnia:
- dystans: 200 km
- średnia prędkość: 23,0 km/h
- czas jazdy: 8h 45m
- suma przewyższeń: 900 m
Nocleg: Giresun (TUR)