Najgłośniejsza piosenka świata, czyli jak zniszczyć swój słuch?

Sprawa jest poważna. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, w jak hałaśliwym świecie żyjemy. Dramatycznych apeli lekarzy i innych specjalistów od zdrowia po prostu… nie słyszymy. Do tego, że jesteśmy zanurzeni w hałasie, który nas niszczy po prostu się przyzwyczailiśmy. Tak jak do śmieciowego żarcia i niewolniczego uzależnienia od smartfona.

Muzyka jest piękna i łagodzi obyczaje. Ale słuchana za głośno – zabija. Pogadajmy o tym.

Kiedy jeszcze prądu nie było

Pewnie myślicie, że w czasach bezprądowych koncerty (np. te symfoniczne) były dla ludzkiego słuchu bezpieczne. Błąd. Taki na przykład gong orkiestrowy może wygenerować dźwięk o sile spokojnie przekraczającej 100 dB. Dużo czy mało?

Żebyśmy mieli skalę porównawczą: szept to około 20 dB. Zwykła rozmowa to już 30–60 dB. I tutaj właśnie przebiega granica bezpieczeństwa. Powyżej 35 dB – tak mówią fachowcy –, nasze ucho, a z nim reszta ciała zaczyna mieć się źle. A skoro jeden instrument orkiestry symfonicznej jest w stanie akustycznie zahałasować na około 100 dB, to co dopiero cała orkiestra?

Trudno nazwać muzykę Mozarta czy Beethovena hałasem, ale z punktu widzenia parametrów, ich symfonie to hałas.

Zabójcze wynalazki?

Pierwszy mikrofon zdolny wyłapać, przetworzyć i przesłać dźwięk powstał w 1878 roku za sprawą Davida Edwarda Hugesa.

Kilka dekad później niejaki Oliver Lodge skonstruował pierwszy w dziejach głośnik, którego zasada działania jest niezmienna do dziś – poruszająca się w polu magnetycznym cewka z przytwierdzoną do niej stożkową membraną.

Trzecia odsłona tej sagi miała miejsce w latach 1911–1915. Edwin Jensen i Peter Pridham w swoim laboratorium prowadzili badania nad komercyjnym wykorzystaniem mikrofonu i głośnika.

Pierwsze sprzężenie świata

Podczas jednego z takich testów umieścili w zbudowanym obwodzie 12-voltową baterię. Po zamknięciu obwodu nastąpiło sprzężenie akustyczne. Wiecie, taki przeszywający uszy wysoki pisk, który czasem na koncertach można uświadczyć. Prawdopodobnie pierwsze takie coś w historii systemów PA.

No i tak powstał prototyp systemu Magnavox, który miał swoją premierę w 1915 roku w San Francisco. Wykorzystano go do nagłośnienia muzyki i przemówień z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Słuchało tego około 100 tysięcy mieszkańców. Była to prawdopodobnie pierwsza w historii impreza nagłośniona urządzeniami napędzanymi prądem.

Gitara na prąd

Ale kiedy na świecie pojawiły się pierwsze elektryczne instrumenty – gitary, organy, syntezatory – głośność muzyki zaczęła osiągać swoje historyczne apogeum. Połączenie ekspresji muzyków ze wzmacnianymi coraz bardziej elektrycznymi instrumentami zaczęło budzić grozę.

Najgłośniejsza muzyka świata?

Nie wiem, czy Metallica gra najgłośniej. Z pewnością nie grają cicho. W ramach swojej ostatniej trasy legenda trash metalu zagrała na słynnym Download Festival.

Po koncercie 8 czerwca pojawiły się nietypowe skargi. Okazało się, że koncert był słyszalny z odległości… 24 km! I tak mieszkańcy między innymi Sinfin, Littleover czy Alvaston, chcąc nie chcąc, byli zanurzeni w tej koncertowej fali akustycznej.

Myślę, że kwestie głośności koncertów powinny być rozwiązywane prawnie. Zespół gra za głośno – specjalna policja akustyczna wychwytuje to na swoim decybel-radarze i jest mandat. I punkty karne.

Prawda jednak jest taka, że gdyby dynamikę współczesnych koncertów nagle ściśle dostosowano by do norm zdrowotnych, ludzie wychodziliby ze stadionów i sal myśląc, że coś się zepsuło. Jesteśmy uzależnieni od hałasu.

Historia krwi z uszu…

Ale dzisiaj grać głośno/za głośno to żadna sztuka. Generalnie za średni hałas, który wydaje rockowa kapela na koncercie traktuje się 110 dB. Norma powszechnie uznana, choć i tak przekraczająca normy naukowe przynajmniej o dwa razy.

Pierwszą kapelą w historii, która ten próg przekroczyła, było Deep Purple, które w 1972 roku w Rainbow Theatre w Londynie osiągnęło poziom 117 dB. Trzy osoby wówczas straciły przytomność, a zespół trafił do Księgi Rekordów Guinessa. Jestem pod wrażeniem.

Cztery lata później The Who pobiło ten rekord z wynikiem 126 dB.

Próg 130 dB udało się jako pierwszym przekroczyć Led Zeppelin, AC/DC i Motorhead.

Ponoć rekordzistą jest tutaj Manowar, który na jednym ze swoich koncertów dobił do 136 dB.

Wyścigi nie na migi

Dokąd to zmierza? Dość wspomnieć, że podczas niedawnego koncertu Rammsteina w Chorzowie, sejsmograf zlokalizowany pod Planetarium Śląskim wykazał zauważalne drgania skorupy ziemskiej. Z zapisu można nawet wyczytać, które utwory były najgłośniejsze.

Czy takie wyścigi mają sens? Oczywiście, że nie. Problem polega na tym, że nikogo to nie obchodzi. Świat jest opętany potrzebą nieustannej eskalacji doznań i dostarczania coraz intensywniejszych bodźców. Niby wiemy, że to prowadzi donikąd, ale nic z tym nie robimy. I będzie tak jak zwykle – trzeba do tego nikąd dojść, by to zrozumieć.

Granice

Oto, co mówią specjaliści na temat przebywania w różnych hałasach.

<35 dB: ogólnie nieszkodliwy dla zdrowia.

3570 dB: negatywny wpływ na układ nerwowy. Zmęczenie, obniżenie efektywności działań, problemy z zasypianiem.

70–85 dB: trwałe pogorszenie słuchu, bóle głowy i rozstrój nerwowy. W takich warunkach znacznie obniża się wydajność naszej pracy.

85130 dB: uszkodzenie słuchu, zaburza funkcjonowanie układu krążenia i nerwowego, wpływa też ujemnie na zmysł równowagi

120 dB: próg bólu

130150 dB: generuje drgania niektórych organów wewnętrznych, co może prowadzić do poważnych uszkodzeń słuchu

>150 dB: przez dłużej niż 5 min. wywołuje paraliż organizmu, mdłości, zaburzenie równowagi, stany lękowe, a także może skutkować depresją i rozmaitymi chorobami psychicznymi

Najgłośniejsza muzyka świata?

Ta, na którą sam się godzisz. Większość koncertów i imprez klubowych przekracza normy, o których wyżej wspomniałem. Dowcipny powie, że życie jest szkodliwe i na coś trzeba umrzeć. Nikt na koncerty chodzić nie każe. A jak już chodzisz, to nie musisz stawać na wprost głośnika. Albo możesz chodzić z tłumikami w uszach. Wiem, wiem… brzmi jak głupie gadanie.

Słuchawki – cichy zabójca

Obok hałasu koncertowego jest jeszcze jeden problem z tej mańki. Chyba nawet gorszy słuchawki. Większość badaczy tematu jest zgodna – na słuchawkach słuchamy muzyki za głośno! Wpompowujemy prosto w nasze delikatne membrany szkodliwe decybele nawet w czasie snu. Godzinami.

Liczne badania, których wyniki biją na alarm, ostrzegają, że młodzi ludzie słyszą coraz gorzej, a w przyszłości część z nich może ogłuchnąć. Problem dotyczy ponad miliarda osób na całym świecie!

Co z tym zrobić? Mam pomysł – pokochajmy ciszę. Nie zmienimy dynamiki koncertów z dnia na dzień. Co tu dużo gadać – sam lubię czasem posłuchać dobrej muzyki głośno. Bardzo głośno. Ale niezależnie od tego proponuję pokochać ciszę.

Znajdźmy równowagę pomiędzy nieuniknionym hałasem, a kojącą ciszą. Z tego, co wiem, to najbardziej hałaśliwi ludzie globu uciekają raz na jakiś czas w ciszę. Bo wiedzą, że cisza jest do życia potrzebna.

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.