Operacja MIR, dzień 2. Podwarszawski chillout i trudne ostatnie kilometry
Dziury w drodze, upał i zbyt długi dystans - tak wyglądał drugi dzień wyprawy. Jednak wtorkowy wieczór wynagrodził wszelkie niedogodności.
Obdarowani domowymi ogórkami wyruszamy spod Opoczna w stronę Siedlec. Pierwszy odcinek okazuje się lekko senny, ale nie przeszkadza to w utrzymaniu dobrego tempa. Szybko docieramy do przydrożnego sklepiku i konsumujemy banany, jogurty, swojską kiełbasę i aromatyczną kawę serwowaną przez Włóczykija prosto z menażki.
Kolejny podwarszawski postój spędzamy w parku, jedząc kebaby i burgery oraz wylegując się na dostępnych ławkach. Aglomeracja warszawska nie zawiodła. Przechodnie chętnie udzielają informacji, gdzie znaleźć bezpłatne ubikacje. Wypoczęci pędzimy dalej.
Kolejny odcinek obfituje w atrakcje: kilka pościgów za główna grupą oraz pęknięty bagażnik. Każdy wyprawowicz wie, że takie usterki załatwia się trytytką. I tak też się stało. Dwie minutki i po krzyku.
– Ostatnie 56 km było katorgą – tak ostatni dystans podsumowała Manu aka Manuela. Jakimś cudem docieramy do Siedlec, po drodze gubiąc kilku naszych. Na szczęście, w porę docierają na Mszę do parafii oblackiej.
Wieczór, jak i całą noc, spędzamy w rodzinnym domu Janka, gdzie czekają na nas smakołyki prosto z grilla, zabawa do nocnych godzin oraz wyborowe towarzystwo domowników i przyjaciół. Dzień kończymy wyczerpani, lecz najedzeni i szczęśliwi.
Klaudia Stęchły
Bilans dnia:
- 192 km
- średnia prędkość: 21,1 km/h
- suma przewyższeń: 818 m
- 1 pęknięty bagażnik
Nocleg: Siedlce
Przejechanych kilometrów do tej pory: 372