Operacja MIR, dzień 24. Na ślubnym kobiercu
Podróż w deszczu, celebrowanie pożywienia i skandal ślubny - czyli pierwsze przygody w drodze do Tromsø.
Poranek w Hammerfest nie należy do najłatwiejszych. Głównie dlatego, że rozleniwieni po wczorajszym dniu, odczuwamy niechęć do kontynuacji podróży. Niemniej, najedzeni, umyci, ogrzani i szczęśliwi ruszamy w drogę bez zbędnych słów. Na pożegnanie ściskamy siostry elżbietanki, księdza Mietka i Julitę, jeszcze raz serdecznie dziękując im za ciepłe przyjęcie.
Okraszeni przedpołudniowym deszczem – jakby to określił Maurycy – przemierzamy pierwsze kilometry, aż docieramy do postoju przy lokalnym sklepie. Szybka kawa, drożdżówka i kolejna pięćdziesiątka. Tym razem postój przy drodze w dzikich polach, gdzie uczestniczymy w Mszy i konsumujemy obiad. Adam celebruje moment spożywania kanapki z bekonem i jajkiem, którą nabył w odwiedzonym sklepie. Jak sam przyznaje, to jedna z jego podstawowych motywacji, by kręcić tą korbą.
Wykazujemy się empatią i chęcią niesienia pomocy, przejmując sakwy od tych, którym jest wyjątkowo ciężko dzisiaj pedałować. Dzięki temu stale utrzymujemy dobre tempo, wypatrując na horyzoncie parafii misjonarzy w Alcie. I tak oto pojawia się kościół pw. św. Józefa – co prawda nie na horyzoncie, ale tuż za zakrętem. Wita nas ks. Wojciech z tacą racuchów, domowymi konfiturami, kawą i ciastkami. Pierwszy zarzut, jaki słyszy ojciec Tomek od naszego dzisiejszego gospodarza, dotyczy poprzedniej wyprawy na Nordkapp, kiedy to wyprawowicze z niewiadomych względów nie raczyli zagościć w tutejszej parafii. Ksiądz Wojciech nie owija w bawełnę i bezceremonialnie wypomina ten fakt, w odpowiedzi na co ojciec Tomek nieudolnie się tłumaczy.
Po uroczystej uczcie następuje „obrzęd ślubu” zainicjowany przez ojca Tomka. W roli panny młodej występuje nie kto inny, jak Manu z Malni. Z kolei wybrańcem jej serca zostaje Maurycy z Górek Śląskich. Młodzi stają na ślubnym kobiercu, a w tle wybrzmiewa Marsz Mendelsona. Wydaje się, że panna młoda tylko czeka na odpowiedni moment, żeby uciec sprzed ołtarza i porzucić welon, którego nawet nie posiada. Wierni przyjaciele Manueli, widząc, że ta znalazła się w opresji, gotowi są wyrazić swój sprzeciw, dlatego niecierpliwie wyczekują słów kapłana: „Niech przemówi teraz albo zamilknie na wieki”, by wykrzyczeć: „Nie zgadzam się!”.
Korzystając z gościnności księdza Wojciecha, bierzemy prysznic – nie, nie z węża ogrodowego. Prawdziwy prysznic kabinowy (sic!) z ciepłą wodą. Beztrosko ucztujemy do wieczora i nie możemy uwierzyć, że „im bardziej na południe, tym zimniej”, jak mawia prorok Górnik, bo wygląda na to, że noc będzie wyjątkowo chłodna.
Klaudia Stęchły
Bilans dnia:
- 138 km
- średnia prędkość: 19,2 km/h
- suma przewyższeń: 1236 m
- 1 „ślub”
Nocleg: Alta, Norwegia
Przejechanych kilometrów do tej pory: 3438