3 października| Artykuły

Muzyka filmowa. Top subiektywno obiektywny.

Friedrich Nietzsche rzekł onegdaj: Życie bez muzyki byłoby pomyłką. I to wcale nie jest bełkot ateistycznego filozofa. Muzyka, tak jak kolory, światło, kształty czy smaki jest przewidzianym przez Kreatora elementem stworzonego wszechświata. I to ważnym elementem. Serio.

Poczytajcie Biblię. Zapytajcie łebskiego teologa. Nie sądzę, że zadaniem anielskich chórów jest jedynie recytacja niebiańskiej poezji i machanie skrzydłami. Powiem więcej. Muzyka to uniwersalny język, który przekracza nie tylko granice państw i kultur. Myślę, że muzyka przekracza też granicę nieba i ziemi.

Nieme kino

Parafrazując Nietzschego można by rzec: film bez muzyki byłby pomyłką! Nie dlatego, że jestem muzykiem tak piszę. Piszę tak, bo jestem człowiekiem, którego Bóg łaskawie obdarował słuchem i emocjonalnością zdolną reagować na różne impulsy. W tym dźwiękowe. Z całym szacunkiem dla osób głuchoniemych.

Pamiętam świętej pamięci moją niesłyszącą babcię Gertrudę i to, ile radości dawało jej oglądanie filmów mimo, że nie słyszała z nich ani jednego dźwięku! To prawda, świat dźwięków jest ważny, ale nie jest sensem życia. Dygresja górnolotna: sensem życia jest życie i wypełniająca je miłość. Wracam do muzyki. Film bez muzyki byłby czymś takim mniej więcej:

Wszystko jest muzyką

Może to nie jest najlepszy przykład. Dialogi i naturalne dźwięki to jedna sprawa. Muzyka ilustrująca wszystko to druga. Kiedyś na jednym z teleturniejów padło pytanie: kto napisał muzykę do Ptaków Hitchcoka? To pytanie podchwytliwe. W tym filmie nie ma muzyki! Ale nie dlatego, że nie było takich możliwości. Wtedy już były i to spore. Tak po prostu chciał reżyser. Choć to nie prawda, że tam nie ma muzyki. Niezauważalna, ale jest. W jednej scenie aktorka plumka coś na pianinie. A jako kluczowych efektów dźwiękowych użyto puszczonych od tyłu odgłosu ptaków. Podobno wszystko jest muzyką…

Pierwszy raz

I to też nie jest tak, że w epoce kina niemego ludzie oglądali filmy bez muzyki. Jak najbardziej z muzyką. I to na żywo! Dzisiaj kinowy seans z muzyką wykonywaną live to sytuacja ekskluzywna. I okazyjna. Kiedyś to była norma, bo po prostu nie było innej opcji.

Wersja standard polegała na zatrudnieniu tak zwanego tapera. To koleś, który na pianinie albo innym instrumencie muzycznie ilustrował wyświetlany film. Była i wersja premium. Dla bogatszych kin. Wtedy do takiego ilustrowania zatrudniano kameralne zespoły. Albo nawet duże orkiestry symfoniczne. To właśnie wtedy zrodził się zawód pod tytułem kompozytor muzyki filmowej. Jednymi z pierwszych pionierów tego fachu byli goście nad wyraz konkretni: Siergiej Prokofiew czy Dymitr Szostakowicz.

Mechanicznie

Za muzykę mechaniczną uważa się taką puszczaną z płyt albo z sieci. To właśnie wynalezienie gramofonu zapoczątkowało kres żywej muzyki w kinach. Zamiast wynajmować tapera czy zespół, właściciele kin w trakcie seansów po prostu puszczali płyty. Czy lepiej to nie wiem. Na pewno taniej. Ale to był okres totalnie przejściowy. Era filmowej ścieżki dźwiękowej nadciągała z dużą prędkością. No i w końcu nadciągnęła. Powszechnie uważa się, że pierwszym prawdziwym filmem dźwiękowym był Śpiewak jazzbandu z 1927. Dialogi co prawda były przedstawiane na tablicach z napisami, ale muzyka już była integralną częścią taśmy filmowej. Proszę:

Ojciec

Za ojca muzyki filmowej uważa się Maxa Steinera. Tak zwane cudowne dziecko. Już w wieku 11 lat wystawił swoją pierwszą operetkę. Jako 17 latek dowodził wodewilową orkiestrą w Londynie, a w 1914 roku wyemigrował do Stanów Zjednoczonych gdzie przez 30 lat był muzycznym szefem Warner Bros. Spłodził 300 filmowych partytur. Dostał 3 Oscary, choć najbardziej kojarzony jest z filmami, za które Oscarów akurat nie dostał – Przeminęło z wiatrem i Casablanka. W 1933 roku skomponował pierwszą oryginalną ścieżkę dźwiękową do klasyka – King Kong. Max Steiner przetarł szlak takim ziomkom jak Ennio Morricone, John Williams czy Hans Zimmer. Dzięki niemu kompozytorów muzyki filmowej zaczęto traktować (i opłacać) jak Wielkich Artystów.

Subiektywno obiektywnie

Powiem szczerze, że dużo jest tej muzyki filmowej. Wszelkie topowe dychy i the greatest hits to sprawa umowna. Choć nie do końca. Są takie tematy, takie melodie i takie klimaty, które zna cały świat. Garść takich właśnie znanych i kultowych specjalnie dla Was teraz. Trochę muzyki instrumentalno ilustracyjnej. Trochę piosenek. Choć piosenka filmowa to wynalazek czasów późniejszych. Pierwszym takim filmowym hitem był zaśpiewany przez Al Jolsona Sonny Boy.

No i machina do pisania filmowych hitów zaczęła pracować na pełnych obrotach.

1. Over the Rainbow

Piosenka pochodząca z amerykańskiego, fantastyczno przygodowego musicalu pod tytułem Czarnoksiężnik z Krainy Oz. Wyśpiewane przez Judy Garland Over the Rainbow to nie tylko jedna z najpiękniejszych piosenek filmowych. To jedna z najpiękniejszych piosenek w ogóle.

2. Singing’ in the rain

Deszczowa piosenka to film muzyczny w reżyserii Stanleya Donena z niezapomnianą rolą Gena Kelly. Nawet jeśli filmu nie kojarzycie, to ten taniec w deszczu na bank.

3. Mr. Robinson

Ten hit duetu Simon & Gerfunkel pochodzi z amerykańskiego (jak zwykle) filmu fabularnego w reżyserii Nicka Nicolsa. To jest rok 1967. I genialna rola niejakiego Dusina Hoffmana.

4. I Will Always Love You

Ja beczałem. Klasyczny miłosny wyciskacz łez z duetem Whitney Houston + Kevin Costner. Leci mi na słuchawkach jak to piszę. Mam ciary, że hej. Wciąż działa. Cóż, muzyka : – )

5. My Heart Will Go On

Titanic poszedł na dno, ale ta piosenka nie. Często jest tak, że filmowy hit żyje dłużej i intensywniej niż sam film, z którego pochodzi. Nie wiem czy tak jest w tym przypadku, ale ta piosenka już nie ma szans na zapomnienie. Zresztą film też. Reżyseria James Cameron. Śpiewa Celine Dione. Rok premiery 1997. Płyńcie…

6. Shallow

Świerzak. Tytuł filmu to A Star is Born. Kolejny aktorski duet typu znana piosenkarka + znany aktor. Tym razem Lady Gaga i Bradley Cooper. Nie wiem tylko, czy Lady jest lepszą aktorką czy Bradley lepszym wokalistą? Oceńcie sami. Choć słyszeliście to już pewnie setki razy. No to kolejny.

7. Cast Away

W tym filmie muzyki w zasadzie nie ma przez całą jego połowę. Ale jak delikatnie pojawia się w momencie, kiedy Chuck Noland odpływa na skleconej przez siebie tratwie w głąb oceanu, muzyka Alana Silvestri rozwala system. Uwielbiam.

8. Indiana Jones

Jak przygoda to tylko z Indianą Jones! John Williams pisze największe hity filmowe na orkiestrę symfoniczną ever! I choć ten nie jest tym największym, to i tak jest potężny. Ahoj przygodo!

9. Twin Peaks

Świetny przykład na to jak oszczędność może być subiektywna. I piękna. Jestem jednym z fanów Misteczka Twin Peaks. Między innymi dlatego, że ten serial był inny niż wszystkie. Cóż, co Lynch to Lynch. Angelo Badalamenti napisał śliczną, prostą i łagodną muzykę, która genialnie kontrastuje z mroczną i totalnie pogmatwaną fabułą filmu. Zapraszam do Miasteczka Twin Peaks.

10. Star Wars

Temat tematów. To prawda, że Steven Spielberg z Johnem Williamsem stworzyli duet, który rozbił bank dzisiejszego kina przygodowego. Ale uważam, że gdyby nie muzyka Williamsa, to Star Wars nie zrobiło by takiej demolki we współczesnej pop kulturze jaką zrobiło. Zresztą posłuchajcie sami. Moim zdaniem najważniejszy temat filmowy wszech czasów. Niech moc będzie z Wam!

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.