Co zrobić, żeby uczestnictwo w niedzielnej Mszy Świętej nie było przykrym obowiązkiem, a stało się radosną przyjemnością?
15 października| Wokół moralności

Niedzielna Msza Święta – smutny obowiązek czy przyjemność?

Niedziela kojarzy się z nakazem, przykazaniem. Bywa, że chcemy po prostu „odbębnić swoje” i „mieć z głowy”. Co zrobić, żeby niedzielna Msza nie była przykrym obowiązkiem, a stała się radosną przyjemnością?

Pamiętam opowieść mojej babci, która –gdy była dzieckiem – chodziła boso do kościoła przez pola i łąki, a tuż przed wejściem do Bożego domu zakładała buty, wcześniej czyszcząc stopy). Swoją drogą, to były czasy, gdy rodzeństwo między sobą wymieniało się takimi „kościelnymi butami”. Odświętne niedzielne ubranie czekało cały tydzień w szafie, a wyjście z domu na Mszę Świętą było wydarzeniem, które posiadło swój zewnętrzny wymiar, chociażby w postaci stroju. Co prawda niekiedy bardziej niż z potrzeb duchowych wynikało to z potrzeby „pokazania się” czy zaznaczenia swojej pozycji.

Współcześnie pewnie coraz mniej to rozumiemy i czujemy. Nie do końca identyfikujemy się z tamtą kulturą, choć z pewnością są miejsca w Polsce, gdzie nadal niedziela automatycznie łączy się z przywdzianiem odświętnego stroju. Zacieranie się potrzeb związanych z elegancją nie dotyczy jedynie sfery sacrum. Coraz częściej w teatrach, operach i filharmoniach można zobaczyć ludzi, którzy wybrali raczej „codzienny look”.

Jednak czy w świętowaniu niedzieli chodzi jedynie o inny strój? Czy posiadanie w szafie kompletu „do kościoła” załatwia sprawę? Uproszczenie tego zagadnienia do formy byłoby niesprawiedliwe.

Nudna Msza

Niechęć do chodzenia do kościoła często wiąże się z poczuciem, że Msza jest nudna, powtarzalna, w kościele jest zimno lub duszno, oprawa muzyczna stoi na niskim poziomie, gesty i znaki są, wszystko jest takie „smutne”, a kazania… – to już lepiej nie mówić. Tego typu głosy są pewną normą. Tymczasem św. Teresa z Lisieux powiedziała:

Gdyby ludzie znali wartość Eucharystii, służby porządkowe musiałyby kierować ruchem u wejścia do kościołów.

Może jest tak, że w wyniku niewiedzy, nieświadomości i braku informacji nudzi nas to, czego nie rozumiemy, czego nie znamy? Częściowo to efekt braków w formacji (nie zawsze z naszej winy), częściowo pewnie to kwestia obiektywnych przeszkód, sprawiających, że trudno nam przeżywać liturgię. Pierwsi chrześcijanie byli gotowi oddawać życie za udział we Mszy, a współcześnie życie naraża wielu naszych braci prześladowanych. Czy ja byłabym gotowa ryzykować wolnością, życiem, by uczestniczyć w Eucharystii?

Może nam się wydaje, że kiedyś Msza musiała być inna, ciekawsza, lepsza? Św. Justyn około 155 roku napisał list do pogańskiego cesarza Antoninusa Piusa, żeby wyjaśnić mu, co się dzieje w czasie Eucharystii:

„W dniu zwanym dniem Słońca odbywa się w oznaczonym miejscu zebranie wszystkich nas, zarówno z miast, jak i ze wsi. Czyta się wtedy pisma apostolskie lub prorockie, jak długo na to czas pozwala. Gdy lektor skończy, przewodniczący zabiera głos, upominając i zachęcając do naśladowania tych wzniosłych nauk. Następnie wszyscy powstajemy z miejsc i modlimy się za nas samych… oraz za wszystkich, w jakimkolwiek znajdują się miejscu, by otrzymali łaskę pełnienia w życiu dobrych uczynków i przestrzegania przykazań, a w końcu dostąpili zbawienia wiecznego. Po zakończeniu modlitw przekazujemy sobie nawzajem pocałunek pokoju. Z kolei bracia przynoszą przewodniczącemu chleb i kielich napełniony wodą zmieszaną z winem. Przewodniczący bierze je, wielbi Ojca wszechrzeczy przez imię Syna i Ducha Świętego oraz składa długie dziękczynienie (po grecku: eucharistian) za dary, jakich nam Bóg raczył udzielić. Modlitwy oraz dziękczynienie przewodniczącego kończy cały lud odpowiadając: Amen. Gdy przewodniczący zakończył dziękczynienie i cały lud odpowiedział, wtedy tak zwani u nas diakoni rozdzielają obecnym Eucharystię, czyli Chleb, oraz Wino z wodą, nad którymi odprawiano modlitwy dziękczynne, a nieobecnym zanoszą ją do domów”.

Brzmi znajomo? Struktura liturgii zachowała się do dziś! Jak cenne musi to być dziedzictwo i jak wielkim skarbem musi być Eucharystia, że trwa od tylu wieków?

Zostań odkrywcą

Co zrobić, żeby niedzielna Msza nie była przykrym obowiązkiem, ale stała się radosną przyjemnością? Przede wszystkim zatroszczyć się o relację z Bogiem. Rozbudzenie w sobie tęsknoty za Eucharystią, za komunią, za bliskością z Panem jest gwarantem przeżywania Mszy Świętej jako najważniejszego wydarzenia w ciągu dnia. Skutkiem ubocznym tej postawy będzie pragnienie jak najczęstszego przeżywania Eucharystii – prawdopodobnie na niedzieli się nie skończy!

Czy znikną wtedy drażniące nas elementy? Niekoniecznie. Natomiast zobaczymy je w innej perspektywie, nadamy im właściwe znaczenie. Czy w mistyczny sposób zrozumiemy wszystko, co dzieje się w akcji liturgicznej? Nie. Natomiast będziemy mieli okazję stać się poszukiwaczami! Nie wiemy, czego symbolem jest procesja do ołtarza – sprawdźmy to! Nie wiemy, co znaczy pocałunek, który ksiądz składa na ołtarzu – zapytajmy! Może to być okazją do dobrych rozmów w rodzinie, do zapoznania się z księżmi z parafii, a może będzie to motywacja do własnych poszukiwań. Najgorsza jest obojętność. To ona sprawia, że zaczynamy się nudzić.

Świętujemy niedzielę, bo tego dnia Chrystus zmartwychwstał. Uświadamiamy sobie również, że czas jest darem, a człowiek potrzebuje odpoczynku. Chcemy zachwycać się nad pięknem stworzenia (w tym swoim własnym!). Przypominamy sobie, że dzięki Męce, Śmierci i Zmartwychwstaniu Chrystusa zostaliśmy wyzwoleni z grzechu. Uczymy się mieć czas dla Boga, dla siebie oraz dla drugiego człowieka.

Niedziela jest bezcennym dniem. Jeśli w naszym życiu straciła smak, warto sięgnąć do źródeł.

Agata Rujner

Doktor teologii moralnej, pracownik Akademii Katolickiej w Warszawie. Prowadzi kanał „Prawie Morały” na YouTubie i w mediach społecznościowych. W przystępny sposób wyjaśnia moralność katolicką. Jest wrażliwa na piękno i muzykę.