TOP 10 porad dla początkującego muzyka
Friedrich Nietzsche rzekł onegdaj: życie bez muzyki było by pomyłką. Prawda czy fałsz? Trzeba by to sprawdzić. W zasadzie to już jest sprawdzone. Znam kilka głuchych jak pień osób, które w życiu nie usłyszały nawet jednego dźwięku. Nazwać ich życie pomyłką jest grubym nietaktem. Ich życie było/jest piękne, cenne, sensowne. Co z tego, że trudniejsze? Tym piękniejsze. Poprawił bym Fryderyka i powiedział: życie bez MIŁOŚCI było by pomyłką!
Co nie znaczy, że muzyka jest nieistotna dla świata. Jest. Bardzo. Nie wiem czy istnieje tworzywo, którym można skuteczniej wyrazić ludzkie emocje i skuteczniej na nie wpływać. Formować człowieczy stan ducha. Malować piękno świata. Zachwycać. Wzruszać. Przerażać. Zilustrować co tylko się da. A geniusz ludzkiego umysłu dał nam tak nieograniczony dostęp do niej, że muzyką wypełniona jest dzisiaj każda niemal szczelina egzystencji. Nic dziwnego, że wszyscy chcemy być muzykami. No, prawie wszyscy 🙂
Poniżej wrzucam 10 porad/rozkmin dla tak zwanych muzyków początkujących. Wszystko jest absolutnie subiektywne. Bo i sama muzyka jest bardzo subiektywnym zjawiskiem. Wręcz abstrakcyjnym. I to właśnie jest w niej najpiękniejsze.
1. Masz talent?
Co to jest talent? Pakiet cech dających nam szansę na w miarę sprawne poruszanie się w jakimś obszarze. Jeżeli do tego pakiet ów polany jest pasją to myślę, że mamy do czynienia z talentem prawdziwym. Krótko: talent to chcieć i móc. To musi iść w parze. Są przypadki, kiedy ktoś bezgranicznie kocha muzykę, ale nie ma za grosz predyspozycji ku niej. Wtedy z tego raczej nic nie będzie. Choć zawsze należy zostawić jakiś margines dla nieprzewidywalności życia. Czy przypadek boskiej Florence potwierdza istnienie takiego marginesu? Oceńcie sami:
Są i tacy, którzy te predyspozycje mają, ale muzyka nie kręci ich na tyle, by uczynić z niej sposób na życie. Wtedy też raczej nic z tego, choć i tu oczywiście zostawiamy margines. A te predyspozycje to przede wszystkim słuch i poczucie rytmu. Jak to się zgadza, to można iść dalej. Słuch, czyli zdolność odróżniania dźwięków na podstawie ich wysokości. Ewentualnie brzmienia. A rytm? W szkołach muzycznych weryfikuje się to tak: pani coś wystukuje, a kandydat próbuje to powtórzyć. Jak powtórzy, znaczy że poczucie rytmu jest.
Są dwie drogi do zastania muzykiem. Pierwsza (naturalna) jest taka: odkrywasz pociąg do świata dźwięków. Zaczynasz śpiewać albo chwytasz za jakiś instrument. Jak okaże się, że masz do tego dryg, sytuacja staje się rozwojowa i najprawdopodobniej czeka cię muzyczna przyszłość. Drugą drogą (formalną) podążają zwykle dzieci muzyków. Nie wiedząc jeszcze czy chcą i potrafią lądują zapisani z automatu przez swoich rodziców w muzycznej podstawówce. Dopiero potem życie weryfikuje słuszność tej decyzji. I jeszcze jedno: muzyk to niekoniecznie ktoś z dyplomami szkół i akademii. Podobnie jak święty to niekoniecznie ktoś po teologii dogmatycznej.
2. Inspiracje
Nie da się ich nie mieć. W zasadzie od tego zaczyna się prawdziwa z muzyką przygoda. Od tego, że coś naprawdę zakręci. Zafascynuje. Rozkocha. Małe dzieci, które są zmuszane przez rodziców/nauczycieli do wielogodzinnych ćwiczeń w klaustrofobicznych salkach jeszcze nie wiedzą, co to jest pasja. Wiedzą, co to jest lęk przed niezadowoleniem profesora albo oblanym egzaminem. Pasja może oczywiście i w takich warunkach z czasem się narodzić, ale może równie dobrze zostać raz na zawsze zarżnięta. Dzisiaj na brak inspiracji narzekać nie można. Ewentualnie na ich nadmiar. Często może to być jedna piosenka, płyta, obejrzany koncert. Inspiracją może być kolega z bloku, który świetnie rapuje albo gra jazz na trąbce. Moją pierwszą inspiracją był kuzyn z gitarą marki Defil i przegrana na kasetę Stilon koncertowa płyta KISS. Dokładnie na taką:
Inspiracje to coś co towarzyszy muzykowi do końca jego artystycznej drogi. Wiem co piszę.
3. Rozwój
Zapytałem kiedyś kuzyna (tego od inspiracji) co należy zrobić, by dobrze grać? Powiedział: musisz na ćwiczenie przeznaczyć każdą wolną chwilę. Radę kuzyna potraktowałem dosłownie. Niestety. To nie jest dobra rada. Tysiące godzin życia straciłem na ćwiczeniu bezsensownym, bezproduktywnym i (co najgorsze) szkodliwym. Odkryłem to dopiero wiele lat później. Kiedyś w mojej sali na akademii ktoś powiesił Dekalog dobrego ćwiczenia (autorstwa chyba Wyntona Marsalisa). Garścią tych przykazań skończę ten akapit: musisz mieć autorytet, musisz lubić ćwiczyć, ćwicz kilka godzin dziennie jeśli chcesz dobrze grać, jeśli masz ćwiczyć źle – nie ćwicz wcale, ćwiczenie musi mieć cel, najpierw usłysz – potem zagraj, bądź cierpliwy, nie popisuj się – graj dla siebie, myśl samodzielnie.
4. Praktyka
Jasne, można grać tylko dla siebie. Można ze swoją sztuką nie wychodzić ze swojego pokoju. Ale muzyka z natury jest po to, by dawać ją ludziom. Talentami trzeba się dzielić. Wręcz służyć nimi. Trema i tego typu problemy z naszą psychą są bardzo wielkim wrogiem tego dzielenia się. Nasze zainstalowane w głowie blokady potrafią uniemożliwić rozkwit naprawdę wielkich talentów. Rujnować potencjalnie piękne kariery. Z tym wrogiem trzeba walczyć. Przede wszystkich wychodząc z naszym muzykowaniem do świata. Im bardziej mamy z tym problem, tym intensywniej wychodźmy. Grajmy/śpiewajmy przed ludźmi. Przed kumplami. U cioci na urodzinach. Organizujmy prywatne koncerciki. Cokolwiek. W szkołach muzycznych takie rzeczy ogarnia się tak zwanymi popisami (cóż za tragiczna nazwa!). Dzisiaj mamy jeszcze jedną możliwość grania przed publiką (często jedyną): internetowe okno na świat. Lęk przed pomyłką i ewentualną kompromitacją? Wywalić ten paralizator z naszej głowy jak najszybciej! Mylą się nawet najwięksi:
5. Odtwarzanie/komponowanie/improwizowanie
W zasadzie są trzy główne pomysły na przygodę z muzyką. Można być odtwórcą cudzej. Można tworzyć własną. Wreszcie można być muzykiem improwizującym. Można oczywiście być jednocześnie kompozytorem, odtwórcą i improwizatorem. Trzy w jednym. Jak na przykład ja 🙂 Odtwarzaniem głównie zajmują się klasyczni instrumentaliści/wokaliści. Albo śpiewające damy naszej estrady. Typu Maryla. To pole do popisu dla wykonawczego kunsztu, artystycznej osobowości i interpretacji, która powinna być choć trochę oryginalna. Często w cieniu gwiazd kryją się ci, którzy tym gwiazdom muzykę piszą. Tworzą melodie, harmonie i wreszcie aranżacje, czyli jakiś sensowny sposób poukładania tego wszystkiego w jedną całość.
A co to jest improwizacja? Moją ulubioną definicją jest ta autorstwa Johna Scofielda: improwizacja to najszybszy sposób komponowania. Improwizacja, czyli granie czegoś ad hoc, jest istotą muzyki jazzowej. Ale to nieprawda, że jazz improwizację wymyślił. Kiedyś improwizowali muzycy klasyczni. Dzisiaj królami improwizacji są raperzy ze swoim freestylem. Chciałem wrzucić jakiegoś freestyla, ale cenzura by tego nie przepuściła 🙂 I jeszcze jedno – nie istnieje coś takiego jak improwizacja bezwzględna. Jeśli improwizujemy to zawsze robimy to wykorzystując coś, co wcześniej wgraliśmy w nasz mózg. Improwizatorem bezwzględnym ewentualnie może być kot łażący po klawiaturze fortepianu.
6. Instrumenty
Od razu obalam wielki mitu na temat sprzętu: wcale nie trzeba mieć najdroższego instrumentu, by pięknie grać, rozwijać się i z powodzeniem funkcjonować w swoim muzycznym światku! Oczywiście należy mieć instrument, który spełnia podstawowe kryteria. I nie trzeba wydawać fortuny, by takowy posiąść. Zwłaszcza dzisiaj. Jakiś autorytet sześciu strun powiedział, że brzmienie gitarzysty jest w palcach. Zgadza się. To co najpiękniejsze w muzyce, której słuchamy nie tkwi w instrumencie, ale w tym, kto na nim gra. W człowieku. Jak pięknie grasz to przeciętnej klasy instrument ci nie zaszkodzi. Ale jak grasz brzydko, to nawet Stradiwarius nie pomoże. Słyszycie różnicę?
7. Utrwalanie
Kiedyś chcąc nagrać piosenkę musiałeś uzbierać kasę, wynająć studio z realizatorem i muzyków. Kosztowne, czasochłonne, upierdliwe. To dobra opcja dla kogoś, kto ma własne studio, sam jest realizatorem i może bawić się w nagrywanie od rana do nocy. Albo do drugiego rana. Pamiętam czasy kiedy o możliwościach, jakie obecnie daje komputer, nawet nie śniłem. Dzisiaj zarejestrowanie swoich pomysłów jest możliwe w małym pokoju na siódmym piętrze. Nie chcę powiedzieć, że zastępowanie żywych muzyków czy profesjonalnych studiów nagraniowych komputerowymi symulacjami jest najlepszym rozwiązaniem na świecie. Chcę być realistą. A to co dzisiaj oferuje nam cyfrowy świat naprawdę jest zdumiewające. Zachęcam tylko do tego by mądrze z tego skorzystać. Zabawa jest naprawdę spora. Zapewniam cię, że niejedna płyta, której lubisz słuchać została nagrana w bloku na laptopie. Serio.
8. Udostępnianie
Podbijanie sieci to zupełnie nowa dyscyplina rzeczywistości. Dla wielu podstawowy sposób na życie i robienie kasy. Już nie telewizja czy radio rozdaje karty. Rozdaje je internet. Dzięki niemu możesz w ciągu kilku sekund dotrzeć do milionów ludzi na całym świecie. Stop. To nie tak. Youtubowe algorytmy są napisane w taki sposób, by docieranie do milionów czy setek tysięcy ludzi nie działo się przypadkowo. Na zasięgi pracuje się latami albo po prostu się je kupuje. Ale niezależnie od tych reguł, możliwości prezentowania swojej twórczości, jakie daje sieć, są gigantyczne. Koncertów nie ma. Póki co. Płyty sprzedają się coraz gorzej. Chyba. Muzyka w sieci rządzi. Wykorzystaj to.
9. Własna droga
Najważniejsze. Kopiowanie kogokolwiek jest z góry skazane na porażkę. Kopia zawsze będzie gorsza od oryginału. Oczywiście wszystko jest kwestią aspiracji. Dla kogoś szczytem marzeń jest zagrać solówkę Slasha z November Rain. Spoko. Można i tak. Mamy jeszcze dramatyczne zjawisko muzycznych konkursów wszelakich. Muzyka to nie sport. W muzyce używać określeń lepszy – gorszy jest nieporozumieniem. Wrzucam przykład absolutnej potologii – bicie rekordu świata w prędkości grania na gitarze. Z muzyką ma to tyle wspólnego, co bicie seksualnego rekordu świata z miłością.
Znajdź własną drogę. Bądź sobą, a będziesz w tym najlepszy na świecie, bo nie ma drugiego takiego jak ty!
10. Cele
To ważne pytanie. Bardzo. Wracam do jednego z przykazań Marsalisa: nie popisuj się. Jeżeli główną motywacją na naszej muzycznej drodze jest potrzeba aplauzu, to coś tu się nie zgadza. Muzyka wtedy jest tylko środkiem do osiągnięcia podstawowego celu, jakim jest próżna potrzeba chwały własnej. Jasne, nie jesteśmy w stanie całkowicie odessać z naszych serc tej łasej potrzeby oklasków. Ale to nie może stać się jedynym powodem, dla którego muzykujemy. Celem powinna być sama radość muzykowania. Grajmy przede wszystkim dla siebie. I dla radości z dźwięków. Jeśli tak będzie, ludzie to wyczują i kupią nas. I będzie pięknie. Pozerów i szpanerów nikt nie lubi.
Adam Szewczyk
Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.