McDonald’s
Abrahama i Raya Krocka dzieli kilka tysięcy lat historii. Ale jest coś co ich łączy. U obu dopiero po 50-ce zaczęło w życiu naprawdę hulać.
Ten drugi zanim kupił hamburgera w kalifornijskim barze drive-in (1954 rok) sprzedawał plastikowe kubki i przygrywał w burdelu na pianinie. Spotkanie braci McDonald’s zmieniło jego życie.
Bo to wcale nie bracia McDonald’s stworzyli potęgę restauracji pod złotymi łukami. O idei gospodarczego podboju świata, fast foodzie wszech czasów i tym ile za to wszystko płacimy już za chwilę.
Bracia
Jest rok 1948. San Bernardino w Kaliforni. Przy jednej z dróg stoi mała restauracja. O ta:
Jak byłeś głodny, to było to idealne miejsce, by ten głód zaspokoić. Mogłeś to zrobić za pomocą frytek, mlecznego koktajlu i przede wszystkim hamburgera. Bo takie właśnie fast-foodowe przysmaki serwowali bracia Richard i Maurice McDonald w swojej restauracji. Tak, to był pierwszy McDonald świata. Bracia chcieli, by był też ostatnim. Interes lokalny zapylał im świetnie. A ponieważ nie byli zachłanni, to na tym i tylko na tym chcieli poprzestać. I tak zostało im do końca. Więc już wiemy, że plan fast-foodowej inwazji globu nie był ich planem.
Ray Kroc
Poza przygrywaniem w burdelu koleś sprzedawał też miksery spożywcze. Pewnego razu zauważył, że jeden z jego klientów zamawia ich znacznie więcej niż jakikolwiek inny lokal. Postanowił to sprawdzić. Pojechał, zamówił hamburgera i zachwycił się. Przedstawia się braciom McDonald, a w jego głowie zaczyna kiełkować idea. Idea by wyjątkowy smak mackdonaldowych hamburgerów poszedł w świat. To był rok 1954.
Franczyza
Myślałem, że to jakaś francuska wersja burgera 🙂 Ale nie. Franczyza to taki system sprzedaży towarów, usług, technologii i pomysłów, który polega na ścisłej współpracy pomiędzy prawnie i finansowo odrębnymi i niezależnymi przedsiębiorstwami: franczyzodawcą i jego indywidualnymi franczyzobiorcami. Krótko mówiąc: dostajesz czyjś patent, czyjąś markę. Potem możesz działać i na tym zarabiać. Ale część Twoich zysków idzie do kieszeni tego, kto owo know how ci dał. Proste.
I taki plan miał Ray Kroc. Nie wiem czy już wtedy marzył mu się podbój świata, ale na pewno swojej ojczyzny. I tak Ray Kroc zawiera z braćmi McDonaldami biznesowy układ, który jak się okazało, próby czasu nie przetrwał. Ale za to zaowocował najpopularniejszą restauracją świata. Choć nazywanie fast food’a restauracją to chyba lekkie przegięcie.
Korpostart
Ray Kroc handluje mcdonaldowymi licencjami na lewo i prawo. W końcu sam udziela sobie licencji i osobiście w Des Plaines buduje swojego maca. To był kwiecień 1955. Tą datę uważa się za początek korporacji McDonald’s. Wizje braci i Raya coraz bardziej się rozjeżdżają. Oni chcą tylko jednej restauracji z maksymalnie dobrym żarciem. On chce podbić świat. Oni hamują mu rozwój biznesu, on uderza w ich skromną, pierwotną wizję. Wkurzali się nawzajem. Tak się nie da współpracować.
W końcu Ray nie wytrzymał i zapytał braci wprost: ile chcecie za maca? To był jego najdroższy hamburger. Ale biorąc rzeczywistą wartość marki i jej perspektywę, Ray Kroc zapłacił braciom za ich restaurację grosze. Dokładnie 2,7 miliona dolarów. W tym momencie drogi ojców założycieli i biznesowego wizjonera rozchodzą się na zawsze.
Za ciosem
Nieskrępowany zupełnie pozbawionymi biznesowej żyłki braćmi, Ray Kroc rozwija swoje imperium. W 1961 powstaje pierwszy Uniwersytet Hamburgera – placówka szkoleniowa z własną kadrą naukową, programem, technicznym zapleczem i tysiącami kursantów. Rok później rodzi się Filet – O Fisch, jeden z hitów restauracji. W 1963 poznajemy Ronalda McDonalda – klauna maskotkę, który wygląda jak żywcem wyjęty z horroru klasy B. W 1968 na podium wskakuje Big Mac i pozostaje tam do dziś. 1975 – pierwszy McDrive. W 1979 McDonald bierze się za dzieciaki i powstaje Happy Meal. Ray Kroc nie doczekał premiery swojego imperium w naszym kraju. Umiera w 1984. Pierwszego McDonalda w Polsce otwarto 17 czerwca 1992. W stolycy, rzecz jasna. Gdyby Kroc wiedział, jakiego jobla na punkcie jego marki dostaną Polacy, pewnie wbiłby tu wcześniej! W dniu otwarcia w Polsce ustanowiono światowy rekord sprzedaży: 13 300 zamówień! Rekord został pobity sześć miesięcy później na makasie w Katowicach: 13 600 zamówień. Itd, itd, itd…
McImperium
Film w reżyserii Johna Lee Hancocka opowiada dokładnie to, co opisałem powyżej. Zdania są podzielone. Są i takie, które sugerują, że postać Ray Krocka (znakomicie zagrana przez Michaela Keatona) niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Dla jednych był starzejącym się, lecz trzymającym fason pucybutem, który nigdy nie przestawał marzyć o milionach. Dla innych bezwzględnym, podłym wręcz egoistą, którego poza spektakularnym sukcesem nie interesowało nic więcej. A już na pewno nie przywiązanie do zawodowej etyki jakie cechowało prawdziwych założycieli McDonalda.
Wojna
Zawsze kiedy na autostradzie zjeżdżam w prawo widząc charakterystyczne złote łuki, czuję się trochę pokonany. Nie tylko przez głód. Też przez miażdżąco skuteczną maszynę marketingową. Wiem, że ci młodzi ludzie, którzy tam pracują robią to dobrowolnie. Ale nie umiem oprzeć się wrażeniu, że to niewolnicy McImperium. To nie jest tylko problem McDonalda. To problem każdego korpo zbudowanego na zasadzie piramidy, któremu przyświeca jeden cel – zdobyć świat. Ktoś kiedyś powiedział, że po wojnie militarnej przyszedł czas na wojnę ekonomiczną. Cele w obu przypadkach te same – ekspansja i podbój. Ta ekonomiczna mniej boli i dobrze się kamufluje. Inne środki. Ale cele te same. Nie tylko dzieci poza makiem świata nie widzą. Dla większości Polaków gastronomiczną siecią nr 1 jest McDonald właśnie. Ktoś tu tę wojnę najwyraźniej wygrywa.
Nie zabijaj
Ok, w McDonaldzie jest fajnie. Design, muzyczka, miła obsługa i krótki czas czekania. Rzadko kiedy nie ma miejsca na zaparkowanie auta. Ok, jedzenie w McDonaldzie może smakować. Mi akurat smakuje. Jestem żywieniowym discopolowcem, trudno.
Ale na tym lista zasług się kończy. Nikt nie pyta o to co najważniejsze: jakie wartości odżywcze ma to jedzenie? Nikt nie pyta, bo wszyscy wiedzą, że żadnych. Amerykańscy dietetycy wzięli pod lupę Big Macka. Wyniki niepokoją. Jedna taka kanapka to 540 kalorii, 25 gramów tłuszczu i dzienny limit soli. O tym co wciągamy zatrzymując się w McDonaldzie można by długo. Dzisiaj tylko o kurczaczkach będzie.
W składzie McNuggetsów jest tylko 50 % mięsa. Reszta to wypełniacze i dodatki takie jak polidimetylosiloksan (używany do produkcji dezodorantów, mydeł i smarów) czy fosforan aluminiowo-sodowy (powodujący odwapnienie kości i zaburzenia oddychania). Tam tego niby nie jest wiele, ale po jakimś czasie te dodatki kumulują się w organizmie osiągając groźne stężenie. A Sally Davies przeprowadziła kiedyś długofalowy eksperyment. Codziennie fotografowała hamburgera z frytkami. I tak przez … 6 lat! Żywność ani nie porosła pleśnią, ani w żaden sposób nie zdegradowała się i nie zmieniła swojego wyglądu (sic!) W sieci są zdjęcia z różnych etapów tego eksperymentu. Tutaj fotka z dnia 3287:
Dla osoby wrażliwej na dekalog rodzi się pytanie: od kiedy jedzenie w McDonaldzie jest łamaniem 5 przykazania? Kto gorszy: ten co kupuje i je czy ten co produkuje i sprzedaje? To problem nie tylko religijnie wrażliwych. To problem każdego, kto szanuje własne ciało. McDonald to znak czasów. Wiemy, że nie jest dla nas dobry, ale jest tak podany, że kupujemy. Przyjrzyjmy się całemu naszemu życiu w tym kontekście. Może się okazać, że w całości spędzamy je w McDonaldzie. I myślę, że bracia Richard i Maurice McDonald przewracają się dzisiaj w grobach widząc jak przerażającym monstrum stała się ich mała, poczciwa restauracyjka w San Bernardino. Smacznego, mimo wszystko.
Adam Szewczyk
Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.