Moja pierwsza gitara. Czego szukać i skąd ją wziąć?
Kiedy byłem małym chłopcem – hej! – dokładnie wtedy mój starszy kuzyn zaraził mnie gitarą. Najpierwszą z pierwszych była zabawkowa gitara wielkości ukulele. Wkręcałem w jej małe pudełko zakrętki od butelek (imitacja potencjometrów), do boku wpychałem jakiś kabel znaleziony w szafce z narzędziami taty (że niby kabel do wzmacniacza), stawałem przed lustrem i udawałem gwiazdę rocka. Podejrzeli to rodzice. Kilka miesięcy później pod choinką znalazłem moją pierwszą gitarę.
To była gitara akustyczna legendarnej firmy Defil. Nie było wtedy dla mnie żadnej innej opcji. Dzisiaj świat zmienił się nie do poznania. Za chwilę o tym, jakie są sposoby zdobycia gitary i czym się kierować polując na nią.
1. Nówka
Wydaje się, że to najprostszy sposób. Choć nie zawsze najtańszy. Kupić można w zasadzie wszystko. Od chińskiego koszmaru z marketu po najbardziej topowe instrumenty świata.
Czasy, w których zaczynałem, były takie, że aby mieć konkret, trzeba było wywalić majątek. Konkret typu Gibson albo Fender. Zresztą dostęp do tych markowców też nie był łatwy. Dzisiaj jest tak, że kupić można każdą gitarę, a na przyzwoitą stać praktycznie każdego. Przedział cenowy waha się tutaj od kilkuset do kilku tysięcy złotych.
Oczywiście, są gitary za więcej niż 10 tysięcy. Za znacznie więcej. Ale to dla bogaczy, koneserów i świrów. Poziom instrumentów tak zwanych niskobudżetowych wzrósł na tyle, że naprawdę nie trzeba dzisiaj brać kredytu na dobrą gitarkę. Zwłaszcza na początku drogi. To opinia fachowców.
Jak więc zdecydować się na konkretny instrument? Poznaj realia swojego budżetu, zapytaj samego siebie, jaki rodzaj wiosła będzie dla twoich potrzeb właściwy (klasyczna, akustyczna, elektryczna), posurfuj w sieci, odwiedź pobliski sklep muzyczny, poradź się kogoś doświadczonego – i kupuj. Kupuj i graj!
2. Używka
Rynek używanego sprzętu gitarowego jest potężny. To najprawdopodobniej przestrzeń, w której muzyk najczęściej zdobywa swój instrument. Jak najbardziej polecam kupowanie używanych, ale sprawdzonych instrumentów.
Wspomnę tylko, że jako muzyk zawodowy mam w swoim arsenale siedem gitar. Tak mało?! Tylko jedna spośród nich jest kupiona w sklepie. Reszta to używki. I bardzo sobie te używki chwalę.
Najprościej na rynku wtórnym jest komuś, kto ma doświadczenie i wie jak szukać, na co zwracać uwagę. Minusem używek jest (zazwyczaj) brak gwarancji. Plusem – cena. Używki zwykle kosztują ze 30% mniej niż nówki. Kupowania przez internet bez wcześniejszego ogrania nie polecam. Łatwo dać się nadziać. Gitara to nie łopata. Trzeba wziąć do rąk, pomacać, posłuchać, pograć.
Gdy czegoś szukam w necie zwykle stosuję filtr obszaru. Poluję na fajne oferty w mojej okolicy, by w razie czego podjechać i ograć instrument. No i wiadomo – jeśli jesteś na początku drogi, zapytaj o radę kogoś, kto już kawałek uszedł. Ja takich rad udzieliłem dziesiątki.
3. Gift
Trzy gitary w życiu dostałem w prezencie. Całkiem pierwszą pod choinkę. Drugą (elektryczną) od taty, który wrócił z zawodowego kontraktu. I trzecią (też elektryczną) wygrałem na Międzynarodowym Konkursie Gitarzystów Jazzowych im. Marka Blizińskiego w Warszawie.
Z prezentami jest ten plus, że nie musisz się zastanawiać nad wyborem i ceną. Po prostu dostajesz i tyle. Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Czy jakoś tak…
4. Handmade
Powaga. Pierwszą gitarę elektryczną zrobiłem sobie sam (sic!). Wujek stolarz wyciął mi deskę. Gryf miałem z jakiegoś starego pudła (czyli gitary akustycznej). Poskręcałem to jakoś, włożyłem jedyne wówczas na rynku przetworniki do gitary elektrycznej i pomalowałem czarnym lakierem nitro. Zadziałało, ale grać na tym za bardzo się nie dało.
Był kiedyś taki magazyn dla majsterkowiczów Mały Technik. I w jednym z jego numerów zamieszczono kompletny tutorial własnoręcznego wykonania gitary elektrycznej. Tak było. Choć dzisiaj to brzmi trochę jak żart. Jak nie jesteś lutnikiem, to jednak lepiej sobie uzbieraj i kup.
5. Kradzież
Trudno uwierzyć, ale zdarzają się i takie próby pozyskania instrumentu. I to nierzadko. W 2020 roku w Calgary w Kanadzie z prywatnego mieszkania ukradziono 12 gitar wartych łącznie 23 tysiące dolarów!
Były tam między innymi czarny Dean ML ze 100 autografami, czarna gitara Epiphone Tony Iommi SG Standard czy LTD JH600 Jeff Hanneman z autografami muzyków z Battlecross. To trochę tak jak kradzież dzieł sztuki. Trudno z czymś takim pojawić się publicznie. Markowe gitary mają swoje numery seryjne, są ubezpieczone, skatalogowane.
Być może złodziej jest maniakiem-kolekcjonerem, który na łupach chciał sobie pobrzdękać w domu. Nie wiem. I choć kradzież jest jakimś pomysłem na zdobycie gitary, to zdecydowanie odradzam.
Końcowe słowo dla początkujących
Jeśli zaczynasz przygodę z gitarą i nie masz wygórowanych oczekiwań, to jesteś w komfortowej sytuacji. Wystarczy kilka stówek, wchodzisz do sklepu albo na OLX-a i masz. I grasz. I cieszysz się tym graniem jak dziecko.
Problemy zaczynają się, gdy się rozwijasz i wchodzisz na ścieżkę bardziej zaawansowaną. Twoje oczekiwania rosną i zaczynasz kaprysić – nie ten gryf, nie to brzmienie, nie ten model itd. Tak w życiu zawodowego gitarzysty otwiera się rozdział pod tytułem: niekończące się poszukiwanie gitary idealnej. Ale to temat na zupełnie inny artykuł.
Zobacz również:
Adam Szewczyk
Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.