Photo by Arnaud Mariat on Unsplash
23 listopada| Artykuły

„Mniej romantyzmu, więcej pracy u podstaw”. Radykalny skok w stronę młodzieży

„Mniej romantyzmu, wielkich wydarzeń, wielkich akcji, więcej pozytywizmu, rzetelnej, pogłębionej pracy u podstaw” – to, według o. Wojciecha Surówki OP, […]

„Mniej romantyzmu, wielkich wydarzeń, wielkich akcji, więcej pozytywizmu, rzetelnej, pogłębionej pracy u podstaw” – to, według o. Wojciecha Surówki OP, duszpasterza Lednicy, sposób na skuteczną pracę z młodzieżą w Polsce. Tylko czy jest to atrakcyjne dla młodych?

O. Wojciech twierdzi, że wydarzenia takie jak Światowe Dni Młodzieży czy Strefa Chwały nie zastąpią stałej, pogłębionej formacji. Tymczasem wysiłki duszpasterskie koncentrowały się w ostatnich latach bardziej na wydarzeniach. I gromadziły one nawet tysiące osób. Niestety jednak nie zatrzymywały ich w Kościele. Jednocześnie nikt nie podważał potrzeby rzetelnej formacji, ale pytanie brzmi: jak zachęcić do niej młode osoby? Pytanie to niejako uprzedza o. Wojciech mówiąc, że czekamy dziś na nowego ks. Blachnickiego.

Zdecydowanie – nowa, pociągająca i uwspółcześniona wizja duszpasterstwa młodzieży, to ogromna potrzeba w Kościele. Wymaga to ogromnej przenikliwości i mądrości, żeby wskazać drogę formacji, która będzie zapalnikiem dla wielu wspólnot i konkretnym narzędziem dla duszpasterzy. Nowy Blachnicki na pewno by się przydał, ale czy to wystarczy?

Nie ma dziś papieża Polaka. Skąd brać wzorce?

Coraz trudniej o autorytety, które są punktem odniesienia. Nie ma księdza Blachnickiego, nie ma Jana Pawła II. W oczach młodzieży kilku biskupów wyróżnia się językiem, który trafia do młodych, ale gasi ich często widok innych biskupów, którzy dali antyświadectwo. To odstręczający dla młodych obraz ryby psującej się od głowy. Niestety. Młodzi są na to wybitnie wyczuleni, bo wyczuwają hipokryzję, jak nikt inny. Może ciut lepszą opinię mają księża, pracujący lokalnie, ze swoimi owieczkami, którzy wykazują się gorliwością, potwierdzając na co dzień drogę z Jezusem. Takiej autentyczności na pewno bardzo potrzeba. Trzeba nam modlić się o ich świętość i by stawiali sobie Jezusa przed oczy każdego dnia. Ale nawet takie światełka mogą blednąć w gąszczu rozdartego społeczeństwa i jego problemów. Dodatkowo przyćmiewają ich nowocześni celebryci rodem z Youtube’a, którzy nie mają nic szczególnego do przekazania, oprócz chwilowej rozrywki.

Jednym ze sposobów walki z tym trudnym do uchwycenia przeciwnikiem jest jedność. Nasze światełka widziane z lotu ptaka może i są mniejsze, ale gdy zaświecą blisko siebie rozjaśnią całą mapę! Jedność kapłanów, jedność świeckich i młodzieży. Realizowanie inicjatyw ponad podziałami to świetne świadectwo dla młodych. Wszelkie konkurowanie, indywidualizm, wyłapują oni natychmiast i interpretują jako nieszczerość. Dajmy przykład z naszego podwórka, choć nie ma to być jakaś reklama. Organizowanie Festiwalu Życia w Kokotku odbywa się oddolnie, dzięki zaangażowaniu duszpasterzy kilku diecezji i Misjonarzy Oblatów MN. Towarzyszą temu wspólne spotkania i rozmowy, często o bieżących wyzwaniach pracy z młodymi. Biskupi błogosławią, ale siła tkwi u fundamentów. A księża u podstaw wiedzą, że festiwal jest tylko pretekstem do włączenia młodzieży w całoroczny program pracy formacyjnej…

Złapać doświadczenie wiary

Nie da się formować młodego człowieka, jeśli nie złapie się z nim kontaktu. To nic innowacyjnego. Tę samą drogę wskazywał Jezus 2000 lat temu, gdy dawał swoją obecność apostołom i uczniom, a także rzeszom, które ciągnęły do niego. Młodzi jeszcze mocniej potrzebują dobrego doświadczenia – przeżycia, które zmotywuje ich do działania. W dobie dostępu do treści i informacji na wyciągnięcie ręki ze smartfonem, dużo trudniej o realne spotkanie i prawdziwą okazję do przeżycia czegoś wyjątkowego. Wszystkie wydarzenia religijne, jakkolwiek potrzebne, to wydaje się, że spowszedniały nieco i już nie pociągają tak, jak dawniej. W końcu dookoła sporo różnych okazji do spędzenia fajnego czasu (może z wyjątkiem obecnej przerwy epidemicznej). Dlatego wydarzenia nie mogą się kończyć w swojej ostatniej minucie trwania, ale muszą zawsze prowadzić do trwałego wejścia do wspólnoty. Płomień wiary musi być stale podsycany. Zapalony – nawet spektakularnym wydarzeniem – nie będzie płonąć wiecznie.

Możemy zapomnieć o tym, że takie doświadczenie przekaże się też w szkole, na katechezie – twierdzi o. Surówka. To prawda. Jak sama nazwa wskazuje, to katecheza, czyli nauka o zasadach wiary katolickiej, porządkowanie treści, rozwijanie wiary, a nie ewangelizacja. Dawniej wiarę zaszczepiali w nas rodzice i bliscy, a nasz wzrost odbywał się w sprzyjających środowiskach. Teraz ta rola spada na duszpasterzy i świeckich ewangelizatorów, bo młodzi rzadko otrzymują te wzorce w swoich domach.

A może by tak pod prąd?

Nikt nie ma na tacy gotowych rozwiązań. Gdy przed kościołami słychać dramatyczny krzyk, jako katolicy tracimy grunt pod nogami. Czy świat jest rzeczywiście taki podzielony jak widzimy i słyszymy? Czy nadzieja gaśnie? W historii Kościoła nie brakowało takich momentów, jak również i niespodziewanych zwrotów akcji. Często towarzyszyła im jakaś rewolucja mentalna i duchowa połączona z ascezą i pewnym radykalnym powrotem do czystych korzeni – kroczenia za Jezusem. Św. Franciszek z Asyżu zapalił ogień swoją prostotą i ubóstwem. Na podobnej zasadzie reformę karmelu przeprowadziła św. Teresa z Avila. Czy stoimy dziś w podobnym miejscu? Jeśli tak, to ufajmy, bo nadchodzi rewolucyjna i pełna nadziei odnowa.

Kto pracuje z młodzieżą wie, że nie jest ona, jak często się mówi, zepsuta do szpiku kości, a że kiedyś to było… Młodzi chcą czegoś więcej, potrafią się angażować i to oni walczą o piękne ideały najsilniej. Nie lubią bylejakości i słabizny. Pociągają ich przykłady odważnych bohaterów i często hardkorowi ludzie, którzy wyrzekli się wielu wygód i światowych banałów, czy to surwiwalowy Bear Grylls czy tytan siły woli Nick Vujicic. Chętnie patrzą na konsekwentnych i bezkompromisowych celebrytów, jak żonaty od 30 lat Bon Jovi czy wyklęty z Hollywood James Caviezel. Dlaczego, więc boimy się radykalnego świadectwa wiary w Kościele, takiego trochę pod prąd, niepopularnego, wymagającego? A przecież właśnie św. Jan Paweł II mówił, do młodych żeby wymagali od siebie nawet, gdyby inni od nich nie wymagali.

Trzeba szukać metod i modlić się. My jeszcze żyjemy takim romantyzmem katolickim – wielkie akcje, wielkie rocznice, wielkie postaci. Tymczasem nam jest potrzebny teraz pozytywizm. Ciężka, żmudna praca u podstaw, ze świadomością, że to przyniesie efekty dopiero w następnym pokoleniu. Nie w tym. Musimy się zgodzić, że my nie zobaczymy fajerwerków. Żadnych – stwierdza dobitnie o. Wojciech.  Skoro widzimy, że duszpasterskie „głaskanie”, polegające na stanie dwoma nogami po obu stronach przepaści nie przynosi owoców, to może pora na coś wprost odwrotnego? Czy odważymy się na skok na stromą grań?

Źródło: Redakcja NINIWA / KAI

Krzysztof Zieliński

Od 2008 roku współtworzy Oblackie Duszpasterstwo Młodzieży NINIWA, co jest jednocześnie pracą i życiową misją. Współorganizuje i animuje wydarzenia, pisze artykuły, redaguje treści książek i robi znacznie więcej. Człowiek orkiestra.