24 września| Artykuły

Dlaczego płaczemy?

Z płaczem jest trochę tak jak ze snem. Towarzyszą nam od zawsze, ale wciąż niewiele o nich wiemy. To znaczy coś tam wiemy, ale jakby wciąż za mało.

Trzy rodzaje łez

W związku z okolicznościami i zapotrzebowaniem człowiek produkuje łzy w trzech sytuacjach.

  1. Łzy podstawowe. One są w naszych oczach non stop. I nie mają żadnego związku z naszymi stanami emocjonalnymi. To takie łzy przemysłowe. Są po to by chronić, odżywiać i nawilżać oczy. Ich skład chemiczny jest różny od pozostałych rodzajów łez. Składają się z trzech warstw: warstwy śluzu, która utrzymuje łzy w oku, warstwy śluzu, która utrzymuje prawidłowe nawodnienie oka i zapobiega rozmnażaniu się bakterii, oraz zewnętrznej warstwy lipidowej, która utrzymuje gładką powierzchnię oka.
  2. Łzy odruchowe. Produkowane są w dużych ilościach w momentach krytycznych. Ich zadanie to zmywanie szkodliwych dla oka substancji. Można je nazwać interwencyjnymi. Kiedy interweniują? Na przykład kiedy wieje nam w oczy wiatr albo dym z ogniska. A także kiedy nasze oczy zostają bezwzględnie zaatakowane przez sulfotlenek S-propynylocysteiny. Czyli, mówiąc krótko, kiedy kroimy cebulę 🙂
  3. Łzy emocjonalne. To te, które najbardziej nas interesują i te, o których wiemy najmniej. Teorie są różne. Jedna z nich głosi, że to system sygnalizacji naszego stanu, za pomocą którego możemy wpływać na inne osoby. Inna głosi, że łzy to waluta, za którą można kupić współczucie. Podobno łzy redukują stres. I skutecznie wspierają budowanie silnych więzi społecznych. Płacz i empatia są tam, gdzie relacje są jakby bliższe. A naukowcy wykazali, że łzy zawierają naturalny środek przeciwbólowy. No jest coś takiego jak ulga po wypłakaniu. Może to o to chodzi?

Śmiech przez łzy

Kolega śmieje się ze łzami w oczach. A ja mu na to: zdecyduj się! W 2010 roku w jednej z chilijskich kopalni miała miejsce katastrofa. Podczas akcji ratunkowej Florencio Avalos rozpłakał się, kiedy zobaczył jak jego ojca-górnika bezpiecznie wyciągnięto na powierzchnię. W tym samym miesiącu babcia dwuletniej Caylee Anthony zapłakała nad śmiercią swojej wnuczki. Jak to jest, że potrafimy płakać i ze szczęścia i ze smutku? To pytanie stawia sobie wielu klinicystów (czyli lekarz pracujący w klinice). Problem polega na tym, że nasza wiedza na temat teorii emocji jest dosyć powierzchowna.

Para i czajnik

Powiedzenie o parze i czajniku to kulturowo silnie zakorzeniony sposób rozumienia emocji. Myślimy, że magazynują się w nas jak jakaś energia i nieuwolnione mogą nam zrobić kuku. Buzują w nas jak ta wrząca woda w czajniku. Stąd takie powiedzenia jak wypuścić parę, zalać się emocjami, gotować się ze złości. Ale podobno to przekonanie jest absurdem pod względem biologii. Na stronie Instytutu Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego wyczytałem, że Freudowska teoria katharsis i różne terapie ekspresywne, takie jak psychodrama, terapia primal scream (to pewnie te, gdzie się wrzeszczy w niebogłosy), doradztwo reewaluacyjne czy terapia Gestalt są dyskusyjne. Ja tam się nie znam, ale te wszystkie psychologiczno-kliniczne przepychanki potwierdzają to, o czym pisałem na początku – łzy są tajemnicą.

Dwu-etapowa łez teoria

Koncepcja pary i czajnika zrodziła się w czasach, kiedy w celu uwolnienia od złych duchów trepanowano czaszki, dla usunięcia z ciała szkodliwych toksyn aplikowano środki przeczyszczające, a dla oczyszczenia krwi stosowano pijawki. Cóż, dzisiaj wiemy trochę więcej i choć koncepcja pary i czajnika ma swój intuicyjny urok, warto przyjrzeć się wynikom najnowszych odkryć w temacie.

Dwuetapowa teoria łez przekonuje mnie. Żeby nie zamęczać fachowym słownictwem postaram się najprościej jak się da wyklarować na czym ona polega. Otóż zakłada, że z fizjologicznego punktu widzenia łzy (te emocjonalne) pojawiają się u człowieka w chwili szybkiego przejścia od stanu wysokiego napięcia do powrotu do równowagi. Często takie przejście jest nazywane poddaniem się, odpuszczeniem. Przykład. Dziecko gubi się w hipermarkecie. Najprawdopodobniej płacz pojawi się u niego w dwóch sytuacjach. Albo kiedy w końcu odnajdzie swoich rodziców i odpuszcza sobie niepokój związany z zagubieniem. Wtedy mamy łzy szczęścia. I sytuacja druga – dziecko poddaje się w poszukiwaniach uznając, że zgubiło się na dobre. Wtedy odpuszcza sobie nadzieję na znalezienie rodziców i wybucha płaczem. Często taka kapitulacja może mieć miejsce już na samym początku. No i wtedy mamy łzy nie-szczęścia.

Chłopaki płaczą

Znajomy obejrzał z synem Życie jest piękne. Pod koniec poczuł, że łzy walą mu do oczu. Próbował trzymać fason. Odeprzeć wilgotny atak. Zachować twarz twardziela. W końcu jednak musiał skapitulować. Łzy obficie popłynęły po twarzy ojca. Zaskoczony syn wypalił: tato, ty płaczesz!

Skąd bierze się w naszej kulturze ten stereotyp obciachowości męskich łez? Dlaczego wyrażanie emocji, których lejące się łzy są ultrasugestywnym znakiem, jest traktowane jak coś wstydliwego? Jak bąk? Chyba dlatego, że uleganie emocjom traktowane jest jak oznaka słabości. Jakimkolwiek emocjom. Zachować zimną krew, być jak James Bond – oto cechy prawdziwego faceta.

Naprawdę? To znaczy, że Jezus nie był prawdziwym facetem skoro zapłakał nad grobem Łazarza i poniosło go przy kupcach w świątyni? Powiem wam, co jest naszą największą słabością. To, że nie mamy odwagi jej ujawnić. Facet, który potrafi publicznie, szczerze zapłakać jest tak naprawdę silny. Bo nie pozwala by kierował nim lęk przed ujawnieniem swoich emocji.

Łzy szczęścia

Doskonale wiem, kiedy płakałem najbardziej. Kiedy w oddalonym od Polski o tysiące kilometrów kościele pewien ksiądz nałożył na mnie ręce. Padłem na kolana, a z moich oczu popłynęły strumienie łez. Siedzę sobie teraz przed komputerem i stabilny emocjonalnie (w miarę) klikam w klawiaturę popełniając ten tekst. Trudno teraz oddać to, co wtedy się ze mną działo. Poczułem, że dotyka mnie Miłość Boga. Jej skrawek. Ale to było tak błogie i miażdżące doświadczenie, że po prostu ze szczęścia zacząłem beczeć jak bóbr. Tak, Duch święty i w taki sposób pozwala człowiekowi odczuć coś, czego tak naprawdę odczuć nie jest w stanie.

Łzy są tajemnicą. Przynoszą ulgę, nawet jeśli nic nie zmieniają. I tak naprawdę to bardzo lubię płakać.

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.