8 października| Muzyczne Laboratorium

Czy Justin Bieber chodzi do kościoła? Czyli o nawracających się celebrytach

Dla kościółkowych środowisk celebryci, którzy weszli w fazę tak zwanego nawracania się i publicznie gotowi są składać deklaracje z cyklu „JEZUS JEST MOIM PANEM!”, to prawdziwe ra-ry-ta-sy. Ktoś taki na konferencjach, koncertach czy festiwalach z Panem Bogiem w tle jest najlepszym potwierdzeniem tego, że idziemy słuszną drogą. Bo oto sławna gwiazda z telewizji mówi „naszym” językiem i myśli „naszym” myśleniem.

Czy powinno dla nas mieć jakieś specjalne znaczenie religijne życie celebrytów? Żadnego specjalnego. Ewentualnie na poziomie zwykłej, niezobowiązującej ciekawostki, o jakiej można napisać kilka słów.

Psalm 146

Zacznijmy ten test od przypomnienia tego jak powinno być:

Nie pokładajcie ufności w książętach
ani w człowieku, u którego nie ma wybawienia.
Gdy tchnienie go opuści, wraca do swej ziemi,
wówczas przepadają jego zamiary.
Szczęśliwy, komu pomocą jest Bóg Jakuba,
kto ma nadzieję w Panu, Bogu swoim,
który stworzył niebo i ziemię,
i morze ze wszystkim, co w nich istnieje.
On wiary dochowuje na wieki,
daje prawo uciśnionym
i daje chleb głodnym.

Słowa o tym, że baczenie na to, aby nie upaść, kiedy wydaje nam się, że stoimy, dotyczą wszystkich. Mnie, ciebie, jego. A jednak mamy pokusę, by z jakimś specyficznym rodzajem bezkrytycznego entuzjazmu przyjmować nawróceniowe deklaracje sławnych ludzi. Bo to miłe uczucie, kiedy autorytet utożsamia się z twoimi świętościami. Kiedy możesz go klepnąć po ramieniu i rzec: „BRACIE!”. A na do widzenia rzucić: „Z PANEM BOGIEM!”. Miłe to. I tyle.

Od Szawła do Pawła

Zanim stał się pobożnym i ultra wpływowym ewangelizatorem pierwszego wieku, był rzezimieszkiem tępiącym chrześcijan z taką bezwzględnością, jak ja muchy w kuchni podczas upalnego lata.

Szaweł ciągle jeszcze siał grozę i dyszał żądzą zabijania uczniów Pańskich. (Dz 9,1)

Takich Szawłów-łobuzów, co przeszli metamorfozę i stali się grzecznymi Pawłami, jest dzisiaj sporo.

Brian Head Welch

Jeden ze współzałożycieli zespołu Korn, legendy metalu. Zarobił miliony dolarów, ale nie kupił za nie szczęścia. Chlał i ćpał. Wspomina, że w ciągu doby był trzeźwy jedynie przez kilka chwil. Narodziny córki nic nie zmieniły. Żona ich opuściła. Dla metamfetaminy. Sam wychowywał córkę. Jadłem kanapkę, wciągałem metę i szedłem z Jenną do szkoły – wspomina. Zrozumiał, że jest na dnie.

Pewnego dnia ktoś podrzucił mu fragment Ewangelii św. Mateusza o utrudzonych i obciążonych. Brian poczuł, że to o nim. Bez specjalnych oczekiwań poszedł do kościoła. Tam coś pękło. Rozpłakał się i zaczął prosić Boga o pomoc. Wylała się na niego wielka, bezwarunkowa miłość. Dzień później wyrzucił wszystkie narkotyki i odszedł z KORN. W ciągu jednego dnia stał się innym człowiekiem.

Mark Wahlberg

Jeden z najbardziej rozpoznawanych amerykańskich aktorów. Planeta małp, Trensformers, Dzień patriotów czy Scooby-Doo to kilka jego tytułów z przedługiej listy. Poza rolami filmowymi były te życiowe, mniej chlubne – dragi i rozboje. Skazany na dwa lata więzienia za usiłowanie zabójstwa. Miał nie żyć Wietnamczyk, Johnny Trinh, który zaatakowany przez Wahlberga prawie stracił oko.

Kiedy usłyszałem zamykające się za mną drzwi więzienia… wiedziałem, że to dla mnie dopiero początek.

Zrozumiał, że stoi przed wyborem: albo narkotyki, stare życie i rajd na dno, albo zupełnie inna droga. Wybrał to drugie, w czym pomógł mu zaprzyjaźniony ksiądz katolicki, który potem udzielił mu ślubu i ochrzcił jego dzieci. Dzisiaj nie afiszuje się z wiarą, ale zapytany odpowiada, że Bóg jest jego najważniejszym przewodnikiem.

Alice Cooper

Ojciec horror rocka, który raczył swoich fanów wulgarnymi piosenkami o rozwiązłym seksie, narkotykach i alkoholu. Sam był uzależniony od wszystkiego, od czego tylko się dało. W końcu wylądował w swoim życiowym piekle, o którym tak dziarsko śpiewał. Kiedy zaczął wymiotować krwią, kiedy w stanie skrajnego wyczerpania wylądował w szpitalu i kiedy zobaczył złożony przez swoją żonę pozew o rozwód zrozumiał, że musi coś zmienić. Dzisiaj mówi:

Nigdy nie poszedłem do AA. Wszyscy mówili: „Och, masz tak wielką siłę woli”, ja odpowiedziałem: „Nie, Bóg ma wielką siłę woli. To On mnie uwolnił”. (…) Bycie chrześcijaninem to trudne zadanie. To bunt, a Jezus Chrystus był największym z rewolucjonistów. (…) Mówiłem to, nawet kiedy nie byłem chrześcijaninem. Mając do wyboru Boga i diabła, nie wybieraj diabła. To zły kierunek.

Justin Bieber

Kim jest Justin Bieber, wszyscy wiemy. Cudowne dziecko popkultury. Ale wizerunek grzecznego chłopca po kilku latach upojnej kariery zaczął się sypać. Standard. 25 marca 2019 roku Bieber ogłosił na Instagramie, że robi sobie przerwę od muzyki, aby naprawić głęboko zakorzenione problemy. Lista grzechów młodego gwiazdora jest imponująca: prostytutki, narkotyki, chuliganerka, jazda pod wpływem alkoholu. Do tego problemy z depresją i chorowanie na zespół Ramseya-Hunta, co skutkuje częściowym paraliżem twarzy. Słabo jak na wokalistę. W młodości chodził do katolickiej podstawówki. Mama była z kolei zaangażowana w podejrzany w naszym katolickim światku ruch Toronto Blessing. Sam Bieber w 2014 wkręcił się w jedną z zielonoświątkowych wersji pod tytułem Hillsong (tak, to ci od uwielbienia). Głośno o tym było. I się posypało.

Seks skandal z pastorem w roli głównej

Okazuje się, że nie tylko u nas takie rzeczy. Na kazania Carla Lentza, pastora kościoła Hillsong, przychodziły tłumy. Miał tę charyzmę, która przyciągała. Celebrytów też. Wśród nich np. Bono, Selena Gomez, Kourtney Kardashian. No i oczywiście Justin. To właśnie Carl Lentz udzielił Bieberowi chrztu w ramach denominacji Hillsong. Co prawda nie w kościele, tylko w prywatnym domu koszykarza Kevina Duranta, ale nie czepiajmy się detali. Justin fruwał. Podkreślał, że pastor Carl jest jego mentorem, który pomógł mu się wyciszyć i zerwać z uzależnieniami. Wydawało się, że tej idylli nic nie zaszkodzi. A tu nagle klops.

Leona Kimes, która przez siedem lat zajmowała się dziećmi Lentzów, wspomina:

Prosił mnie, żebym pomasowała mu stopy, kiedy wrócił do domu po grze w koszykówkę. Potem fizyczne spotkania nasiliły się. Chociaż nigdy nie miał ze mną stosunku płciowego i nigdy mnie nie całował, byłam gwałcona psychicznie. Często dotykał moich okolic intymnych, to się regularnie powtarzało. Zamierałam. Za każdym razem zastygałam.

Potem posypało się wile innych rzeczy w Hillsongu, ale nie o tym dzisiaj. W każdym razie Justin odpuścił.

Nie jestem religijny!

Czy po aferze z Hillsongiem Bieber odkrył na nowo słowa Psalmu 146? Z pewnością z dużym dystansem podchodzi do ufania instytucjom i jego ludziom. Na insta wrzucił wpis, który możemy traktować jak jego aktualną deklarację religijnościową. A pisze między innymi tak:

Wiele osób pomyliłoby mnie z religijnym człowiekiem, którym nie jestem. Religia wskazuje na twoje wady i utrwala zniechęcenie. Religia sprawia, że ludzie czują się lepiej niż inni, ponieważ chodzą do „kościoła”… Jestem jednak zakochany w tym, który mnie stworzył. Wierzę, że Jezus jest zbawicielem ludzkości i że jego miłość jest tym, co nas zmienia. Wierzę, że złamanie ludzkości boli Boga i że wysłał odpowiedź i dał nadzieję w Jezusie. Moja rada jest taka, aby unikać religii, ale pokładać nadzieję w tym wiecznym, który umarł potworną śmiercią, abyśmy ty i ja mogli naprawdę żyć wiecznie.

Nie pokładajcie ufności w człowieku

Justin Bieber jest takim samym człowiekiem jak ja i ty. Jego celebrycka pozycja w świecie nie ma żadnego znaczenia w odniesieniu do spraw, które są naprawdę najważniejsze – Bóg, wiara, śmierć, zbawienie. Historia jego życia może być jakąś inspiracją. Ale jutro może się okazać, że sprzeniewierzy się on wszystkim ideałom, za którymi się dzisiaj opowiada. Tak jak ja. Bo człowiek jest słaby. I nie ma żadnej pewności, że jutro będziemy tymi samymi ludźmi, którymi jesteśmy dzisiaj. Taka świadomość to w gruncie rzeczy postawa pokory, albowiem niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł (1 Kor 10, 12).

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.