18 sierpnia| NINIWA Team

Operacja MIR, dzień 17. Życie jest po to, by żyć!

O polowaniu na kontenery, rekordzie wyprawy i deszczu, co zmienia perspektywę.

Jak przeżyć dobrze życie? Sposoby bywają różne. My o godzinie piątej, jak co dzień, wychodzimy z namiotów i śpiewamy: It’s my life, It’s now or never. But ain’t gonna live forever! I just wanna live while I’m alive. Definicja życia w pełni to dla nas podróż.

Ciągle znajdujemy się w gorącym klimacie koła podbiegunowego, więc poranek jest ciepły i przyjemny. Robimy kilka zdjęć wschodzącego nad jeziorem słońca i pedałujemy ku Szwecji. Nasza szybkość zaskakuje nawet znajdujący się trzydzieści kilometrów dalej market, bo dojeżdżamy trzydzieści minut przed otwarciem. Trudno. Jak nie ten, to następny.

Wpadamy więc na szybkie zakupy do kolejnego sklepu, już otwartego. Tym razem po stronie szwedzkiej. Po przekroczeniu progu budynku, wszyscy bledną, a na czole występują krople większe niż przy największym wzniesieniu. Czy stać nas na szwedzkie jedzenie?

Każdy stara się jak może upolować najtańsze produkty. Niestety, udaje się to nielicznym. Ci, co wciąż powtarzali, że „To tylko kawa – raz kupić można”, teraz szukają pożywienia poza sklepem. Łupem padają banany z kontenera BIO – nieco brudne, doświadczone życiowo, ale podobno w środku nadal jak za młodu.

Oferta jest korzystna – powiada pochodząca z podkarpacia respondentka – Na ziemiach rodzimych kupuję takie za pół ceny. Szwedzkie kontenery dostarczają je za darmo. Odpowiedni marketing i Ania z Kamilem również przejmują część cennego towaru.

Wyposażeni w BIO banany, obiad, kolację i śniadanie, jedziemy porywani wiatrem dmuchającym prosto w plecy. Jezioro, Msza i wiatr, a raczej wicher. Podczas gotowania obiadu trzymamy skrzętnie kubki i kartusze, co by nie wróciły z powrotem do Polski.

Pogoda zdaje się być piękna. Wszyscy błogo śmieją się w rytm hitów szwedzkiej ABBY, obserwują pnące się w górę sosny, dojadają batony. Nikt nie spodziewa się niczego złego. Nikt nie widzi wiszącej w powietrzu tragedii. Nagle na skórze czujemy coś mokrego. Pierwsze krople spadają na czoła. Ręce. Łydki. Sakwy. Spadają, a potem zaczynają spadać szybciej, z ukosa… Zatrzymać się, nie zatrzymać? Wszyscy w koszulkach, krótkich spodenkach – jedziemy dalej. Nagle z lewej strony, zza strug deszczu wyłania się odblaskowa postać.

ŻYCIE JEST PO TO, BY ŻYĆ! – krzyczy ojciec.

Krople tańczą na wietrze, mokre koszulki przyklejają się do ciała, a czas jakby się zatrzymał. Nad nami – zachmurzone niebo. Po lewej delikatne promyki słońca. Jesteśmy pośrodku dzikiej nordyckiej natury, tonąc w strugach deszczu. Abstrakcyjne, ale też… piękne? W końcu po to wyruszyliśmy w tę podróż. By poczuć. Poznać. Doświadczyć. Jedziemy więc dzielnie i staramy się przyjmować wszystko to, co daje nam wyprawa.

Deszcz w końcu ustaje, a w zamian za niego otrzymujemy ciepły wieczór. Koszulki schną szybko, a my znajdujemy się już z powrotem w Finlandii. Nieoczekiwanie padł rekord wyprawy – ponad 200 km! Zatrzymujemy się w małym miasteczku, gdzie rozbijamy namioty pod przysklepową wiatą. Jutro czas obrać kurs na Norwegię.

A tymczasem – żyjmy!

Katarzyna Kowalczyk

Bilans dnia:

  • 216 km
  • średnia prędkość: 22,8 km/h
  • suma przewyższeń: 995 m
  • 1 ulewa
  • 1 wichura
  • Szwecja!

Nocleg: Muonio, Finlandia

Przejechanych kilometrów do tej pory: 2542

niniwa.pl

Redakcja portalu niniwa.pl