21 lipca| NINIWA Team

Rowerami do Lizbony, dzień 11. Utrudzeni i obciążeni sakwami w drodze do portu

Co jakiś czas przechodnie, widząc polską flagę wiezioną przez Górnika, krzyczą do nas: "Lewandowski, Lewandowski!".

4:00 – pobudka na dzikiej plaży. Wstajemy, pakujemy się, jemy śniadanie. Mija godzina – modlimy się, stojąc w kółku.

Rozpoczynamy podróż, wyrzucając po drodze nasze śmieci (oczywiście do pobliskich koszy). Jest 20 stopni Celsjusza. Podziwiamy palmy, aloesy, ogromne agawy, drzewa pomarańczowe i oliwkowe. Odpowiadamy na pozdrowienia ludzi, którzy jeszcze nie poszli dziś spać, a spędzają czas bawiąc się i rozmawiając w restauracjach. Co jakiś czas przechodnie, widząc polską flagę wiezioną przez Górnika, krzyczą do nas: „Lewandowski, Lewandowski!”.

W połowie pierwszego etapu napełniamy nasze bidony przy włoskim kraniku, z którego woda cieknie powolnym strumieniem… Wydłuża się nieco nasz postój. Jedziemy dalej przez Francję do Monako! O! Jak tu pięknie, wykwintnie! Wieżowce i pałace, jachty, skutery i motory. Samochody z najwyższej półki. Nawet asfalt świeci brokatem, co szczególnie można zauważyć jadąc tunelami. Niejedna dyskoteka mogłaby pozazdrościć takich wizualnych efektów.

Chcemy w stolicy przeżyć Mszę Świętą. Dojeżdżamy do parku w centrum Monte Carlo. Ale… cóż za zdziwienie! Nie można siedzieć na trawie, gdyż jest to park egzotycznych roślin. Stoimy na chodniku. Mijają nas elegancko ubrani ludzie: kobiety w sukienkach i mężczyźni w białych koszulach. Jedna pani przechodzi obok nas, zatykając palcami swój nos. Być może nie docenia naszych wypocin.

Ekspedycja WE. Rowerami do Lizbony – dzień 11 [ZDJĘCIA]

Szukamy kolejnego miejsca. Nagle Górnik stwierdza, że trochę nas ubyło. Ania, Manuela, Wojtek, Szymon i Maciej gdzieś po drodze za nami, wśród wielu zakrętów, nie zdążyli. O. Tomasz podejmuje decyzję, że spotkamy się we Francji na postoju. Chłopaki wysyłają zagubionym lokalizację.

Wraz ze wzrostem kilometrów na naszych licznikach, podnosi się również słupek rtęci na termometrze. Jest gorączka! Robimy postój przy stacji kolejowej. Jemy obiad, kąpiemy się, odpoczywamy. Dołącza do nas oczekiwana piątka. Łączymy się w Komunii Świętej. Idealnie Bóg w czasie Eucharystii pociesza nas swym słowem: „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a ja Was pokrzepię” (Mt 11, 28).

Wzmocnieni Ciałem i Krwią Jezusa, rozpoczynamy ostatni etap. Mijamy francuskie porty, tunele i lotnisko. Dobijamy do miejsca naszego noclegu, które Bóg przygotował dla nas od wieków. Część z nas postanawia, że nie będzie rozbijać namiotów. Podczas wspólnej kolacji Górnik mówi, że widzi szczura, co sprawia, że niektórzy jednak decydują się na rozbicie swojego namiotu.

Zasypiamy nad brzegiem Morza Śródziemnego, słysząc dopływające do brzegu fale. Mamy nadzieję, że i my już wkrótce dopłyniemy do naszego „portugalskiego portu”.

Kinga Pawlak


Bilans dnia:

  • dystans: 150,80 km (w tym 5 km w tunelach)
  • czas jazdy: 8:41:05
  • średnia prędkość: 16,8 km/h
  • suma przewyższeń: 1 075 m
  • maksymalne przewyższenie: 132 m

Nocleg: Antibes, Francja

niniwa.pl

Redakcja portalu niniwa.pl