14 sierpnia| Artykuły

Kościół doskonały czy katolicki?

Rozumiem globalny hejt na Kościół katolicki i księży. Jak ktoś z ambony karcącym tonem mówi nam, jak mamy żyć, i jednocześnie okazuje się, że ten ktoś z tym stylem życia ma niewiele wspólnego, naturalnie rodzi się zgorszenie i bunt. Ale sprawa ma swoje drugie dno.

Z historii wiemy, że często za największym hejtem stoi ukryta, wyrachowana manipulacja. Dokładnie tak, jak to było w przypadku Jezusa z Nazaretu, kiedy cały tłum zgodnie żądał Jego śmierci.

Znalezione w sieci

Cytuję:

Celibat. Śmieszne złote ubrania. Zniewieściały, rozmodlony głos. Poczucie moralnej wyższości. Odcięcie od prawdziwego życia. Nie mam zamiaru pastwić się nad księżmi. To głęboko zranieni, samotni, cierpiący, naiwni ludzie. Piszę o tym, bo od wczesnej młodości interesuje się Bogiem i duchowością, i osobiście boli mnie, że w moim kochanym kraju dominującą reprezentacją Boga jest instytucja będąca w istocie jego karykaturą. Bóg, dusza, duchowość, Duch, Sacrum, Atman, Pustka, Shiva, Allah, JAHWE itd. Czymkolwiek jest ta Siła – zasługuje na coś zdecydowanie lepszego niż banda chciwych, zacofanych, skrzywdzonych hipokrytów – to o władzach Kościoła, biskupach, bo wśród szeregowych księży zdarzają się prawdziwi „ludzie Boga”. Cokolwiek przejmie rolę Kościoła, na pewno nie będzie gorsze, nie lękajmy się więc. Amen.

Hmmm…

Pomalutku. Gdybym miał ujawnić swój największy żal, jaki mam do instytucji Kościoła i jego urzędników, to na pewno nie żal o to, że jest on pełen obrzydliwych grzechów. Bo nie może być inny. Byłby to raczej żal o to, że bezkrytycznie uległ pokusie udawania Kościoła bez skazy. Grzeszność ludzi Kościoła (od papieża Franciszka po Adama Szewczyka) absolutnie nie powinna nikogo dziwić, bo to właśnie z powodu tej grzeszności Kościół istnieje! Każdy jego członek, bez względu na zajmowane stanowisko, dostojeństwo szat czy poziom świętoszkowatości wyrazu twarzy, jest w istocie (cytuję za pewnym bezpośrednim do bólu kapłanem) śmierdzącym grzesznikiem.

Nieosiągalne

Wymogi Ewangelii są dla każdego człowieka własnymi siłami NIE-O-SIĄ-GAL-NE. Świętości, do której jesteśmy powołani, nie należy mylić ze stanem, w którym nasza skłonność do grzechu wygasa jak nieprzedłużona umowa. Świętość w wydaniu śmiertelnika to po pierwsze nieustanne odkrywanie swojej grzeszności. Po drugie – zachwyt nad niepojętym Bogiem, źródłem Świętości Absolutnej. Po trzecie – osobisty wysiłek w przesuwaniu się po tej linii pomiędzy grzechem a świętością w kierunku tej drugiej. Z pełną pokory świadomością tego, że niezmącona najmniejszym nawet grzechem świętość jest poza naszym zasięgiem. Może po tamtej stronie. Ale tego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, więc nie będę się wymądrzał.

Kościół doskonały

Odnosząc się do tego czegoś znalezionego w sieci – tak, w Kościele są rzeczy śmieszne, powierzchowne, próżne, wyobcowane. Jest Kościół pełen zranień, deformacji, hipokryzji i chciwości. Wszyscy jego członkowie łamią wszystkie przykazania Dekalogu. Wszystkie! Czy to oznacza, że Kościół katolicki należy zamknąć i zdelegalizować, a jego majątek oddać tym, którzy wiedzą, jak powinien wyglądać Kościół doskonały? Intencja autora tego czegoś znalezionego w sieci jest chyba taka: odsuńmy tę bandę od władzy nad duszami naiwnych ludzi i pokażmy, jak to się robi! OK, uruchamiam wyobraźnię.

Sacrokomuna

Więc tak – banda zepsutych hipokrytów w sutannach jest już zdemaskowana, odsunięta na bok i ukarana. Na scenie pojawia się ktoś, kto wraz z grupą ludzi o niezmąconych złem intencjach nareszcie zbuduje Kościół zasługujący na to, by zamieszkała w nim owa Siła zwana Bogiem. Kościół, w którym już nie będzie hipokryzji, powierzchowności, manipulacji, chciwości i poczucia wyższości. Kościół, w którym nikt nikogo nie będzie krzywdził i nikt nie będzie wykorzystywał swojej pozycji. No, chyba że tylko troszeczkę. Kościół, który nie będzie karykaturą Boga, bo będzie Kościołem dokładnie takim, jakiego Bóg sobie życzy. Tak, do takiego Kościoła wszyscy będą wbijać na potęgę. Liczba jego członków będzie pęczniała z każdą dekadą. Taki coraz liczniejszy, triumfalnie kroczący przez stulecia Kościół w końcu odkryje, że jest święty i że tak naprawdę nie potrzebuje Jezusa. A Jezusowi spadnie kamień z serca, bo nie będzie musiał (przynajmniej dla tego Kościoła) przeżywać piątkowego dramatu. Kurtyna.

Prawdzie w oczy

Nie mam zamiaru udawać, że w Kościele katolickim nie dzieją się rzeczy wołające o pomstę do nieba. Bo dzieją się. Należy to rozliczać. Albo w konfesjonale, albo w postępowaniu dyscyplinarnym, albo w sądzie. Ale nikt mi nie wciśnie kitu, że jest możliwym zbudowanie Kościoła (czy jakiejkolwiek innej struktury zbudowanej z ludzi) odpornego na zepsucie i te wszystkie patologie, które dzisiaj tak ochoczo wyciąga się spod dywanu Kościoła katolickiego. Nie ma takiej opcji. 500 lat temu ktoś próbował budować Kościół doskonały, bo uznał (i słusznie), że ten katolicki doskonały nie jest. Ale to nie Kościół jest zły. Słaby i organicznie skłonny do grzechu jest człowiek. Bez względu na to, pod jakim sztandarem stanie – zawsze będzie grzeszył.

Ludzie Boga

Autor tego czegoś znalezionego w sieci napisał też i to:

Bo wśród szeregowych księży zdarzają się prawdziwi „ludzie Boga”.

Wow! Czyli nie jest aż tak źle? Ja bym tą proporcję odwrócił: wśród księży zdarzają się prawdziwi ludzie Szatana. (sic!) O ludziach Boga nie mówi się za wiele, bo to mało gorące tematy. Zwłaszcza dzisiaj. Może i oni sami nie chcą, by o nich mówiono, bo to ostatecznie… ludzie Boga. Znam osobiście księży, którzy ratują moją wiarę w Boga i Kościół. A to tylko mała cząstka całości. Pewien nieżyjący już ksiądz katolicki powiedział mi kiedyś to: dla mnie największym dowodem na nadprzyrodzony charakter Kościoła jest to, że księża od 2000 lat próbują go zniszczyć i im się to nie udaje. Tak, Kościół jest pełen ludzkiego grzechu, ale przede wszystkim pełen jest świętości Boga, której największe nawet nasze świństwo nie jest w stanie przebić. Parafrazując autora tego czegoś znalezionego w sieci: Cokolwiek przejmie rolę Kościoła, na pewno nie będzie lepsze, nie łudźmy się więc. Amen.

Ty jesteś Piotr, czyli Skała, i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. Mt 16, 18

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.

WYDARZENIA Czytaj więcej
NAJNOWSZE WPISY: