4 maja| Artykuły

Co to jest Neokatechumenat?

W zasadzie miał wszystko. Dobrobyt, talent i genialnie zapowiadającą się karierę. Więc jak wytłumaczyć to, że codziennie otwierając oczy zadawał sobie to dekadenckie pytanie: PO CO JA ŻYJĘ?

Wczytywał się w Jeana Paula Sartre’a, który sugerował, że nie ma żadnego nieba i żadnego życia po śmierci. Że jest tylko ta krótka, niepewna i bolesna chwila istnienia. Że ani nic wcześniej nie było, ani nic potem nie będzie. Myśl Sartre’a sączyła się w jego sercu jak trucizna. Szybko zdał sobie sprawę z tego, że takie życie jest nie do zniesienia i prowadzi prosto do samobójstwa. W krytycznym momencie krzyknął: Jeśli istniejesz, przyjdź, pomóż mi, bo mam przed sobą śmierć!!! Widać Ktoś usłyszał.

Wiara

Droga neokatechumenalna nie zrodziła się ani w jakiejś specjalnej pobożności, ani w zachwycie pięknem stworzenia, ani w trakcie lektury dzieł świętego Tomasz z Akwinu. Zrodziła się w cierpieniu i dotyku żywego Boga. Kiko Arguello, bo o nim mowa, ojciec Neokatechumenatu uwierzył, bo Bóg tak chciał. Nie ma innej drogi do stania się osobą wierzącą. O ile można o własnych siłach zdobyć się na religijny aktywizm, o tyle stanie się osobą wierzącą zupełnie nie leży w naszych mocach.

Droga Neokatechumenalna

Oficjalnie Neokatechumenat nazywany jest katolicką fundacją dóbr duchowych, której statutowym celem jest promowanie odnowy życia parafialnego w duchu Soboru Watykańskiego II poprzez otwieranie i prowadzenie w diecezjach i parafiach wtajemniczenia chrześcijańskiego na wzór katechumenatu pierwotnego Kościoła.

Tyle Wiki. Mniej oficjalnie Neokatechumenat to po prostu jedna ze wspólnot w środku Kościoła. Jeden ze sposobów przeżywania Katolickiej wiary. Charyzmat. Zainicjowany w 1964 roku przez wspomnianego Kiko Arguello i jego koleżankę Carmen Hernandes.

To propozycja przede wszystkim dla tych ochrzczonych, którzy na skutek sekularyzacji życia utracili dar wiary i świadomość tego, czym tak naprawdę chrześcijaństwo jest. W pełnej jedności i posłuszeństwu Kościołowi zawędrowali już do ponad 100 krajów na wszystkich kontynentach. Fundamentem całej Drogi jest trójnóg: Słowo Boże, Liturgia i Wspólnota. Czyli nic nowego.

Owoce i kontrowersje

Owocami Drogi, poza tysiącami rozsianych po świecie wspólnot i wielodzietnych rodzin starających się żyć słowem Chrystusa i być solą ziemi, jest ponad 100 seminariów Redemptoris Mater, które dały światu już tysiące kapłanów. Sceptycy i otwarci wrogowie tej formacji grzmią: Neo to sekta! Mają własne ryty, śpiewy i język. Pewne rzeczy przeżywają inaczej niż reszta Kościoła. Trochę tajemniczy, odseparowani. Czasem sprawiają wrażenie, że wiedzą najlepiej.

Gdyby tak definiować sekciarstwo, to sektą jest cały Kościół ze swoją opozycją wobec reszty świata. Sektą jest każda inna wspólnota, parafia, grupa czy rodzina. Neo jest w Kościele na pełnym legalu. Jego statut i oryginalny charyzmat są dawno klepnięte przez Watykan.

Kościół rozpoznał w Drodze Neokatechumenalnej dar dany przez Ducha Świętego naszym czasom, czego znakiem jest zatwierdzenie jej statutów i Dyrektorium Katechetycznego. Zachęcam was (Drogę Neokatechumenalną) byście wnieśli swój oryginalny wkład w sprawę Ewangelii. Benedykt XVI. Taka to sekta.

Jak to działa?

Pierwszą wspólnotę neokatechumenalną (jak wiadomo) założyli Kiko i Carmen. Chłopak i dziewczyna. Świeccy. Nigdy nie byli małżeństwem. Ani nawet parą. Przynajmniej o niczym takim nie wiem. Szybko dołączył do nich ksiądz Mario Pezzi. Pierwsza ekipa katechistów z prezbiterem była gotowa. I oni zaczęli formować i posyłać na świat kolejne ekipy by zakładały kolejne wspólnoty. Kolejne wspólnoty rodziły kolejnych katechistów. Oni zakładali kolejne wspólnoty i tak dalej i tak dalej. Neońska piramida zaczęła się rozrastać do globalnych rozmiarów.

Wygląda to tak: katechiści pukają do drzwi parafii i grzecznie pytają księdza proboszcza: czy można? Jak ksiądz wpuści to zaczynają się katechezy i zawiązywanie nowej wspólnoty. Jak przegoni, to katechiści posłusznie sobie idą gdzie indziej. I tyle. Droga to droga. Trwa w zależności od okoliczności około 20 lat. Są kolejne etapy i wtajemniczenia. Wszystko po to, by w sposób najbardziej możliwy złapać o co chodzi Jezusowi. I starać się tym żyć. Wszystko kończy się uroczystym odnowieniem przyrzeczeń chrzcielnych. I co, że niby po zakończeniu Drogi jest już ok? Szczerzy do bólu neoni twierdzą, że wtedy są gorsi niż na początku. 🙂 Całe neo.

Zmiażdżeni o mur

To było akurat jedno z Bożych Narodzeń, które Kiko zwykle spędzał u swoich rodziców. W kuchni zobaczył łkającą służącą. Zapytał: co się dziej proszę Pani? Był w szoku. Wyznała, że jej mąż alkoholik jest tyranem. Bije ją i dzieci kijem. Albo grozi nożem. A najstarszy syn zaczął się stawiać. Bała się, że w końcu dojdzie do masakry. Jak mogę Pani pomóc? – pyta Kiko. Proszę przyjść i porozmawiać z moim mężem! Zrobił to. Na Cursillos de Cristiandad Kiko był katechistą. Zaciągnął tego męża-tyrana na jedną ze swoich katechez. Pomogło. Na chwilę. Musiał pójść drugi, trzeci, czwarty raz.

W końcu zrozumiał – powinien z nimi zamieszkać. Myślę, że wtedy Duch dał to natchnienie. Zamieszkał z tą rodziną. To była dzielnica cierpienia. Zobaczył ludzi, którzy byli miażdżeni o mur – gwałceni, bici, schorowani, zabijani, przerażeni. Nie mogę dalej tak żyć. Jeżeli Bóg powróci jutro, w swoim powtórnym przyjściu, chciałbym aby znalazł mnie u stóp Chrystusa ukrzyżowanego w tych, co cierpią, w tych ostatnich, zmiażdżonych o mur. Chciałbym być z nimi w adoracji na klęczkach. Było to we mnie tak silne, że zostawiłem wszystko i poszedłem żyć między biedakami – wspomina Kiko. Tak to się zaczęło.

Baraki

Miał przyjaciela, który pracował jako socjalny w barakach Palomeras na peryferiach Madrytu. Ostatni poziom społecznego marginesu – cyganie, włóczędzy, kloszardzi, żebracy, stare prostytutki, chłopcy sprzedający się homoseksualistom. Kiko mówi – chciałbym zostawić wszystko i mieszkać wśród nich. Przyjaciel pyta: widzisz ten barak z brudnych desek? Mieszkała tam pewna rodzina, ale się wyniosła. Kopnij w drzwi i ładuj się do środka.

Jedyne co miał to Biblia i gitara. Na ziemi leżał brudny materac. Ten barak był schroniskiem dla psów i to one ogrzewały Kiko kiedy temperatura spadała poniżej zera. Kiedyś do baraku zajrzał pewien quinqui (cygan). Zobaczył gitarę. Wszedł. Zaczęli gadać. W końcu zeszło na Chrystusa. Zostali przyjaciółmi. Zafascynowany opowieściami o Synu Bożym quinqui zaprowadził Kiko przed swoją społeczność. Mów im o Jezusie Chrystusie! – kazał. Kiko nie wiedział co robić.

Jak można mówić do cyganów analfabetów, którzy niczego nie kumają? Jeśli im się powie parę abstrakcyjnych słów, przestają słuchać i nie nadążają za tobą. Jak przemówiliby Apostołowie? – zastanawiał się Kiko. Spróbował. W pewnym momencie wstała pewna kobieta i wypaliła: Widziałeś kogoś kto wrócił z cmentarza? Jeśli nie, nie słucham cię. Nie życzę sobie kazań. Tak rodziły się podstawy neońskiego kerygmatu. Bóg posługując się tymi ubogimi ludźmi pisał pierwsze katechezy, które do dzisiaj głosi się w parafiach na całym świecie.

Tajemnica cierpienia

Jak zrozumieć cierpienie niewinnych? Dlaczego ktoś jest rozwalany o mur, a ja żyję w luksusie? Gdzie w tym wszystkim jest kochający Bóg? Te pytania najbardziej nurtowały serce Kiko. Odpowiedź oczywiście w końcu przyszła. Wystarczyło jedno głębokie spojrzenia na krzyż. Cierpienie niewinnych przestaje wtedy być tragicznym nieporozumieniem. Staje się błogosławioną koniecznością. Jedyną skuteczną odtrutką na grzech.

Niewinne cierpienie jest jednocześnie konsekwencją grzechu i utylizatorem jego skutków. W niewinnie cierpiących ludziach, niosących na sobie brzemię cudzych grzechów obecny jest sam Chrystus, którego ofiara zbawia świat. Bez tego odkrycia człowiek nie jest w stanie zrozumieć sensu cierpienia. I sensu życia w ogóle.

I tak w ubogich barakach na przedmieściach Madrytu zrodziła się jedna z najżywszych wspólnot Kościoła. Być może dzisiaj jej charyzmat jest jeszcze bardziej potrzebny Kościołowi niż wtedy. Piotrowa łódź płynie przez najnowszą historię po wyjątkowo wezbranych falach. Hipersekularyzacja, kryzys małżeństwa i kapłaństwa, masowa utrata wiary, religijny fanatyzmu, pandemia i cała niekończąca się litania nieszczęść. Ludzie cierpią, są niepewni przyszłości, a ich wiara wystawiona jest na wielką próbę.

Świat potrzebuje Chrystusa. Jak zawsze. Rozejrzyj się, może gdzieś w okolicznej parafii głoszone są katechezy. Masz szansę usłyszeć to, co Kiko 50 lat temu mówił ludziom, dla których życie straciło sens.

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.