Molly Everette Gibson miała 27 lat w momencie urodzenia! Jak to możliwe?
To oczywiście znowu kwestia definicji życia. Niektórzy uznają tytuł za manipulację. Jest sporo zamieszania, ale tak niestety dzieje się, kiedy […]
To oczywiście znowu kwestia definicji życia. Niektórzy uznają tytuł za manipulację. Jest sporo zamieszania, ale tak niestety dzieje się, kiedy człowiek chcę być Bogiem i narusza naturalne prawa. Molly urodziła się 26 października, ale poczęła się 27 lat temu w ramach procedury in vitro. Niedawno została odmrożona i umieszczona w łonie swojej biologicznej matki.
To dobra wiadomość. Urodziła się w swojej prawdziwej rodzinie. To dobrze, że jej matka zdecydowała się pozwolić jej się urodzić. Podobną decyzję podjęła kilka lat temu przy swojej starszej córce Emmie, która została odmrożona po 24 latach. Teraz rekordzistką jest Molly, i to w skali świata.
Molly miała szczęście
Żyje i może się rozwijać. Ma do tego pełne prawo. Podobnie jak setki tysięcy innych dzieci. Wiele z nich jednak nigdy nie dostanie takiej szansy. Pozostaną w ośrodkach typy National Embryo Donation Center w mieście Knoxville, który gromadzi zamrożone dzieci z całych USA. W środowisku biomedycznym i etycznym mówi się, że ta „baza” może pomóc wielu bezpłodnym parom adoptować dzieci. To jednak argument dość fałszywy, bo embrionów przybywa, zamiast maleć. Jeśli ktoś ma wybór, woli przecież mieć swoje geny u własnego potomka. Niestety przy każdej procedurze tworzy się wiele zarodków, a o wyborze decyduje jakość najlepszego.
Cytujemy tylko wstrząsające dwa akapity…
Od Moniki mąż odszedł kilka lat temu. Kiedyś trzykrotnie podchodzili do in vitro. Bezskutecznie. W klinice pozostało szesnaścioro dzieci. Ona sama nie może dalej żyć z tą świadomością. Śnią się jej po nocach. Zdecydowała, że wróci, „oszuka” klinikę, zrobi cokolwiek, byle tylko je wydobyć, a potem pójdzie na tory i rzuci się z nimi pod pociąg. Kindze się „udało”. Jakim cudem otrzymała termos kriogeniczny ze swoimi zamrożonymi embrionami, pozostaje jej tajemnicą. Po powrocie do domu otworzyła go, wyciągnęła probówki, zakopała je w ogródku i postawiła krzyż. Próbuje zapomnieć o przeszłości, lecz bezskutecznie. Codziennie modli się do swoich ośmiu „aniołków”, które ma w niebie. Ich ojciec odszedł, nie ma po nim śladu…
Podczas rozprawy rozwodowej Barbary i Adama dokonano podziału wspólnego majątku małżonków. Okazało się, że w klinice pozostało jeszcze dwanaście embrionów. Barbara chciała je transferować, urodzić i wychować, nawet sama, jednak mąż nie wyrażał zgody. W końcu zdesperowana powiedziała: „Niech on weźmie sobie sześć, a ja sześć. Może przynajmniej połowę uda mi się uratować”. Pani sędzia bezradnie rozłożyła ręce – nie wiedziała, czy traktować zamrożone embriony jak dzieci, czy jak rzeczy. Pozostają w klinice do dziś.
Źródło: Redakcja NINIWA / gosc.pl
Krzysztof Zieliński
Od 2008 roku współtworzy Oblackie Duszpasterstwo Młodzieży NINIWA, co jest jednocześnie pracą i życiową misją. Współorganizuje i animuje wydarzenia, pisze artykuły, redaguje treści książek i robi znacznie więcej. Człowiek orkiestra.