Odnalezienie Chrystusa = pokój serca. A co jeśli nie czuję pokoju?
„Nigdy nie ustawajmy w poszukiwaniu Chrystusa zmartwychwstałego, który daje życie w obfitości tym, którzy Go spotykają. Znalezienie Chrystusa oznacza odkrycie pokoju serca” – powiedział Ojciec Święty w rozważaniu przed paschalną modlitwą Regina Coeli, w Poniedziałek Wielkanocny, 5 kwietnia.
Podobne słowa słyszeliśmy już wielokrotnie. Gdy jakaś osoba się nawraca, albo podejmuje w konsultacji z Bogiem ważną życiową decyzję, często mówi, że odczuła pokój w sercu. Z kościelnej ambony też nie raz słyszymy, że droga z Jezusem, oznacza – mimo zewnętrznych turbulencji życiowych – wewnętrzny pokój. A co jeśli modlimy się, wierzmy, staramy się być dobrzy, a takiego pokoju nie odczuwamy? Może być kilka tego przyczyn.
To nie uczucie
Z tym pokojem jest tak jak z miłością. Ta druga jest świadomym wyborem – decyzją. Pokój w sercu to także nie uczucie, które się czuje, ale raczej pewna świadomość, pewność. Możemy mieć ten pokój, a jednocześnie doświadczać różnych stresów, trudności, niekomfortowych uczuć. A jednak łatwiej jest je wszystkie „przegryźć”, kiedy spotkaliśmy w życiu Jezusa i odkryliśmy Go. Wtedy nasza perspektywa patrzenia się zmienia i mamy większy dystans do wielu spraw, bo wiemy, kto się nami opiekuje.
O tym, że taki pokój nie jest uczuciem świadczą przykłady świętych. Św. Matka Teresa z Kalkuty, św. Jan od Krzyża czy św. Mała Tereska od Dzieciątka Jezus – jedni z największych świętych. Łączyło ich doświadczenie tzw. ciemnej nocy duszy. To takie poczucie opuszczenia przez Boga, poczucie, że jest się zostawionym samemu. To pewna próba wiary, którą Bóg dopuszcza. Wielu świętych zmagało się z tym wyzwaniem nawet wiele lat, jak np. św. Matka Teresa z Kalkuty. Mimo tego, pozostali wierni i z pokojem w sercu wypełniali swoje powołanie. To dlatego, że wcześniej odkryli Jezusa i to odcisnęło na nich życiowe piętno.
Jeszcze Go nie odkryliśmy
Możemy wierzyć w Boga, znać przykazania, modlić się, uczęszczać na Mszę świętą i korzystać z sakramentów, ale jednak Pana Jezusa jeszcze prawdziwie nie odkryć. To pewna tajemnica i łaska. Jak to rozpoznać? Widzimy często osoby, które były na dnie, doświadczyły bagna grzechu, ale Bóg osobiście zainterweniował i wyciągnął ich z tego. To takie „spektakularne” nawrócenia. Te osoby to prawdziwi szczęściarze. Otrzymali doświadczenie Boga, bo gdy sami nie mieli jak się uratować, Pan Bóg przez swoje działanie niejako udowodnił im, że istnieje. Świetny punkt odniesienia na całe życie.
Czy te osoby już niczym więcej się nie martwią? Bzdura. Idą dalej kamienistą drogą, wyciągają się krok po kroku ze swoich słabości, przyzwyczajeń itd. Ale jednak często towarzyszy im pokój serca. Niektórzy katolicy zazdroszczą takim „spektakularnie” nawróconym osobom ich doświadczenia. Czy, jeśli czegoś takiego nie przeżyliśmy, to powinniśmy się tym martwić? Absolutnie nie. To też wielka łaska – urodzić się w rodzinie katolickiej, być uczonym wiary, poznawać Boga w codzienności, bez fajerwerków, prosto, spokojnie. Życie sakramentalne ratuje nas przed wieloma potknięciami, których nawet nie jesteśmy świadomi. Mogłoby się okazać, że wcale nie chcielibyśmy się jednak zamienić z takim „spektakularnym” chrześcijaninem na jego sytuację.
Przypomina to trochę przypowieść o synu marnotrawnym i tzw. drugim synu – na co dzień wiernym, ale niepocieszonym, że z jego powodu nie odbywa się huczna celebracja. A przecież to właśnie on przez większość czasu ma Ojca na wyciągnięcie ręki.
Inne przyczyny
Być może jakieś wewnętrzne zranienia lub doświadczenia przygniatają nas na tyle, że zasłaniają nam Boga. Dlatego warto zawsze zadbać o stałego spowiednika lub kierownika duchowego, żeby to wszystko w sobie poodkrywać i zrobić większą przestrzeń dla poznania Jezusa.
Z pewnością autentycznie przeżyte doświadczenie spotkania z Bogiem zmienia całe życie i daje większą pewność wiary. To owocuje wewnętrznym pokojem. Jeśli go jeszcze nie „czujemy”, to szukajmy tych przyczyn. Rozeznawajmy je. Módlmy się o większą wiarę. Pan Bóg na pewno chce się nam dać lepiej poznać. Być może musimy się do tego jeszcze trochę przygotować.
Źródło: Redakcja NINIWA / Vatican News
Krzysztof Zieliński
Od 2008 roku współtworzy Oblackie Duszpasterstwo Młodzieży NINIWA, co jest jednocześnie pracą i życiową misją. Współorganizuje i animuje wydarzenia, pisze artykuły, redaguje treści książek i robi znacznie więcej. Człowiek orkiestra.