Operacja MIR, dzień 26. Nocna powódź
O tym, gdzie nie rozbijać namiotu i skąd wziąć chrust.
Ostatni wyprawowy piątek. Przemek budzi się w kałuży. I to nie własnej, a morskiej. Nocny przypływ sprawił, że jego namiot i śpiwór zamieniły się w łóżko wodne. Z serca współczujemy biedakowi, ale nie tracimy więcej czasu i wyruszamy punktualnie o 7:00.
Zaczynamy od podjazdu, który daje w kość. Jednak cudowne, fiordowe widoki rekompensują wszystkie wyciśnięte z nas krople potu. Pędzimy w dobrym tempie, aż w końcu Wojtkowi pęka żyłka… Ekhm, tzn. linka od przerzutki. Spryciarz wykorzystuje sytuację i łapie stopa, podjeżdżając spory odcinek kamperem. Chwila przerwy i dzięki szybkiej i kompleksowej pomocy Kamila i Przemka, problem zostaje zażegnany.
Godzinny postój pod lokalnym sklepem pozwala nam naładować akumulatory energetyczne oraz żołądkowe. Okazuje się, że godzina to i tak za mało, by znaleźć czas na choćby krótką drzemkę, bo Maurycy okupuje jedyną toaletę, przez co zamiast wylegiwać się w słońcu, stoimy w kolejce.
Ruszamy i znowu to samo – zderzenie z rzeczywistością, czyli wielkie podjazdy. Tempo spada do 6 km/h, ale nie poddajemy się i w promieniach słońca wspinamy się na norweskie wzniesienia, mając skalne skarpy po lewej i lazurowe morze po prawej stronie. – W takich warunkach to można się pocić – rzecze mieszkanka Krakowa. Na kolejnym dystansie Kamil łapie dętkę. – Niby niemiecka jakość, a tu takie rozczarowanie – komentuje poszkodowany. Szybka wymiana w czasie przerwy obiadowej i jedziemy dalej.
Do ostatniego sklepu docieramy 10 minut przed zamknięciem. Wbiegamy do środka niczym szalone stado reniferów, wrzucając do koszyków co popadnie. Przemiła pani ekspedientka nawet nie protestuje, lecz wita nas promiennym uśmiechem, umożliwiając skorzystanie z toalety oraz dając możliwość, by uzupełnić bidony. Dodatkowo otrzymujemy markowe torby na zakupy i pojemniki na żywność. Cieszymy się jak dzieci i wyruszamy dalej w poszukiwaniu noclegu. Jak się okazuje, rozstajemy się z przemiła panią ekspedientką nie na długo, bo po chwili trafiamy na jej ogród, prosząc o możliwość rozbicia namiotów. Ponownie reaguje uśmiechem i serdecznością, po czym oferuje możliwość obmycia się oraz suche drewno, które Górnik z radością składuje na wielki stos i rozpala ognisko.
Spędzamy wspólnie wieczór, ogrzewając się ciepłem płomieni. Z kolei Przemek korzysta z okazji i suszy przemoczone gatki. Zasypiamy w ciepłą noc, rozmyślając o słynnym norweskim lodowcu, w kierunku którego będziemy jutro zmierzać.
Klaudia Stęchły
Bilans dnia:
- 116 km
- średnia prędkość: 19,3 km/h
- suma przewyższeń: 1444 m
- 1 linka od przerzutki
- 1 dętka
- 1 podtopiony namiot
Nocleg: Olderdalen, Norwegia
Przejechanych kilometrów do tej pory: 3700