27 czerwca| Artykuły

Keanu Reeves. Antygwiazda.

Świadomość tego, że obok nosa przeszło ci 250 milionów baksów może uwierać. Nie wiem czy Johny Deep i Brat Pitt skarżyli się na jakieś uwieranie, ale im taka kwota akurat przeszła.

Bo właśnie tyle za rolę Neo w kultowej trylogii Matrix zarobił Keanu Reeves. Ci dwaj pierwsi braciom (teraz już siostrom) Wachowskim odmówili. Keanu nie. O tym ile z tej kwoty rozdał na lewo i prawo tak naprawdę nie wie nikt.

Zawsze pojawi się ktoś, kto próbuje wyłamać się z pewnych funkcjonujących standardów. Wygląda na to, że Keanu Reeves kimś takim jest.

Bejrut – Toronto – Hollywood

Nie chciałbym pisać kolejnej laurki jednemu z najbardziej popularnych aktorów globu. Jest ich wystarczająco. Nie twierdzę, że mu się nie należą. Sam jestem pod wrażeniem. Inspirujące to bardzo. Kultura i sprzęgnięty z nią wielki showbusiness dysponują zabójczo skutecznymi narzędziami do stawiania ludzi na złotym piedestale. W ich towarzystwie masz się poczuć jak w obecności nad-człowieka.

Jeżeli Keanu Reeves próbuje uwolnić się z uścisku tych mechanizmów – chwała mu za to. Urodził się w Bejrucie w 1964 roku. Matka Angielka, ojciec Amerykanin z azjatyckimi korzeniami. Łatwo nie było. Ojciec pił, ćpał i odsiadywał. Popłynął na drugi brzeg gdy Keanu miał 3 lata. Matka po raz drugi wychodzi z mąż i wszyscy przenoszą się do Kanady. Do Toronto. Tutaj Keanu odkrywa swoje dwie pasje. Aktorstwo i (jak na Kanadyjczyka przystało) hokej.

Po raz pierwszy stanął przed kamerą w 1984 roku grając w reklamie Coca Coli. Dwa lata później w dramacie obyczajowym Youngblood łączy obie swoje pasje grając u boku Patricka Swayze postać hokeisty. Rola za rolą. Krok po kroku. W końcu trafia tam, gdzie musiał trafić. Swoje bramy otwiera przed nim Hollywood.

Speed

Widziałem. Hollywoodzka sieczka, na którą od czasów Szklanej pułapki 2 zupełnie straciłem apetyt. No, ale to był pierwszy globalny hit z Keanu w roli głównej, więc ważny. Od tej chwili to już nie tylko rozpoznawalny, dobry aktor, ale część światowej elity showbusinessu.

Próbuję doszukać się w treści filmu jakiejś metafory łączącej go z powszechnie znaną życiową postawą gwiazdora. Mam. Pasażerowie pędzącego przez film autobusu dostają od szalonego psychopaty paraliżujący komunikat: ZWOLNISZ – ZGINIESZ. Dokładnie taki sam komunikat mają w tyle głowy rozpędzone do zawrotnej prędkości gwiazdy światowej kultury. Wszystko jest coraz szybsze, mocniejsze, bardziej szokujące i wyśrubowane. Zwolnij – spadnie sprzedaż płyt, ilość odsłon, zainteresowanie mediów. Szybsi, silniejsi i bardziej zdeterminowani zostawią cię w tyle. Ludzie coraz mniej będą cię potrzebować. W końcu o tobie zapomną. I pochowają na cmentarzu niechcianych gwiazd.

Czy Keanu Reeves, który odrzucił rolę w Speed 2 na rzecz Romea w jakiejś podrzędnej produkcji próbuje mimo wszystko zwolnić ryzykując śmierć swojej kariery? Można go spotkać w zwykłym metrze, siedzącego obok ulicznego menela albo spędzającego swoje urodziny pod miejską piekarnią jedząc brioche i fundując wszystkim chętnym kawę. Marketingowy chwyt czy prawdziwa potrzeba serca? Ja tego nie wiem. Ale inspirujące to jest na pewno.

Adwokat diabła

Przeznaczył 2 miliony ze swojego honorarium by producenci filmu zatrudnili Ala Pacino. Kto widział zgodzi się chyba, że Keanu wiedział co robi. Kevin Lomax grany przez Keanu jest tutaj biblijnym cedrem. Genialny adwokat, który nie przegrał w swojej karierze żadnej sprawy. Nawet tej najtrudniejszej. Jego charyzma, wewnętrzna siła i doskonały warsztat sprawiają, że zawsze tryumfuje. Pnie się na sam szczyt. Jak cedr. Do tego młoda, śliczna, kochająca żona. Raj na ziemi.

Do czasu. Na jego drodze pojawia się grany przez Pacino John Milton. Diabeł wcielony. W życiu Lomaxa wszystko zaczyna się chrzanić, a on jakimiś siłami jest ściągany na ciemną stronę mocy. Nie chcę spoilerować. Zobaczcie sami jaki ta historia ma finał. A życie? Jego największy przyjaciel, River Phoenix zaćpał się na śmierć. Jedyna córka Keanu umiera w czasie porodu. Jego żona jakiś czas potem ginie w wypadku samochodowym. Nie znam go osobiście, ale jeśli wierzyć temu co o nim mówią i piszą, chłop wciąż jest hojny i wrażliwy na drugiego człowieka. I dobrze mu z oczu patrzy.

Matrix

Dyslektyk, którego wywalono ze szkoły sztuk scenicznych zostaje genialnym aktorem. Dyslektyk, który pochłania książki typu W poszukiwaniu straconego czasu Marcela Prousta. To dokładnie 1 267 069 słów. Milioner, który jeździ metrem, przesiaduje na parkowych ławkach, godzinami gaworzy z bezdomnymi, a krocie ze swojego majątku rozdaje na cele charytatywne. Typu dofinansowywanie szpitali dziecięcych i jednostek prowadzących badania nad chorobami nowotworowymi.

Chłopakom od kaskaderki z planu Matrixa kupił po Harleyu, a ekipom odpowiedzialnym za efekty specjalne i pracę na planie odpalił lwią część swojego honorarium. Krążą legendy, że było to coś koło 70 milionów funtów. Matrix jakiś czy co? Nie, to życie. Nie mam powodów by nie wierzyć. A Matrix to też wizja prorocza. Spiskowcy twierdzą nawet, że w takim żyjemy. Że wszystko czego doświadczamy to złudzenie wyobraźni. Efekt działania genialnej technologii. Że prawdziwa rzeczywistość jest zupełnie gdzie indziej.

Ale nawet bez tego i tak żyjemy w Matrixie. Cyfrowy świat zlasował nam mózgi i serca tak bardzo, że sami nie wiemy gdzie kończy się prawda, a gdzie zaczyna się kłamstwo technoiluzji. Imię bohatera granego w trylogii Wachowskich przez Keanu Reevesa to Neo. Brzmi znajomo. Ja mam takie miejsce gdzie staram się odzierać swoje życie z iluzji. Zwłaszcza na temat siebie samego. A ty?

Dziegć

Żeby nie było tak słodkawo. Keanu trzy razy był nominowany do Złotej Maliny. Ale ani razu nie wygrał. Za dobry pewnie. A ja napiszę szczerze, że z pewnym dystansem podchodzę do przetaczających się przez media informacji o tym, jacy to wspaniałomyślni są ci nasi wielcy tego świata. Bo tu dali kasę na dom dziecka, tam kupili normalne jeansy w hipermarkecie, a wczoraj zjedli obiad w fast foodzie.

Są miliardy, które nie mają wyjścia i muszą tak żyć na co dzień. Bohaterzy. Są bogacze, których stać na drogie prezenty. Ale często są to zwykle pierdnięcia, które nie mają większego wpływu na ich życie. A można sobie nimi kupić najbardziej pożądany surowiec – uznanie świata.

Pamiętacie wdowę spod skarbony? Oddała wszystko. Pamiętacie bogatego młodzieńca? Nie potrafił oddać wszystkiego. Dlatego odszedł smutny. Nie musisz być bogatym, by być hojnym. Nie sądzę Keanu Reevesa. Sądzę siebie. Wierzę, że ten zamożny człowiek jest hojny i ma dobre serce. Jak jest inaczej, to jego strata. Ja czuję się takimi osobami zawstydzony. Bo chyba bym tak nie umiał. Ale i zainspirowany. Bo bardzo bym tak chciał. Nie ma znaczenia to, że jest buddystą. Wierzę, że Jezus jest źródłem prawdy, życia i dobra. Ale wierzę, że to Źródło jest hojne dla wszystkich. Nawet dla tych, którzy w Niego nie wierzą. Póki co.

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.

WYDARZENIA Czytaj więcej
NAJNOWSZE WPISY: