Hillsong United. Nie byłem na koncercie

Znajomy z branży powiedział mi kiedyś, że nie może uprawiać tak zwanej muzyki uwielbieniowej. – Dlaczego? – zapytałem. – Bo jak staję przed ludźmi, to koncentruję się na sobie i szukam własnej chwały. To jest silniejsze ode mnie. Do bani z takim uwielbieniem – odparł. Jego szczerość mnie rozwaliła.

To nie będzie żaden hejt na wielbienie XXI wieku. Po prostu pogadajmy o tym.

Izdebka czy stadion?

Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. (Mt 6, 6)

Podpuszczam… Nic bardziej mnie nie drażni niż podpieranie swoich przekonań starannie wyselekcjonowanymi wersetami z Biblii. W kontrze do oponentów zbiorowych wielbień w zaoceanicznym stylu można wystrzelić na przykład tym:

Śpiewajcie Panu pieśń nową, śpiewajcie Panu, wszystkie krainy! Śpiewajcie Panu, błogosławcie Jego imię, z dnia na dzień głoście Jego zbawienie! Rozgłaszajcie Jego chwałę wśród narodów, Jego cuda – wśród wszystkich ludów! Bo wielki jest Pan i godzien wielkiej chwały. (Ps 96, 1–4)

Zbiorowy i pełen przytupu charakter wielbienia Pana jest tu raczej sugerowany bezsprzecznie. Więc jak wypatrzeć granicę pomiędzy uwielbieniem choć trochę miłym Panu, a szukaniem własnej chwały i własnych pieniędzy pod takiego wielbienia przykrywką?

Egoizm niezbywalny

Ktoś mi to kiedyś wyklarował. Powiedział, że gdyby prawdziwie uwielbiać mogli tylko ci, którzy w czasie takowego ani ciut nie myślą o sobie, to nie miałby kto tego robić. Bóg jest silniejszy niż nasze ego i nasza pycha. Potrafi posłużyć się do głoszenia swojej chwały egoistami, próżniakami i chciwcami. Nie aż tak ważne KTO mówi, że Jezus jest Panem. Ważne jest TO, co mówi! Gdyby takie utopijne standardy zastosować wobec kapłanów, to nie miałby kto czytać Ewangelii, głosić kazań, spowiadać i rozprowadzać Ciała i Krwi Pańskiej. Ale to nie znaczy, że granicy z poprzedniego akapitu nie ma. Jest. W twoim sercu.

Jakie czasy, takie uwielbienie

Ja to widzę tak. Moja subiektywna perspektywa. Perspektywa mojego krótkiego życia. Pamiętam wybór Wojtyły na piotrowy tron. To był początek złotej ery kato-chrześcijaństwa w naszym kraju. I nie tylko. Czas pękających w szwach kościołów, powstających jak grzyby po deszczu wspólnot, zespołów grających na chwałę i spektakularnych nawróceń. Wtedy słowa Ratzingera z 1969 roku brzmiały jak chybione czarnowidzenie:

Z dzisiejszego kryzysu wyłoni się Kościół, który straci wiele. Stanie się nieliczny i będzie musiał rozpocząć na nowo, mniej więcej od początków. Nie będzie już więcej w stanie mieszkać w budynkach, które zbudował w czasach dostatku. Wraz ze zmniejszeniem się liczby swoich wiernych, utraci także większą część przywilejów społecznych. Rozpocznie na nowo od małych grup, od ruchów i od mniejszości, która na nowo postawi Wiarę w centrum doświadczenia.

Dzisiaj już wiemy, że to było jednak proroctwo. Sytuacja, w jakiej obecnie znajduje się Kościół (i wiara) jest taka, jaka jest. Czyli nieciekawa. Ale ja widzę, że mimo tego gruzu, przetacza się przez nasze miasta i serca nowa fala ewangelizacji. Nowych nawróceń, nowych wspólnot, nowego… uwielbienia.

Dobrze czy źle?

Nie mi oceniać jakości, autentyczności, pożyteczności i pobożności (nienawidzę tego słowa, ale nie znalazłem lepszego) wielkich, bardzo wielkich, wypasionych, mega spektakularnych i jakich tam jeszcze akcji ewangelizacyjno-uwielbieniowych, jakie dzieją się dzisiaj obok nas.

Nie wiem, czy mamy się obawiać tego, że protestanci połkną w końcu katolików i powstanie kolejna denominacja. Nie wiem, czy Bóg woli mnie widzieć bardziej na Mszy Trydenckiej niż na koncercie Hillsong United. A może tu i tu? W sumie, da się.

Wiem jedno. Kiedy byłem na koncercie Michaela W. Smitha, wzruszyłem się. Chrześcijaństwo wisi dzisiaj na krzyżu. I kiedy tysiące gardeł wyśpiewuje z mocą imię JEZUS (nawet jeśli to nie są katolicy przedsoborowi), przypominam sobie scenę, kiedy to Jezus wisiał na krzyżu. Garstka stojących pod nim wiernych też śpiewała. Może z drżeniem, może w sercu, może tak cichutko, że nikt nie słyszał. I z nadzieją, że ten krzyż to mimo wszystko nie jest koniec.

Michael W. Smith. Byłem na koncercie

Oblubienica Kościół będzie cierpieć tak jak Oblubieniec Jezus. No i cierpi. Ale to nie koniec podobieństw. Jest jeszcze coś jeszcze. Zmartwychwstanie. Chwała nieba. Życie.

Hillsong United

Chrześcijański zespół muzyczny duszpasterstwa młodzieży z zielonoświątkowego australijskiego megakościoła Hillsong. Megakościół? Sam nie wiem… Ale OK, nie znam się na megakościołach.

Od roku 1998 Hillsong United co roku wydaje album piosenek. Oprócz grania w Sydney, zespół podróżuje po świecie koncertując i prowadząc konferencje duszpasterskie. Od roku 2002 liderem grupy jest Joel Houston, syn twórców Hillsong. Kilka dni temu zawitali do Gliwic. Nie byłem, bo nie mogłem. Ale podobno było fajnie.

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.