22 kwietnia| Artykuły

Eko-naiwność. Zmień swoje patrzenie

22 kwietnia obchodzimy Dzień Ziemi. Jego celem jest uświadamianie ludzi w krytycznym dla nas temacie - ochrony środowiska naszego życia. Dbanie o przyrodę, ciągłość naturalnych procesów, które dzieją się wokół nas, to nasz obowiązek. Zadanie to powierzył nam Bóg i lepiej, żebyśmy go nie sknocili. Jednak jak mówić o ekologii lub działać na rzecz przyrody, by nie brzmiało to infantylnie czy fanatyczno-ideologicznie?

Przeglądając YouTube’a pod hasłem „Dzień Ziemi” znajdziemy masę filmów dla dzieci, które edukują w podstawowych aspektach ekologicznej świadomości. To dobrze. Dzieci powinny wiedzieć, że ich działania mają określone skutki. Niech uczą się odpowiedzialności za swoje działania. Warto, by dbały o zakręcanie wody, gaszenie światła czy nie zrywały dla kaprysu liści z drzew i uczyły się szacunku do każdej żywej istoty.

Sęk w tym, że po dziecięcym etapie Internet nie oferuje wiele wartościowych materiałów dla dojrzalszego odbiorcy. Jest jakaś luka, a po niej już od razu bardzo radykalny głos eko-ideologów, działaczy i drzewnych fanatyków. Nie chodzi o krytykę ich zaangażowania czy nawet używanych środków (o tym można podyskutować), ale o to, że często te działania przynoszą odwrotne skutki. Ekologia często jawi się zatem jako albo infantylna, dziecinna w swojej argumentacji, albo z kolei tak skrajna, że zraża do siebie potencjalnych odbiorców.

Człowiek z wozu, Ziemi lżej…

Jednym z problemów ekologii jest współcześnie stawianie przyrody wyżej od człowieka. Ile to razy słyszeliśmy już, że gdyby wyeliminować z łańcuchu życia człowieka, to przyroda by kwitła. Mało to memów porównywało świat bez człowieka do świata bez pszczół (do których ginięcia się przyczyniamy)? Albo skrajne i narzucające poglądy, by wyeliminować chów bydła na mięso i ze wszystkich ludzi zrobić wegan. Trudna jest ta mowa. Któż może ją przyjąć, jeśli uwielbia „stejki”?

Trudno też nie odnieść wrażenia, że ekologia stała się kolejnym narzędziem do polaryzacji i podziału społeczeństwa. Każdy ma dobre intencje, ale metody i szczegółowe cele nas bardzo dzielą. Gdy włączamy myślenie i poszerza się nasza świadomość (co naturalnie przychodzi w miarę dorastania), widzimy więcej barw na tym obrazie. Świat nie jest już tylko czarny lub biały, a proste argumenty o zakręcaniu wody w kranie podczas mycia zębów już do nas nie przemawiają. Jasne, że zasady wpajane dzieciom mają też jakieś przełożenie na dorosłych obywateli planety Ziemia. Powinniśmy oszczędzać zasoby, którymi dysponujemy. Zresztą, jeśli nie z pobudek ekologicznych to chociaż ekonomicznych, żeby więcej kasy zostało nam w portfelu.

Szersza perspektywa

Z czasem jednak dostrzegamy, że w grze jest dużo więcej graczy, niż pierwotnie zauważaliśmy. Warto zauważyć te dodatkowe wątki i podejść do sprawy z szerszą perspektywą. Może np. zacząć nas denerwować, że oczekuje się od nas oszczędzania wody i prądu, a największymi trucicielami planety są wielkie międzynarodowe korporacje produkcyjne, które wolą zapłacić kary za emisje, niż przestawić się na ekologiczne tory. Jednocześnie te firmy wystawiają przed kamerami PR’owych erudytów zatroskanych o losy ziemskiego środowiska i robią dobrą minę do złej gry. Możemy też zacząć buntować się na to, że od nas wymaga się sortowania śmieci i płacenia za ich wywóz podczas, gdy firmy recyklingowe robią na śmieciach świetny biznes, a towar mają dostarczony i już w większości posegregowany przez dostawców.

Nie znaczy to oczywiście, że mamy odrzucić ekologiczne postulaty, ale po prostu nie tylko na tym poprzestawać. Trzeba iść krok dalej. Wytykać błędy i śmierdzące interesy. Zauważać je. A przede wszystkim zmieniać myślenie na temat konsumpcji. Jak długo będziemy chcieli mieć wszystko, tak długo nic w ekologii nie osiągniemy. Trzeba mniej produkować. Wpływać na biznesowych kolosów, żeby nie dać sobie wmawiać wyimaginowanych potrzeb. Mówi się nam, że dla naszej wygody i przyśpieszenia prostych życiowych czynności daje się nam do ręki nowoczesne narzędzia. Tylko czy dzięki nim zyskujemy serio więcej czasu? Można mieć wrażenie, że często jest dokładnie odwrotnie. Już nawet sam fakt, że dawniej musieliśmy częściej ruszyć tyłek z kanapy zamiast używać magicznego pilota do wszystkiego, sprawiał, że byliśmy zdrowsi i bardziej eko.

Wspólna sprawa

I w końcu warto zwrócić uwagę na wizjonerskie inicjatywy papieża Franciszka. Nie zatrzymuje się on na pielęgnacji drzew i potrzebie oszczędzania wody. On mówi o przeobrażeniu światowej gospodarki. O zmianie całego systemu finansowego i ekologicznego. Tę wizję spaja słowo braterstwo, gdzie mamy niwelować podziały, zamiast je eskalować. Mamy w centrum rynku finansowego postawić podmiot – człowieka, a nie przedmiot – zysk. To nowoczesna ekonomia, która zwróci się w czasie także finansowo, bo nie będzie trzeba aż tak łatać zastrzykami pieniądza społecznych kryzysów, ale wspólnotowo na bieżąco troszczyć się o potrzeby ludzi dookoła. To tak jak z centralnym ogrzewaniem w domu. Jeśli sterujemy nim tak, że w nocy wychładzamy mieszkanie, a w dzień dogrzewamy – tracimy więcej pieniędzy niż gdybyśmy stale podtrzymywali dobrą temperaturę.

Czy brzmi to jak utopia? Czy taki świat ekologicznego, finansowego i społecznego balansu jest możliwy? Na pewno nie, jeśli wyłączymy z tych procesów głównego Inżyniera.

Krzysztof Zieliński

Od 2008 roku współtworzy Oblackie Duszpasterstwo Młodzieży NINIWA, co jest jednocześnie pracą i życiową misją. Współorganizuje i animuje wydarzenia, pisze artykuły, redaguje treści książek i robi znacznie więcej. Człowiek orkiestra.