20 lutego| Artykuły

Chata – czyli wspomnienia z gór, gdzie więcej śpiewu było niż śniegu

W czwartkowy wieczór na Pietroszonce w Istebnej zapaliliśmy światło i odkręciliśmy zawór z wodą w starej górskiej chacie należącej do Akademickiego Koła Turystycznego w Gliwicach. Klimat i zapach tego miejsca oraz skrzypiące nad głowami belki opowiadały historie ludzi, którzy tu kiedyś mieszkali, a od 40 lat turystów, którzy to miejsce odwiedzają, nocują w nim i snują opowieści.

Ojciec Patryk rzucił się jak dzik w żołędzie, by rozpalić ogień w kominku, i tak zaczęliśmy kolejne (jakby) zimowe spotkanie studentów. Jak później okazało się – także maturzystów. Pierwsi uczestnicy dojechali po zmroku i czwartkowy wieczór był okazją do tego, by w tym rosnącym w liczbę gronie ludzi poznać się.

Przybyli rowerzyści NINIWA Team, uczestnicy naszego wolontariatu, młodzi z Pełnych Życia z Gliwic oraz wiele nowych twarzy. Gościliśmy w chatce, która jest otwarta, więc oprócz tutejszego zarządcy, który przyjechał prawie w tym samym czasie, co my, byli też inni nieznani wędrowcy.

Czwartek upłynął nam na Eucharystii, śpiewach i rozmowach, a w piątek po śniadaniu ruszyliśmy do źródeł Wisły, czyli na Baranią Górę. Wieczorem na pytanie: „Po co post?” odpowiadał o. Patryk w konferencji. I znowu po całym dniu, bezmięsnej uczcie w stylu dowolnym (każdy gotował, co chciał), śpiewaliśmy poezję górską, szanty i wszystko, co mieliśmy na podorędziu oraz w śpiewnikach.

Myślałem, że dużo tego śpiewania. Naszych śpiewów nie lubił pies chatkowego. Kebab – bo tak się zwał – nie wiedzieć czemu na dźwięk tamburyna wpadał we wściekłość, co nawet niektórych cieszyło, a mi było go szkoda.

Chatka Oblatka – luty 2024 [ZDJĘCIA]

W sobotę, gdy nieco się ochłodziło, ruszyliśmy na rundkę na Ochodzitą, do Koniakowa. Padał deszcz i nie wyglądało to dobrze. Gdy wracaliśmy, w kościele mówiłem konferencję o wychowywaniu zmysłów i swojej wrażliwości jako zadaniu na Wielki Post.

Może wcześniejszy czas w karczmie przy gorącej czekoladzie, może to, że w kościele w Koniakowie było ciemno, a może moje słowa sprawiły, że niektórzy walczyli na tej konferencji – i bynajmniej nie była to walka duchowa, lecz ze snem. Na szczęście zachowało się nagranie, gdyż mówiłem też o sprawie wg mnie kluczowej tzn. o tym, że miejsce naszego zranienia wewnętrznego oddawane Jezusowi jest też miejscem uzdrowienia i wielkiej siły.

Wieczorem zaczęliśmy śpiewać, gdy niektórzy jeszcze grali w planszówki. Trwało to od 19:00 w sobotę do 3:00 w nocy. Szok. Ja zasypiałem na piętrze przy akompaniamencie gry „palce w pralce” – kto gra, ten wie, że nie było łatwo. Jednak tej nocy podobno nie chrapałem.

W niedzielę rano przylepił się już do nas zapach chatki oraz inne zapachy, bo warto wspomnieć, że w tym zacnym miejscu jest jeden zlew, jeden prysznic i jeden „wychodek”, więc z higieną nie przesadzaliśmy. Mając tę paletę zapachów, ruszyliśmy w dzień. Po śniadaniu poszliśmy na Mszę św. do kościoła na Stecówce.

Po Mszy św. podsumowałem spotkanie i wtedy zauważyłem, że emocje związane z rozstaniem wielu (wcześniej nieznanych sobie) ludzi wskazywały na to, że mała przestrzeń chaty – kolejka w kuchni, by przygotować jedzenie, kolejka do mycia, wspólne rozmowy, te warunki, w jakich żyli nasi dziadkowie i pradziadkowie – jest wystarczająca, by przeżyć autentyczne spotkanie. A co wewnętrznie w uczestnikach zdziała Pan Bóg i jaki to przyniesie owoc – to już Jego „sekret”… Ale mam dobre przeczucia.

To piałem ja o. Dominik Ochlak OMI, a tę chatkę tworzyliśmy razem z o. Patrykiem Osadnikiem OMI.

o. Dominik Ochlak OMI

Pomocnik o. Tomasza w prowadzeniu Oblackiego Duszpasterstwa Młodzieży. Ojciec Dominik to entuzjasta pracy z młodzieżą, zapalony ewangelizator z doświadczeniem Przystanku Jezus. Na co dzień gorliwy kapłan, wprowadzający autentyzm i młodego, odważnego ducha do kokotkowej wspólnoty. Refleksyjny obserwator świata.