Co jesteś w stanie zrobić by ratować swoje życie?
Filmowa makabra, czyli kultowa seria pod stolarskim tytułem "Piła" zadaje to jedno podstawowe pytanie: jak daleko jesteś się w stanie posunąć by ratować swoje życie? Przypadki z tego filmu wydają się być równie przerażające co nierealne. A jednak. Życie potrafi zaskakiwać. Nawet największych twardzieli i sceptyków.
Aron Ralston żyje naprawdę. Pytanie zadane przez twórców Piły musiał on pewnego dnia postawić sobie samemu. Tyle tylko, że w pułapce nie umieścił go żaden obłąkany sadysta, a zwykły przypadek ze szczyptą nieodpowiedzialności.
Aron
Aron Lee Ralston urodził się 27 października 1975 roku w Indianapolis. Data śmierci jeszcze nie jest znana, ale uwierzcie mi – Aron Ralston miał już nie żyć. W wieku 26 lat porzuca funkcję korpo-szczura w wielkiej firmie. Finansowo był zabezpieczony, ale magia cytatu Goethego okazała się silniejsza: Cokolwiek zamierzasz zrobić, o czymkolwiek marzysz, zacznij działać. Śmiałość zawiera w sobie geniusz i siłę.
Uwielbia ryzyko i ekstremalne sporty – wspinaczkę, jazdę i bieganie na nartach, eksplorację kanionów i samotne przemierzanie wszelkich pustkowi. Swoją przygodę z wolnością zaczął od wejścia na Denali – najwyższy szczyt Ameryki Północnej. 6190 metrów. Potem przez sześć miesięcy podróżował przez Stany Zjednoczone i Kanadę. Podjął próbę samotnego zdobycia zimą wszystkich 59 czterotysięczników Kolorado. Igrał ze śmiercią. Mimo wysokiego zagrożenia lawinowego zjechał w niebezpiecznym terenie ze szczytu góry Resolution (3638 npm). Tuż za jego plecami zeszła potężna lawina. To była lawina 5-go, najwyższego stopnia, której zwykle nikt nie przeżywa. Aron przeżył. Wtedy jeszcze nie wiedział, że czeka go przygoda, podczas której tego szczęścia będzie miał znacznie mniej.
Blue John
Kanion Bluejohn jest położony we wschodniej części Parku Narodowym Kanionów w stanie Utah. Jego główna część ma około 18 km długości. Biegnie przez północny wschód od Robbers Roots. Robbers Roots to Gniazdo Rabusiów – ostatnia kryjówka samego Butcha Cassidy’ego i jego bandy. Musieli mieć rozbójnicy do tej okolicy słabość. Legenda głosi, że kanion Blue John jest tak nazwany na cześć banity Johna Griffina, który ukrywał tutaj skradzione konie. Griffin miał jedno oko niebieskie. To już wiemy skąd ten Blue John. Przebycie całej długości kanionu wymaga sporych umiejętności technicznych i sprzętu. Idealne miejsce dla kogoś takiego jak Aron Ralston. Przenieśmy się tam na chwilę.
Tylko dla ludzi o mocnych nerwach
To był 26 kwietnia 2003. Pagoda idealna. Aron poczuł, że musi się ruszyć z domu. I to na kilka dni. Spakował plecak i ruszył. Padło na pustynię Moab. Ale poza tym nie miał zaplanowane nic. Pustynia jest jak wiadomo duża. Aron nie zaznaczył żadnej trasy i nie miał żadnego planu. I (co najgorsze dla tej historii) nikomu nie powiedział gdzie i na ile wybywa z chaty. W sumie sam tego do końca nie wiedział. Szedł, szedł i w końcu doszedł do kanionu Blue John. Widzieliście filmik stamtąd. Labirynt skał i głazów. Wąskie korytarze mają tam nawet 40 cm szerokości. Powódź jest tam szczególnym zagrożeniem. Wystarczy choćby kilkanaście milimetrów deszczu by spływająca do wąwozu rzeka wezbrała do kilku metrów.
Głaz
W pewnym momencie Aron schodząc wąskim przesmykiem w kierunku dna kanionu zauważył zaklinowany kilka metrów nad podłożem głaz. Ponieważ poruszał się z dużą prędkością, nie miał wiele czasu by przemyśleć to co chciał zrobić. A pomysł był taki: skok na głaz, zawieszenie się na nim rękami i skok na dno kanionu. Pomyślał i od razu wykonał. W tym momencie głaz obluzował się i zaczął spadać. Aron odskoczył i instynktownie próbował zamortyzować siłę uderzenia rękami. To był błąd. Kolejny. Głaz spadł z impetem i przygniótł jego prawą rękę do ściany kanionu. Gdy minął szok, a myśli zdołały przebić się przez potworny ból, Aron zrozumiał, że jest w pułapce.
Bez szans
To było totalne odludzie. Zero zasięgu. Od auta dzieliło go kilkanaście kilometrów. Przez pięć dni próbował się uwolnić. Obtłukiwać głaz. Wzywać pomocy. Bezskutecznie. Wypił resztki wody i zjadł resztki spakowanego na wyprawę prowiantu. W akcie totalnej desperacji zaczął pić własny mocz. Pomału dochodziło do niego, że znajduje się w skalnym grobowcu. Pozbawiony snu i wody zaczyna mieć halucynacje. Śmierć, która od kilku dni zaglądała mu w oczy zbliżała się bardzo powoli. To było najgorsze. W pewnym momencie wyjął z plecaka kamerę i zaczął nagrywać. Trochę swoje przesłanie dla świata, trochę dziennik więźnia labiryntu. Chcecie zobaczyć oryginalny fragment tego nagrania? Proszę bardzo:
Kiedy zrozumiał, że to koniec, na ścianie kanionu wydrapał swoje imię i dwie daty – urodzin i prawdopodobnej śmierci.
Cięcie
Świadomość, że jedynym ratunkiem jest amputacja, musiała mrozić krew w jego żyłach. Potężna wola życia najbardziej jest odczuwalna wtedy, gdy ktoś chce ci je gwałtownie odebrać. Aron Raiston dojrzał do tej decyzji. Zebrał w sobie wystarczająco dużo sił i postanowił zrobić to. Amputować swoje przedramię, by uzyskać wolność. Dokładnie w takich sytuacjach znajdowały się ofiary doktora Jigsawa. Tyle tylko, że to nie był film. Najpierw trzeba było złamać kości. Promieniową i łokciową. Zrobił to posługując się dźwignią będącą częścią jego sprzętu wspinaczkowego. Potem scyzorykiem i kombinerkami przeciął tkanki i ścięgna. Po sześciu dniach był wolny. Ale wciąż nie był bezpieczny.
Holenderscy turyści
Skrajnie wyczerpany 26 latek zaczął mozolny powrót do świata żywych. I prawdopodobnie gdyby nie spotkał rodzinki turystów z Holandii, powrót skończył by się fiaskiem. Oni go napoili, nakarmili i wezwali pogotowie. Helikopter przetransportował go do szpitala. Był w opłakanym stanie. Stracił wiele krwi i kilogramów. No i rękę. Ale był już bezpieczny.
127 godzin
Dokładnie tyle spędził w szczelinie kanionu Blue John. 6 dni. Odciętą rękę ostatecznie wydobyto i skremowano. Aron pojechał z tymi prochami na miejsce swojego dramatu i tam je rozsypał. Tak symbolicznie pożegnał się z miejscem swojej niedokończonej agonii. Jego historia zadziwiła świat. Danny Boyle postanowił ją sfilmować. Tak w 2010 roku powstał fabularny film opowiadający dramatyczną historię z kanionu Blue John.
Nowe życie
Aron Ralston po powrocie do życia powtarzał w kółko, że narodził się na nowo. Został mówcą motywacyjnym, stał się globalną twarzą sportów ekstremalnych, założył rodzinę, został Człowiekiem Roku 2003 miesięcznika GQ i Osobowością Roku 2003 magazynu Vanity Fair. I przede wszystkim nie zrezygnował ze swojej pasji. Wręcz przeciwnie. Przede wszystkim dokończył rozpoczęty przed Blue Johnem projekt samotnego wejścia zimą na wszystkie czterotysięczniki w Kolorado. W planach jest Mount Everest.
Co nam ta historia mówi?
Po pierwsze, żeby zawsze mówić gdzie się idzie. W każdym szanującym się schronisku jest coś takiego jak księga wyjść. Odpowiedzialny turysta wpisuje tam planowaną trasę, by wiedziano gdzie go szukać w razie potencjalnego zagubienia. Po drugie – zawsze jest jakieś wyjście. A w każdym razie z takiego założenia trzeba wychodzić. Nawet w najtrudniejszym położeniu. Nigdy nie wiadomo. Przedwczesne złożenie broni może się okazać niewykorzystaniem nadciągającej szansy, której jeszcze nie widzimy. I po trzecie – życie warte jest każdej ofiary. W każdym tego słowa rozumieniu. Sam fakt istnienia, oddychania, życia jest wart tego by zapłacić za niego każdą cenę. Bo ostatecznie w życiu najważniejsze jest… życie.
Adam Szewczyk
Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.