7 października| Artykuły

Czy wykonasz każdy rozkaz? Eksperyment Milgrama

Koszmar nazistowskiej apokalipsy musiał śnić się Stanleyowi Milgramowi nie raz. Latami zadawał sobie pytanie: jaka siła sprawiała, że szeregowi żołnierze nazistowskiej armii posłusznie i bez zmrużenia okiem wykonywali najbardziej przerażające rozkazy swoich zdehumanizowanych przełożonych?

Chyba nie wszyscy członkowie hitlerowskiej hordy byli pozbawionymi empatii sadystami? Na pewno nie wierzył w to Stanley Milgram, amerykański psycholog społeczny.

W latach 1961 – 1962 przeprowadził on eksperyment, którego wyniki zszokowały świat i ujawniły smutną prawdę o człowieku.

Geneza

Kiedy w 1963 roku mieszkańcy New Haven natknęli się w prasie na pewne ogłoszenie, nie mieli bladego pojęcia co tak naprawdę za nim się kryje. Stanley Milgram musiał użyć podstępu, jeśli chciał by jego eksperyment się udał. Potrzebował ochotników. Szukał chętnych do prostego, laboratoryjnego sondażu, którego celem miało być zbadanie wpływu kar na pamięć. Zaproszenie skierowane było do facetów. Każdemu ochotnikowi, bez względu na to jak potoczy się eksperyment zagwarantowano 4,5 dolara honorarium. To dzisiejsze mniej więcej 30 dolców. Na brak chętnych Milgram nie mógł narzekać. W pierwszej, tej najsłynniejszej odsłonie eksperymentu wzięło udział 40 chopa.

Ściema

Na czym polegał podstęp Milgrama? Już tłumaczę. To trochę skomplikowane, więc skupcie się proszę. Badanie miało charakter indywidualny. W jednym secie eksperymentu brały udział trzy osoby.

Wersja oficjalna:

Dwie z tych osób to ochotnicy. Trzecią był ubrany w biały fartuch lekarz eksperymentator nadzorujący przebieg badania. Dokonywano losowania. W jego wyniku jeden z ochotników wchodził w rolę nauczyciela, drugi w rolę ucznia. Lekarz miał czuwać. Uczeń udawał się do sąsiedniego pokoju.

Tam przywiązywany był do krzesła przez eksperymentatora oraz nauczyciela. Przeguby ucznia podłączane były do elektrod po uprzednim posmarowaniu nadgarstków maścią w celu uniknięcia poparzeń i pęcherzy. W trakcie przypinania nauczyciel słyszał jak uczeń zadaje pytanie eksperymentatorowi, czy to może być niebezpieczne, ponieważ ma kłopoty z sercem – Wstrząsy mogą być bolesne, ale nie powodują uszkodzenia tkanek– odpowiadał eksperymentator. (sic!)

Dwa pokoje

I tak – w jednym pokoju przywiązany do krzesła i podpięty do prądu uczeń. W drugim – nauczyciel i eksperymentator. Komunikacja między nimi poprzez system typu interkom. Nauczyciel miał przed sobą tablicę z dozownikami napięcia, które (jak się pewnie domyślacie) miało być aplikowane uczniowi za błędne odpowiedzi. O tym za chwilę. Zakres napięcia? Od 15 do … 450 V!!! Każdy zakres był opatrzony stosownym komunikatem – 15 – 60 V: słaby wstrząs, 75 – 120 V: umiarkowany wstrząs, 135 – 180 V: silny wstrząs. Potem intensywny wstrząs, bardzo silny wstrząs, niezwykle silny wstrząs, niebezpieczeństwo: poważny wstrząs. Wreszcie przy napięciu 450 V widniały po prostu trzy krzyżyki: XXX.

Lista życia

Najpierw nauczyciel czytał uczniowi długą listę par słów. Typu miły – dzień, niebieska – skrzynka, gruba – szyja itd. Uczeń musiał z tego zapamiętać jak najwięcej. Najlepiej wszystko. Potem nauczyciel odpytywał ucznia z tego zapamiętania. Czytał pierwszy wyraz z pary, a uczeń musiał podać drugi. Za każdą błędną odpowiedź był rażony prądem! Przy każdej kolejnej błędnej odpowiedzi napięcie wzrastało!!! Szokujący eksperyment. Z pokoju ucznia dobiegały wrzaski, błagania, okrzyki bólu, żądania zakończenia eksperymentu, odwoływania się do chorego serca. Nauczyciele byli najpierw skonfudowani. Potem wpadali w panikę. Pocili się, trzęśli, jąkali, chcieli przerywać eksperyment, nie mogąc znieść tego co się dzieje. Jednak eksperymentator stanowczym i spokojnym tonem nalegał mówiąc: proszę kontynuować, eksperyment wymaga, aby kontynuować, proszę kontynuować, to jest absolutnie konieczne, nie masz innego wyboru – musisz kontynuować.

Wyniki

Szokujące. Nauczyciel w każdej chwili mógł wstać, olać to, co gada eksperymentator i wyjść zachowując swoje 4,5 dolca. Wszyscy o tym wiedzieli. A jednak 65% badanych zaaplikowało uczniowi najsilniejszy wstrząs. Nikt nie wycofał się, mimo że uczeń wyraźnie o to prosił. 80% uczestników kontynuowało rażenie prądem kiedy uczeń zgłaszał swoje problemy z sercem. Dlaczego?

Wersja prawdziwa

W rzeczywistości tylko nauczyciel był poddanym badaniu ochotnikiem. Uczeń i lekarz eksperymentator byli specjalnie przygotowanymi do tego eksperymentu aktorami. Losowanie ról było sfingowane. Nie było żadnego prądu. Teatr. Nie chodziło o żadne zbadanie wpływu karania na pamięć. Chodziło o coś innego. O to, jak daleko człowiek jest w stanie się posunąć będąc posłusznym autorytetowi.

Autorytety

Niemiecki żołnierz, który ślepo wykonywał rozkazy swoich przełożonych to sytuacja skrajna ekstremalnie. Tam za niesubordynację dostawało się kulę w łeb albo coś nie mniej zachęcającego do posłuszeństwa. Nie znam historii na tyle dobrze, ale musiały być przypadki kiedy żołnierze ze swastyką na ramieniu odmawiali wykonania rozkazu narażając się na śmierć. Głos sumienia i wewnętrzne przekonanie okazywały się silniejsze niż rozkaz autorytetu. W taką rzeczywistość wchodzili rozszarpywani na arenach za swoją wiarę pierwsi chrześcijanie. Zresztą to się dzieje do dzisiaj. Ale nie każdy przypadek posłuszeństwa bądź nie-posłuszeństwa autorytetowi musi dotyczyć tak ekstremalnych sytuacji.

Ciocia i reszta świata

Kiedy ciotka częstuje cię daniem, którego nie cierpisz, często nie masz odwagi by asertywnie odmówić konsumpcji. Mam z tym problem do dzisiaj. Bo nie chcę urazić, podpaść czy wygenerować niezręczną sytuację. To też problem naszego ślepego posłuszeństwa autorytetowi. Wielki autorytet naszych czasów, być może największy – ludzka opinia. Niebywałe jak wiele jesteśmy w stanie zrobić, by zasłużyć na aplauz. Albo dla uniknięcia gwizdów. Może przesadzę, ale myślę, że większość z tego co robimy, robimy dla aprobaty naszych autorytetów.

W eksperymencie Milgrama ludziom, którzy byliby gotowi powiedzieć NIE autorytetowi eksperymentatora nic tak naprawdę nie groziło! Jedynie niezadowolona mina badającego i zdecydowane przerwanie eksperymentu. Straszne.

Co nam mówi ten eksperyment z 1963 roku? Ano to, że jesteśmy niewolnikami swoich autorytetów. A największym z nich jest nasze EGO.

Chcemy być sobą

W Kościele od zawsze słyszę o prawdzie, która wyzwala, o tym, że nie mam ściemniać tylko mówić konkretnie – TAK albo NIE, i o tym, że Jezus wyswobodził mnie ku wolności. Po tym tekście widzę, że jest potrzeba przeglądu swoich autorytetów. A właściwie pseudo-autorytetów. Tego wszystkiego co sprawia, że gwałcimy swoje sumienie, zdradzamy przekonania i nie mamy odwagi być sobą po prostu. Warto coś z tym zrobić. Tak myślę. Zaczął bym od prostych rzeczy. Na przykład przy najbliższej okazji asertywnie podziękuję cioci za zupę, która mi nie podchodzi.

Autorytet ostateczny

Bóg dla tych, którzy Go spotkali jest Autorytetem ostatecznym. To jasne. Ale dziwny to Autorytet. Swoboda jaką nam daje, by go nie słuchać jest skandaliczna. Autorytet najbardziej delikatny z delikatnych. Nikomu nie jest łatwiej powiedzieć NIE, niż Bogu. Korzystamy z tej możliwości na okrągło. Ktoś mądry powiedział: jeśli kogoś kochasz – daj mu wolność. To by się zgadzało. Siła Bożego autorytetu? Spójrz na krzyż. Silniej się nie da.

PS

Dla ciekawskich. Zapis oryginalnego eksperymentu Milgrama tutaj:

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.