Techno. Muzyka szatana?

Jak to jest, że kiedy pada hasło TECHNO, spora część najczulszych na obecność śladu siarkowego w świecie lokatorów Kościoła rozgląda się niespokojnie za wodą święconą? Obsesja, którą próbuje się uzasadnić słowami św. Pawła: "Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła" (1 Tes 5, 22)? Bo w opozycji czuwa nieustannie postawa niewidzęproblemizmu podparta tym, co onegdaj powiedział sam Jezus: "Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi" (Łk 10, 19).

Pogadajmy o techno. O tym skąd się wzięło, jak smakuje i czy rzeczywiście jest się do czego przyczepić.

Muzyka prądu

Wydaje się, że pra-, pra-, praojcem techno jest Beniamin Franklin III, który w 1752 roku przy użyciu butelki lejdejskiej po raz pierwszy pokazał, że piorun jest wyładowaniem elektrycznym. Od tego czasu człowiek zaczął coraz skuteczniej ogarniać zjawisko prądu.

Czym jest butelka lajdejska? To prymitywny przyrząd do gromadzenia ładunku elektrycznego. Kiedy zaczęły powstawać pierwsze instrumenty elektroniczne (typu syntezator) okazało się, że kultura naszej cywilizacji zyskała dostęp do nieskończonego oceanu zupełnie nowych brzmień, estetyki i muzycznych doznań. Elektronika, która naśladuje instrumenty akustyczne, to zupełnie inna para kaloszy.

Początki

Techno to jeden z całego ogromu nurtów muzyki elektronicznej. O kilku z nich, tak w ramach ciekawostek, wspomnę później.

Już wiemy, kto był pra-, pra-, praojcem techno. A wiemy, kto był jego praojcem? Wiemy. Zespół muzyki elektronicznej Kraftwerk. To były lata 70. ubiegłego wieku. Tak zwane lata EEE, czyli Ekscytujące Eksperymenty Elektroniczne. Żartuję, tak sobie to nazwałem… W każdym razie kilku łysawych kolesi z Kraftwerk uważa się za tych, których wkład w tworzenie fundamentów techno był kluczowy.

Początków ciąg dalszy

Jesteśmy już bardzo blisko tego początku najwłaściwszego. Ale zanim on się dokonał, był jeszcze jeden przedpoczątek. I tu zdziwko. Otóż niejaka Donna Summer, amerykańska piosenkarka pop/disco/dance/soul/gospelowa nagrała w 1977 roku numer I Feel Love. I to właśnie ta piosenka jest uznawana za pierwszy w dziejach kawałek techno, choć techno wtedy jeszcze nie istniało. Zapewne nieświadomie i niechcący. Słuchamy.

Narodziny

Dotarliśmy. To wszystko, o czym pisałem wcześniej, doprowadziło w końcu do ostatecznych narodzin nowego gatunku w muzyce współczesnej – TECHNO. Poród miał miejsce w kilku klubach Detroit w latach 80.

Juan Atkins i Richard Davis – DJ-e i ojcowie techno – założyli wtedy zespół Cybotron. No i zaczęło się na dobre. To właśnie ich dokonania uważa się oficjalnie za początek tego najwłaściwszego techno.

Stosunkowo długo szukano imienia dla nowego dziecka. W końcu, w 1988 roku – znaleziono. Zostało zaczerpnięte z jednego z najpopularniejszych kawałków Juana Atkinsa z 1984 roku – Techno City.

Złote lata

Techno w Stanach Zjednoczonych nigdy nie zdobyło jakiejś ultra popularności. Ale za to zawojowało europejskie kluby i wielkie festiwale, o czym niebawem. Lata 90. są tymi złotymi w dziejach gatunku. Techno zdefiniowało z betonową skutecznością charakter klubowej imprezy.

Nie jestem ani fanem, ani znawcą. Ale poszukując najpopularniejszych artystów gatunku, odkryłem coś dziwnego. Wyskakiwały mi sterty skomplikowanych i nic nie znaczących nazw typu: Gesaffelstein, Worakls, Overmono, LFO, Brutalismus 3000 i inne takie. Wniosek z tego taki, że w techno bardziej, zdecydowanie bardziej chodzi o samą muzę, niż o konkretne nazwiska – gwiazdy.

Reguły

Techno to taka trochę muzyka – nie muzyka. Zasady są proste: regularny, jednostajny, mocny bit, żwawe tempo (120-140 uderzeń na minutę), metrum 4/4. Gra tylko elektronika. A jak jest jakiś instrument naturalny czy chociażby wokal, to i tak jest elektronicznie przetworzony.

W tej muzyce nie ma miejsca na jakieś ciekawe harmonie czy ładne linie melodyczne. Jeśli są, to tylko szczątkowo. Ma być chłodno, elektronicznie i…? No właśnie. Ma być TRAN-SO-WO. To w zasadzie główne i jedyne przeznaczenie tej muzyki. Wprawiać w jednostajny, odlotowy trans…

Trans

Trans to nazwa jednego z podgatunków techno. Ale zjawisko muzyki transowej funkcjonuje od wieków w różnych kulturach. A nawet duchowościach. Bardzo łatwo wujek Google połączył mi trans z szamaństwem. Wkładam kij w mrowisko:

Muzyka szamańska to styl muzyczny, który jest używany w praktykach szamańskich i medytacjach, takich jak rytuały, obrzędy i inne ceremonie. Muzyka ta jest często wykorzystywana jako środek do przekształcania świadomości i uzyskiwania dostępu do innych stanów świadomości, takich jak trans czy medytacja. Jest to zazwyczaj bardzo rytmiczna i transowa muzyka, która jest skomponowana i wykonywana w taki sposób, aby wspierać i umożliwiać przekształcenie świadomości.

Podgatunki

Jest ich sporo. Wrzucam kilka przykładów bez zbędnego gadania/pisania.

1. IDM

2. Trance

3. House

4. Hardcore

5. Acid

Czepiam się

Skąd się wzięła ta kościelna alergia na techno? Zobaczmy. Kilka faktów.

Techno to muzyka kultury rave. Rave? Klubowe imprezy nieodłącznie związane z ecstasy, LSD, amfetaminą i innymi takimi cudami. Oczywiście towarzyszy temu wszystkiemu całkowite otwarcie na wszystko, co miłe i przyjemne.

Kultura rave, podobnie do ruchu hipisowskiego, miała charakter równościowy, inkluzywny i nastawiony na kształtowanie społeczności. Można powiedzieć, że stosowanie ecstasy było powiązane z tymi nastrojami. Gdy heroina traktowana była jako narkotyk dla ubogich, a kokaina jako środek dla bogatych, ecstasy stało się substancją bawiącej się klasy średniej. Euforyczny stan sprzyjał nawiązywaniu nowych znajomości i kształtowaniu całych społeczności ludzi, którzy poznali się na imprezie.

Od samego początku techno było muzyką berlińskiej Love Parade, największej tego typu imprezy na świecie. Pewnie kojarzymy.

Techno to też Mayday. A Mayday to wielka impreza z transowym bitem o zasięgu globalnym. Mamy człowieka, który wrócił z samego środka tej rzeczywistości. Nazwał ją piekłem. Był częścią elity techno świata, więc wie, co mówi. Lech Dokowicz. Opowiada o tym w poruszającym świadectwie, które można streścić tak: techno zabija duszę.

Techno na ŚDM?

Oczywiście, że istnieje coś takiego jak chrześcijańskie techno. Chyba każdy gatunek muzyki doczekał się swojej ewangelizacyjnej odsłony. Może nie jest to jakaś ultra popularna odmiana, ale jednak młodzi próbują do technobitów śpiewać religijne piosenki.

Na ŚDM w Lizbonie też było techno! I to przed mszą świętą! A techno DJ-em był ksiądz katolicki! Ileż to zamieszania narobiło. Wrzucam:

I co wy na to? Są bardzo różne głosy. Ja się przyglądam. Gdzieś z boku. I czekam. Na owoce. W tej całej dyskusji pojawia się pytanie:

Czy jedynym, co sprawia, że muzyka jest (nazwijmy to umownie) ZŁA, są słowa? Czy sama warstwa muzyczna, charakter i skojarzenia nie mają tutaj znaczenia? Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest taka prosta. Dzisiaj nikogo nie dziwią chrześcijańscy raperzy czy metalowcy. Kiedyś to było nie do pomyślenia. Może z techno będzie podobnie?

Tak było na Festiwalu Życia w Kokotku:

@tribbs_music

Przygotowywałem ten mashup w drodze do Kokotka 🙈

♬ original sound – Tribbs

A gdyby do muzyki Behemoth zaśpiewać Psalmy, to będzie już muzyka chrześcijańska? A gdyby kiedyś tam w przyszłości Komisja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów zastąpiła organistów (bo ich np. zabraknie) DJ-ami z bitami techno, to czy będzie to niebiblijne?

Temat uważam za otwarty. Tymczasem posłuchajcie mojego techno odcinka:

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.