Operacja MIR, dzień 8. Uwaga, łosie!
Morze Bałtyckie po estońsku, glony i chwile trwogi, czyli przepis na dobry początek tygodnia!
Rozpoczynamy kolejny tydzień jazdy, opuszczając stolicę Łotwy w dość chłodny, a jednocześnie rześki poranek. Pędzimy przez łotewskie ścieżki rowerowe, dobrze wiedząc, że sygnalizacja świetlna nie jest tu wielce respektowana, dlatego nie zadajemy sobie wiele trudu, by przystawać na czerwonym świetle.
Pierwszy postój już po 50 km. Mało kto reaguje na zawołanie Jędrka: „Chodźcie nad morze!”, myśląc, że biedak bredzi w półśnie. Kiedy ktoś z lasu, udając się na stronę, krzyczy: „Ej, tu rzeczywiście jest morze!”, wyrywa nas letargu i nie czekając ani chwili dłużej, pędzimy, by zobaczyć Morze Bałtyckie z innej perspektywy.
Jest pięknie, ale wciąż zimno, więc opieramy się pokusie i nie dajemy się porwać falom. Nawet Górnik, konsumując kostkę sera żółtego, nie daje się podpuścić, by wskoczyć do morza w ubraniach. Jak widać, jedno mycie na wyprawie wyczerpało limit kąpieli dla Sławka. Niemniej, jesteśmy mu wdzięczni nawet za ten jeden szybki prysznic. Wydaje się, że to był niemały akt miłosierdzia, na jaki się zdobył.
Kolejne kilometry uciekają zadziwiająco szybko. Dobre tempo, brak awarii i pełne akumulatory usprawniają jazdę, a my coraz bardziej doceniamy wczorajszą regenerację. Mkniemy kolejną setkę, wyczekując przerwy obiadowej oraz wkraczając do Estonii.
Wychodzące zza chmur słońce sprawia, że zdejmujemy bluzy i kurtki w trakcie jazdy, co – powiedzmy sobie wprost – nie jest szczytem rozwagi i rozsądku. Na nasze nieszczęście, przekonujemy się o tym na własnej skórze. Chwila zachwiania i Maurycy wraz z Anią lądują na asfalcie. Z uwagi na naprawdę szybkie tempo, reszta grupy z trudem ich omija, mając świadomość, że drugi pas jest bardzo ruchliwy, więc miejsce do ominięcia leżących jest znacząco ograniczone. Cała kraksa kończy się na kilku zadrapaniach i scentrowanym kole, które techniczni prostują bez większych problemów.
Kolejny postój/poleż organizujemy również przy morzu. Piękne widoki, morska bryza i glony wokoło – w takich warunkach uczestniczymy w Eucharystii. Ojciec mówi o potrzebie uznania, że jesteśmy dziećmi Bożymi, co prowadzi do wolności i stanięcia w prawdzie. Po szybkim obiedzie ruszamy dalej.
Estońskie tereny zachwycają zielenią, estetyką, architekturą i znakami drogowymi ostrzegającymi o możliwości wtargnięcia łosi na jezdnię. Tylko tego by nam brakowało na koniec dnia… Nocleg znajdujemy w domu nieopodal miasta, gdzie mamy dostęp do bieżącej wody oraz toalety.
Dzień kończymy dysputą na tematy polityczne, którą Górnik kwituje dobrze wszystkim znanym monologiem na temat jednej z partii politycznych. Wykończeni, głównie zażartą dyskusją, zasypiamy przy brzdęku gitary Michała.
Klaudia Stęchły
Bilans dnia:
- 188 km
- średnia prędkość: 21,2 km/h
- suma przewyższeń: 478 m
- 1 kraksa
Nocleg: Parnawa, Estonia
Przejechanych kilometrów do tej pory: 1230