Photo by Clem Onojeghuo on Unsplash
28 października| Artykuły

Mój najlepszy felieton w życiu! Rusza Wielki Projekt!

Wpadłem na pewien pomysł. Zrodził mi się w głowie, na bazie obserwacji współczesnego świata. Trudne czasy – myślę sobie. Kombinuję, […]

Wpadłem na pewien pomysł. Zrodził mi się w głowie, na bazie obserwacji współczesnego świata. Trudne czasy – myślę sobie. Kombinuję, kombinuję i mam! Znalazłem sposób na rozwiązanie wszystkich problemów. To będzie wyjątkowy projekt! Projekt przez duże „P”!

[Jeśli masz mało czasu, możesz pominąć tekst nad zdjęciem z żarówką w dłoniach]

W USA szaleje Black Lives Matters. W Polsce protesty przeciw wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego, Kościołowi i wszystkiego, co jeszcze po drodze oberwie rykoszetem. Rdzenni mieszkańcy Amazonii walczą o swoje lasy, które siłą wykradają im firmy wyrębnicze. W Afryce jak zawsze obrywają najbiedniejsi, cierpią głód z rąk swoich braci, którzy przy pomocy AK-47 wspięli się na szczyt władzy i gnębią swoich pobratymców. Kocioł Karabachu wrze, a niewiele dalej trwa wojna z terroryzmem i jego efektami. W Indiach usuwa się niewygodnych działaczy na rzecz praw człowieka, jak o. Swamy. Wszystko dodatkowo przykrywa płaszcz pandemii, w którą jedni ludzie wierzą, a inni nazywają „plandemią”.

To, co łączy wszystkie te zjawiska, to proces dzielenia ludzi, rozłamu, wewnętrznego konfliktu, jakiego nie obserwowaliśmy już dawno. To niejako konsekwencja postmodernistycznej wizji, indywidualizmu i subiektywizmu. Każdy walczy o swoje miejsce w świecie i musi się czymś wykazać, być bardziej wyjątkowy i niesamowity. Nie masz własnego zdania? Nie zabrałeś głosu w dyskusji (nieważne, czy jesteś w temacie kompetentny)? Jesteś bezbarwny. Jesteś przeźroczysty i nigdzie nie zajdziesz w życiu. Inna sprawa, że twoje wyjątkowe zdanie powinno kopiować poprawnie polityczne wzorce, bo inaczej nikt na ciebie nie zwróci uwagi. To dopiero wymaga kreatywności – być taki sam jak inni, ale jednak wyjątkowy!

Dawniej to było…

Kiedyś konflikty były bardziej czytelne. Można było opowiedzieć się za jedną lub drugą stroną. Jasne, że trzecia, czwarta i piąta chciały coś na tym zdarzeniu ugrać, ale jednak w pewnych grupach głos był w miarę wspólny: konfederaci kontra unici w wojnie secesyjnej w USA, a obecnie demokraci vs republikanie; alianci vs państwa osi; socjaliści kontra kapitaliści; komuniści vs państwa zachodu; wierzący kontra niewierzący, a o partiach politycznych w Polsce nawet nie wspominam, żeby nie eskalować konfliktu…

To co skłoniło mnie do mojego Projektu, to protesty w temacie aborcji, które aktualnie odbywają się w Polsce. Nie zgadzam się z żadnym argumentem „strony przeciwnej” i jestem w stanie obalić każdy z nich. Dostrzegam populizm, granie na emocjach, niekonsekwencję, nielogiczność, agresję (jako ostateczny dowód braku merytorycznych argumentów) przeciwników aborcji eugenicznej. Oczywiście nikogo nie przekonam. Po prostu mam inne, wyrobione zdanie. Kiedy ideowo ścierają się dwie fundamentalne wartości – prawo do życia i prawo do wolności (choćby nawet niezbyt dobrze rozumianej), to nikt nie przeciągnie nikogo na drugą stronę ani argumentem, ani wulgaryzmem czy siłą (tę obserwację zaczerpnąłem od p. Tomka Samołyka – jest bardzo trafna!). Potrzeba czasu. To proces.

Photo by Riccardo Annandale on Unsplash

Pora na Wielki Projekt

To już nie tylko „Projekt” piszę z wielkiej litery, ale także „Wielki” przez wielkie „W”. Ten plan postawi świat z powrotem na nogach! Oto on:

Może by tak połączyć się, zintegrować w środowisku ludzi podobnie myślących? Stworzymy grupę stojących blisko Jezusa Chrystusa osób, stąpających mocno po ziemi, ale i wierzących i pobożnych. Taką siłą można zmienić świat! Zbudujemy strukturę i komunikację odporną na zewnętrzne wpływy i ataki trolli. Będziemy odpierać argumenty merytorycznym przekazem. Miłością bliźniego rozczulimy przeciwników. Dobrym przykładem wytrącimy oręże z rąk wojujących neomarksistów! Modlitwą z kolei dotkniemy serc najbardziej zatwardziałych oponentów, niczym św. Pawła pod Damaszkiem. Przy tym wszystkim będziemy wytrwali, cierpliwi, silni i zdeterminowani. Nie damy się zakrzyczeć i wejść sobie na głowę! Do dzieła!

Biorę listę kontaktów. Trzeba zacząć lokalnie i rozniecić ogień! Pierwsza selekcja i mam fajną ekipę, która stanie murem za ochroną życia nienarodzonego. Weryfikuję listę. Hmmm. Tu kolega i koleżanka są wporzo, ale pamiętam, jak popierali w jednej z rozmów karę śmierci. Trzeba wystraszyć przeciwników, a wówczas obrzydliwe zbrodnie zostaną wyplenione ze społeczeństwa – argumentowali. Chyba jednak nie tędy droga. No dobra, to ich wykreślam z listy.

Przeglądam dalej…

Jest dobrze. Sporo osób. Tylko jeden problem – nie jestem pewny czy ta bardziej liberalna grupa dogada się z liturgicznymi tradsami. Jak będziemy się wspólnie modlić? Koleżanka super gra na gitarze i śpiewa. Atmosferę modlitwy tworzy tak, że aż chwyta za serce i dreszcz biegnie po włosach na karku. Ale ten drugi kolega na pewno nie weźmie udziału w Mszy z gitarą. Tylko trydencka. Tylko organy. Akurat nie mam w ekipie żadnego organisty… No i jeszcze ten problem z Komunią na rękę lub do ust… Co tu robić? No nic. Kogo mniej, tego sio z listy. Nie jest źle. Dalej jest trochę ludków.

W kolejnym rzucie odpadły osoby ze zbyt gorliwym podejściem do celebracji „święconki” w Wielką Sobotę. Głupio byłoby się potem o to pokłócić. Dalej odfiltrowuję sympatyków Pepsi, bo ponoć robiła słodzik z materii poaborcyjnej. Odpadli też ci, którzy uważają, że znaki drogowe to tylko sugestia, a nie punkt odniesienia dla kierowcy. Idąc za ciosem z listy wypadli ci, którzy zupełnie odrzucają prawo stanowione, na rzecz Boskiego. W końcu jednak jakieś zasady społeczne muszą obowiązywać. Na tej samej zasadzie wylecieli ci, którzy nie uznają piątkowego postu od mięsa, uzasadniając, że to przeżytek dawnych czasów. Kim są, że wiedzą lepiej od Kościoła Katolickiego?

Wielka Porażka

Kiedy odpadła koleżanka, która lubi hawajską (jeśli pizza, to tylko 4 sery!) okazało się, że zostałem sam. Sam z Panem Jezusem.

Chwilę patrzyliśmy na siebie. No dobra – myślę sobie – jakoś popchamy ten Wielki Projekt do przodu. Choćby i we dwóch. Patrzę i widzę, jak Pan Jezus wyciąga swój kajecik i robi podłużną kreskę na moim nazwisku. W ten sposób wypadłem z listy. Wyleciałem z własnego Wielkiego Projektu.

Okazało się, że był Wielką Porażką i to od samego początku. Od momentu, w którym zaczynamy myśleć, że jesteśmy lepsi od innych, że możemy decydować o tym, kto ma być w ekipie Jezusa, a kto ma z niej wylecieć. Ta ekipa to Kościół. I składa się z samych grzeszników, błądzących i duchowo niepełnosprawnych.

Na końcu Pan Jezus pokazał mi swój kajecik. Nie było tam napisane „Moja ekipa”, jak pierwotnie myślałem. On nikogo z niej nie wykreśla. W tytule widniało „Osoby, którym muszę jeszcze pokazać, o co Mi naprawdę chodzi.”

PS Oczywiście nie był to mój najlepszy w życiu felieton 😉 Tak jak Wielki Projekt nie był tak dobry, jak się zapowiadał 🙂 Pozostaje mi tylko pisać dalej…

Krzysztof Zieliński

Od 2008 roku współtworzy Oblackie Duszpasterstwo Młodzieży NINIWA, co jest jednocześnie pracą i życiową misją. Współorganizuje i animuje wydarzenia, pisze artykuły, redaguje treści książek i robi znacznie więcej. Człowiek orkiestra.