Operacja MIR, dzień 22. Konfrontacja z reniferem
Chroniczny strach przed dziką zwierzyną, pożegnanie z Nordkappem i uczta jakich mało - czyli niespodzianek ciąg dalszy.
Zdaje się, że jest poniedziałek. Budzi mnie huk targanego wiatrem namiotu. Powoli podnoszę jedną powiekę, a później drugą. Ciągle ciemno. Chyba jeszcze nie czas wstawać. Niepewnie wychylam głowę zza śpiwora, chcąc zorientować się, która jest godzina. Sięgając po telefon, widzę jakiś dziwny cień na namiocie, który przesuwa się ku górze. Wygląda jak poroże. Czy to możliwe? „Eee, nie” – myślę.
Przecieram oczy, żeby wyostrzyć wzrok. To jednak nic nie daje. Cień wciąż tam jest. Teraz nieruchomy. Wpatruje się w niego i nagle słyszę dziwne pomrukiwanie i parsknięcie jakby konia. Włączam lampkę i w tym momencie na namiot coś wskakuje i trafia w moją łydkę. Próbuję krzyczeć, ale nie mogę, bo kolejny cios trafia w brzuch. Nie mogę oddychać. Ból nie ustępuje, a ja widzę, jak mój namiot jest rozrywany w strzępy. Z oddali słyszę głos ojca: „Nie wychodzić z namiotu, dopóki nie odejdą!”.
Trwam w bezruchu, czekając aż ból ustąpi i nagle, jakby w tle, wybrzmiewa znana nuta. Próbuję się wsłuchać i orientuję się, że to Maryla Rodowicz, lecz jakby w innym wykonaniu. „Ale to już było i nie wróci więcej”… Wzdrygam się i już wiem, że to wszystko to tylko zły sen…
Taki tam niewinny, oniryczny wstęp o śnie Eweliny. A teraz czas na realia.
Poniedziałkowy dzień rozpoczynamy, mając przed oczami wyobraźni wczorajszy widok z Nordkappu i traumatyczny tunel, który właściwie dostrzegamy tuż po przebudzeniu, bo właśnie przy nim rozbiliśmy namioty. Dźwięki dochodzące z jego wnętrza miały nas chronić tej nocy przed stadem reniferów, co znacznie uspokoiło Ewelinę i tak też się stało – żaden renifer nie zadomowił się w naszym obozowisku. Jednak nie uchroniły jej od przytoczonych wyżej koszmarów sennych.
Oddalamy się od Nordkappu z poczuciem spełnienia, ale też ze świadomością, że to tylko fizyczny punkt wyprawy, a każdy ma swój własny Nordkapp, który zdobywa każdego dnia. Tej myśli się trzymamy i pędzimy w stronę Hammerfest.
Pierwszy odcinek daje nam w kość, bo wiatr smaga nas po twarzach do tego stopnia, że tempo spada momentami do 10 km/h. Z pomocą przybiegają dwa renifery, które momentalnie wskakują na szosę i przejmują rolę prowadzących. Peleton jakich mało. My jednak nie odpuszczamy. Kiedy renifery rezygnują z uczestnictwa w wyprawie, Tomek wraca na prowadzenie, co nas niepokoi, bo od Kokotka niemalże bez przerw prowadzi naszą karawanę. Nie potrafi też wyjaśnić, skąd ma takie pokłady energii. Bacznie go obserwujemy, ale spożywa jedynie lukrecjowe żelki, popijając Coca-Colą. Podejrzane. Po wszystkim planujemy zrzucić się dla niego na test antydopingowy.
Kolejne odcinki bez zmian: wiatr rzuca nami, jak chce. Od czasu do czasu zdmuchując nas z szosy na żwirowe pobocze. Ciągle toczymy się żółwim tempem, aż w końcu na 110. kilometrze uczestniczymy w Mszy. Ojciec mówi o Najświętszej Maryi Pannie – Królowej, która potrafiła przede wszystkim panować nad sobą, a Bożym darem dla Niej jest panowanie nad całym światem. Podobnie i my. Najpierw musimy nauczyć się panować nad sobą, a dopiero później kierować innymi jako pracownicy, zwierzchnicy czy rodzice.
Na ostatnim odcinku zaskakuje nas deszcz w otoczce wielkich chmur. Jak szybko przemakamy, tak szybko wysychamy przy stromych zjazdach i słońcu wyglądającym zza chmur. Prawie susi, docieramy do parafii w Hammerfest, gdzie „urzęduje” ksiądz Mietek. Zostajemy ugoszczeni zupą mięsną, wegetariańską i wegańską, serwowaną przez siostrę Ritę, z kolei siostra Janina zabawia nas rozmową. Na deser pałaszujemy pyszne ciasto, popijając gorącą kawą. Jak tu nie wspomnieć o kompleksowym praniu wraz z suszeniem? Tak, to też nam zaoferowano. Pani Julita również dorzuca swoje 3 grosze dobroci, proponując nocleg, podwójną kolację oraz oprowadzanie kolejnego dnia. Jest nam tak dobrze, że postanawiamy zbawić tu na dłużej.
Klaudia Stęchły
Bilans dnia:
- 154 km
- średnia prędkość: 16,8 km/h
- suma przewyższeń: 1222 m
- 1 koszmar Eweliny
- 2 prawdziwe renifery
Nocleg: Hammerfest, Norwegia
Przejechanych kilometrów do tej pory: 3300