Dlaczego warto przekraczać własne granice?
Skok Felixa z zapartym tchem śledził cały świat. Dodam - skok z wysokości 39 kilometrów! Chłopak spadał z prędkością prawie 1360 km/h. Nim otwarł swój spadochron pruł ziemską atmosferę przez cztery i pół minuty. Jeżeli szukamy przykładów przekraczania ludzkich granic, to skok Felixa Baumgartnera z pewnością takim przykładem jest. Spektakularnym na pewno. Ale czy największym?
Życie utkane jest z nieustannego przekraczania granic. Wszelakich. Granice stawia nam nasze ciało, psychika, stan konta, czas, grawitacja, drugi człowiek, prawo cywilne, moralne, obyczajowe. A doświadczanie granic naszej egzystencji jak nic innego otwiera oczy na tą jedną prawdę: NIE JESTEŚMY BOGAMI.
Nie ma mocnych
Thor Heyerdahl, norweski żeglarz i odkrywca rzekł był kiedyś: Granice? Nigdy żadnej nie widziałem, ale słyszałem, że istnieją w umysłach niektórych ludzi. Jeżeli rzeczywiście żadnej nie widział, to znaczy, że jest ślepy. Lubimy manifestować nieograniczoność swoich możliwości, chojraczyć kreatywnością i wewnętrzną wolnością tak zwaną. To efekt naszych ludzkich, odwiecznych zapędów ku doskonałości. Skutek pałętającej się po naszych sercach naiwnej wiary w to, że bycie jako Bóg jest możliwym.
Nic z tego moi drodzy. Chrześcijańska formacja, jeżeli naprawdę traktujemy ją serio, zaczyna się od uświadomienia sobie właściwego miejsca w szeregu. Ładniej mówiąc – od stanięcia w prawdzie. W mojej małej wspólnotce jak mantra powtarzana jest fraza: BÓG KOCHA GRZESZNIKA. Grzech to jedna z tych granic, której o własnych siłach nie jest w stanie przekroczyć nikt.
Muhammad Ali w ostatnich latach życia był żyjącym dowodem na to, że nieprzekraczalne granice jednak istnieją. Do pewnego momentu niepokonany. W końcu znokautowany przez chorobę Parkinsona. I koniec. Albo Jason Becker. Wirtuoz gitary. Jeden z pionierów neoklasycznego rocka. W 2004 roku przez magazyn Guitar World sklasyfikowany na 40 miejscu heavymetalowych gitarzystów wszech czasów. Na początku lat 90 przyszedł cios. Stwardnienie zanikowe boczne. Totalne unieruchomienie. Granica nieprzekraczalna. Dla niego. To przypadki rozsławione w świecie. Opisane w Wikipedii. Ale nie trzeba szukać tak daleko. W życiu każdego z nas codziennie rodzą się takie granice. Czy tego chcemy czy nie.
Niedawno po raz kolejny wsłuchiwaliśmy się w historyczny dialog Jezusa z Piłatem. Czy nie wiesz, że mam władzę uwolnić Ciebie i mam władzą Ciebie ukrzyżować? – mówi Piłat. Jezus odpowiedział: Nie miałbyś żadnej władzy nade Mną, gdyby ci jej nie dano z góry.
Zgadza się, jesteśmy wezwani do tego, by próbować wychodzić poza własne granice. Ale nie o własnych siłach.
Extremum
Świat oszalał na punkcie ekstremalnej, efektownej wirtuozerii. YT wypełniony jest hektogodzinami materiałów, na których ludzie robią rzeczy zdumiewające, szokujące, nieprawdopodobne. Pełno jest świrów, którzy dla zaistnienia i oglądalności gotowi są przekraczać kolejne nieprzekraczalne granice. Dzieciaki osiągają dzisiaj cyrkową sprawność w jakimś obszarze, o której pół wieku temu dorośli nawet nie śnili. Wszystko rwie do przodu z prędkością, przy której od samego patrzenia można dostać zadyszki. W każdej dziedzinie.
Felix Baumgartner skoczył z kosmosu:
Philip Petit przeszedł po linie między dachami budynków World Trade Center:
Andrzej Bargiel zjechał z K2 na nartach:
15 letnia Federica wycina na gitarze kaprys Paganiniego:
Celność panów z Dude Perfect zakrawa o konszachty z diabłem:
To tylko wierzchołek góry lodowej. Patrząc na to wszystko można pomyśleć, że wszystkie granice zostały już przekroczone. Że człowiek doszedł do kresu swoich możliwości. Ale to nieprawda. Codziennie ktoś bije jakiś kolejny rekord. Obłęd. Obsesja doskonałości. Wyczuwam ukryty w zakamarkach naszych serc lęk o to, że jutro nie będziemy od kogoś lepsi. Ktoś nakręca tą sprężynę. I nie sądzę, że jest to Duch Święty. Życie samo w sobie jest wystarczająco piękne i ekstremalne, by się nim zachwycić. Jeżeli potrzebujemy extra dopalaczy by nas zaczęło satysfakcjonować, to znaczy, że dzieje się coś niedobrego.
Stawianie wyzwań i rozwijanie swoich pasji jest ważne, piękne i potrzebne. W gruncie rzeczy nie da się bez tego żyć. Ale istnieje tutaj zawsze ryzyko zatracenia proporcji. Pułapka chciwości może niepostrzeżenie uczynić z naszej zdrowej potrzeby rozwoju obsesję codziennego zdobywania kolejnych, coraz wyższych Mount Everestów.
Niedawno Bóg zafundował mi dwa tygodnie doświadczenia totalnej kruchości. Tak totalnej, że ledwo przeżyłem. Dostałem to trudne doświadczenie po coś. Tak myślę. Dotarło do mnie, że wszystko to, co do tej pory było oczywiste wcale takim nie jest. Poczułem się jak Samson z obciętymi włosami.
Chciałem być silny, ale jedyne co czułem to kompletna słabość. Chciałem być odważny, ale moje serce wypełniał paraliżujący lęk. Chciałem pracować, ale nie byłem w stanie złapać gitary i usiąść przed klawiaturą. Chciałem smacznie zjeść, ale utrata apetytu okazała się silniejsza. Chciałem spokojnie przespać noc, ale budziłem się co chwilę z walącym jak młot sercem. Doświadczyłem wielu granic, których nijak nie byłem w stanie przekroczyć. Jedyne na co było mnie stać, to wysyłane w kierunku nieba: Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną grzesznikiem!
Kiedy w końcu przyszło ukojenie, doceniłem wartość normalnych, prostych rzeczy. O ileż łatwiej było mi błogosławić Bogu za nie! Za kawę, za przytulenie bliskiej osoby, za spokojny sen, za spacer, za bułkę z masłem i siły do codziennej pracy. Okazuje się, że najprostsze życie może być ekstremalnym wyzwaniem.
Granica granic
Jeśli jestem w stanie dźwignąć worek cementu, to tylko dlatego, że zostało mi taka możliwość dana. Nie sobie zawdzięczam zdrowy układ kostny, mięśniowy i to, że wszystko działa u mnie tak, by dźwignięcie takiego wora było możliwym. Bóg jest hojny. Obdarowuje nas talentami, geniuszem, zdrowiem, urodą, powodzeniem wszelakim, spełnieniem i życiem satysfakcjonującym. Jednych bardziej. Innych mniej.
Dlaczego tak? Nie wiem. To Jego tajemnica. Ale mądrość Boża, ta zakodowana w biblijnych tekstach, odsłania nam zdumiewającą prawdę – im mniej dostaliśmy, tym więcej możemy zdziałać. Paradoks? Jest taki króciutki filmik, Cyrk Motyli. Nick Vujicic gra w nim samego siebie. Jedna scena genialnie wyjaśnia ten paradoks. Pozbawiony rąk i nóg Nick z bólem serca przygląda się trenującym cyrkowcom. Nigdy nie będę tacy jak oni – z żalem wyrzuca z siebie. Słyszy to dyrektor cyrku i mówi: Zgadza się. Nie jesteś taki jak oni. Ty masz nad nimi przewagę. Bo im trudniejsza walka, tym piękniejsze zwycięstwo!
To właśnie nasza zależność sprawia, że przekraczanie granic może być tak cudownym doświadczeniem. Co za sztuka wygrywać, kiedy przeciwnik nie stanowi żadnej konkurencji?
Mędrcy wschodu i zachodu powiadają, że najtrudniej jest wygrać z samym sobą. Zgadzam się. Najtrudniejszą do przekroczenia granicą jaka istnieje jest granica własnego JA. Granica egoizmu. Przekroczenie jej sprawia, że wkraczamy na teren miłości. To teren, na którym rezygnując z siebie zaczynamy dostrzegać drugiego człowieka i żyć dla niego. A nawet umierać. Ja jeszcze czuję zapach Świąt Wielkiej Nocy. Jezus przekroczył granicę egoizmu w sposób doskonały. To pozwoliło Mu przekroczyć kolejną, do tej pory równie nieprzekraczalną. Granicę śmierci. To dla nas dobra informacja. Dobra nowina. Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia. Flp 4,13
Adam Szewczyk
Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.