Operacja MIR, dzień 21. Na krańcu Europy
O zasłużonym odpoczynku, widokach bez mgły i tunelu grozy.
Veni. Vidi. Vici. Przybyliśmy. Zobaczyliśmy. Zwyciężyliśmy. Dziś nie ma pobudki o piątej rano. Nie słyszymy zachrypniętych głosów śpiewających na całe pole namiotowe hity klasy światowej. Nie zwijamy z pośpiechem namiotów, a Klaudia nie krzyczy „5 minut do odjazdu”.
Dzisiaj, budząc się o poranku, przecieramy zaspane oczy, oglądamy się wokół i jeszcze raz zadajemy sobie pytania z tych fundamentalnych. Czy na pewno to zrobiliśmy? Czy to już Nordkapp? Tak. Okazuje się, że tak.
Jemy więc spokojne śniadanie, a potem spotykamy się na podsumowaniu tygodnia i dajemy sobie kilka godzin na nacieszenie się miejscem. Część osób ogląda krótki film w małej, działającej tu sali kinowej i podziwia galerie zdjęć. Techniczni apelują o sprawdzenie hamulców, więc tak też robimy – na szczęście wszystkie są sprawne i powinny sobie poradzić. Nadchodzi też czas obiadu.
O 15:30 opuszczamy Nordkapp. Pomimo, że to niedziela, mamy dzisiaj do zrobienia 50 km, by zdążyć na poniedziałkowy wieczór do księdza Mieczysława, który już wcześniej nas zapraszał.
Górki i doliny Nordkappu ponownie dają o sobie znać. Toczymy się powoli w górę, podziwiając zapierające dech w piersiach widoki. Co jakiś czas na horyzoncie pojawi się stado reniferów, czasem kilka z nich przebiegnie nam drogę. Dopiero teraz, za dnia i bez nocnej szarówki, widzimy piękno terenu. Na koniec 30-kilometrowego odcinka czeka nas długi zjazd, który – biorąc pod uwagę roztaczające się wokół krajobrazy – nie może się równać z żadnym rollercoasterem.
Chwila przerwy i druga część planu dnia do zrealizowania: kraina tuneli. Wykutych w skale, zimnych, surowych, ale dających niepowtarzalne wrażenia. Wszyscy obawiamy się jednego: siedmiokilometrowego tunelu pod morzem, który wczoraj wykończył wszystkich. Za każdym razem, gdy tylko czarny wjazd pojawia się przed oczami, słychać pełne strachu glosy: „Czy to ten? Czy to już ten?”. Gdy w końcu docieramy pod tunel, następuje narada bojowa. Wyprawowicze przygotowują się różnie: jedni idą opróżnić pęcherze, inni zajadają batony. Techniczni z kolei naprawiają drobną usterkę w hamulcu Wojtka. Wreszcie wjeżdżamy – 3,5 km w dół, a potem 3,5 km w górę, w skalnych podziemiach morza… Tym razem, mimo trudów tunelowego wzniesienia, udaje nam się pokonać mrok i wspólnie wyjechać na powierzchnię.
Rozbijamy namioty tuż za tunelem, w otoczeniu skalistych wzniesień. Wodą z pobliskiego strumyka napełniamy butelki, jemy kolację i zasypiamy, słuchając deszczu stukającego o namioty.
Katarzyna Kowalczyk
Bilans dnia:
- 54 km
- średnia prędkość: 15,9 km/h
- suma przewyższeń: 301 m
- Vmax = 71 km/h!
- 1 pobudka na krańcu Europy
- 1 zepsuty hamulec
- tunele, znowu tunele…
Nocleg: Repvåg, Norwegia – przy wjeździe do tunelu na Nordkapp
Przejechanych kilometrów do tej pory: 3146