22 września| Artykuły

Wygrana/przegrana

Największym naszym zwycięstwem jest zgoda na porażkę. Przyjmować sukcesy potrafi byle kto. Ale godne znoszenie przegranych to już wyższy level.

Wychowanie do porażki

Najpowszechniejszy błąd wychowawczy rodziców? Wpajanie dziecku paradygmatu triumfalizmu. Mądry rodzic przede wszystkim uczy dziecka przegrywać. To jest jak życiowa, mentalna szczepionka. Jest w tej wychowawczej mądrości ukryty pewien paradoks. Ostatecznie człowiek jest stworzony do zwycięstwa. Nasze serce domaga się triumfu. Naturalne. Nie do ominięcia. Boże. Ale nic bardziej nie oddala nas od zwycięstwa niż lęk przed porażką właśnie. To jest ten paradoks. Im mniejsze wrażenie robi na nas widmo przegranej, tym większa szansa na podium.

Mogłeś wygrać!?

Abel Mutai, czarnoskóry biegacz z Kenii był kilka metrów od mety. Nie dał rywalom żadnych szans. Ale tuż przed finiszem źle zinterpretował znaki i zatrzymał się, myśląc, że to koniec biegu. Za Abelem biegł Hiszpan, Ivan Fernandes. Gdy skumał co się stało, zamiast sprytnie wykorzystać dezorientację Kenijczyka i wygrać, podbiegł do niego i zmusił go do przekroczenia właściwej linii mety. Dziennikarze nie potrafili zrozumieć postawy Hiszpana i zamęczali go pytaniami typu: dlaczego to zrobiłeś, przecież mogłeś wygrać??? Ivan spoglądając na nich z uśmieszkiem politowania powiedział: Moim marzeniem jest to, że pewnego dnia możemy mieć jakieś wspólne życie, w którym zmuszamy siebie i innych do zwycięstwa. Nie pozwoliłem mu wygrać. On wygrał. Wyścig należał do niego. A jakie byłoby moje zwycięstwo? Jaki byłby zaszczyt tego medalu? Co moja mama by o tym pomyślała? Jeden z odcinków Rumcajsa mógłby się nazywać: O tym, jak przegrana stała się zwycięstwem.

Fabryki triumfów

Nie mam pojęcia, gdzie przebiega granica między sportem uczciwym, a przekupnym. Nie potrafię ocenić, który z oglądanych przeze mnie meczy piłkarskich jest sprzedany, a który nie. Ale to nie ma znaczenia. Handlowanie wynikami zawodów sportowych jest faktem. Tak jest z wszystkim. Wszystko można kupić. Wszystko można sprzedać. No, może poza miłością, jak to śpiewa nasz rodzimy bendzik. Na własne oczy widziałem, jak zwycięzca pewnego muzycznego festiwalu był znany zanim komisja wyszła z pokoju i ogłosiła werdykt.

Może kiedyś tak było, że gwiazdy na firmamencie świata pojawiały się spontanicznie. Bez specjalnego wsparcia korporacji z dużym zasobem gotówki. I wierzę, że wciąż tak jest. Ale machiny do kupowania komercyjnego sukcesu są dzisiaj silne jak Imperium z Gwiezdnych Wojen. Kiedyś popularność była loterią. Dzisiaj planuje się ją w gabinetach wpływowych postaci i realizuje z miażdżącą skutecznością. To nie ludzie wybierają czego słuchają. Ktoś im przekonywująco sugeruje, czego mają słuchać. Goebbels rzekł onegdaj: kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą. Parafrazując: przeciętna piosenka puszczana tysiące razy staje się wielkim hitem.

Pyrrus

Pyrrus już za życia uchodził za wojskowego geniusza. Kartagiński generał Hannibal (czyli nie byle kto) uznał go za jednego z trzech największych strategów wszech czasów. A jednak. Powiedzenie pyrrusowe zwycięstwo rzuca cień na geniusz wodza z Epiru. Owszem, wygrywał, ale jest pytanie: ZA JAKĄ CENĘ? W bitwie pod Herakleą triumfował co prawda, ale musiał pochować ponad 4000 swoich żołnierzy. W bitwie pod Askulum też wygrał. Choć  jeszcze bardziej dostał po tyłku. To po tej bitwie Pyrrus miał rzec: jeszcze jedno takie zwycięstwo i będę skończony.

Pyrrusowe zwycięstwa zdarzają się i nam. Co dnia. Za cenę życia i osierocenia rodziny wdrapujemy się na jakieś chrzanione, niedostępne szczyty. Za cenę rodzinnego szczęścia budujemy swoją świętą karierę. Za cenę wiecznej szczęśliwości przeżywamy chwilę cielesnej rozkoszy. Tak, grzech to jest jakiś rodzaj pyrrusowego zwycięstwa. Z pewnością grzesząc coś dla siebie wygrywamy. Ale i tracimy.

Nawóz porażki

Natknąłem się kiedyś na taką (podobno) chińską przypowieść mądrościową: Kiedy wdepniesz w gówno, nie wkurzaj się. To nic nie da. Wróć do domu, stań pod drzewem w ogrodzie, patyczkiem spokojnie zdrap resztki gówna z buta i rzuć je w ziemię. Za rok, kiedy przyjdziesz zerwać z drzewa smaczny owoc uświadom sobie, że w jakimś sensie jesz swoje gówno.

Każda porażka może stać się nawozem dla błogosławionych plonów naszego życia. O ile ją tak potraktujemy. Każda porażka może być szansą. Nic bardziej niż ona nie uświadamia nas o tym, jak jest naprawdę. Jeśli tylko wytrzymamy jej cierpki smak i zdołamy ją przełknąć mamy wielką szansę na krok do przodu. Jeśli tylko wytrzymamy.

Dopóki walczysz

To sama walka czyni nas zwycięzcami. Jej wyniku nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Oczywiście gdybym stanął w ringu z Tysonem Fury, wynik raczej byłby jasny 🙂 Ale historia starcia Dawida z Goliatem pokazuje, że zawsze jest jakiś margines błędu naszych przewidywań. Zawsze jest Bóg, który może wszystko. Lecz decyzja o tym, że walczymy to już nasza brocha. I na nią mamy bezpośredni wpływ. Więc nie fiksujmy się za bardzo na wyniku, ale na samej walce. Na trwaniu w niej. Bierzmy odpowiedzialność tylko za to, za co możemy.

Rzeczami, na które wpływu bezpośredniego nie mamy po prostu nie warto się za bardzo przejmować. Grać nie po to, by udowadniać innym swoją genialność. Grać dla samej radości grania. Marzenie. W naszym świecie, skażonym do bólu przez wirusa udowadniania innym swojej świetności wszyscy się ze sobą ścigają. Jak szczury. Każdy chce być najlepszy. Albo przynajmniej świetny. Wydaje się, że życie w poczuciu przeciętności jest pozbawione barw. Kłamstwo. To właśnie życie w wolności od tych wszystkich ciśnień jest pełne barw. Trzeba wrócić do samych korzeni i odkryć, że życie samo w sobie jest wystarczającym powodem do tego, by poczuć się zwycięzcą.

Największy wróg

Twój największy wróg to ty sam. I tylko z samym sobą walka ma sens. Walka ze swoimi słabościami. Ograniczeniami. Lenistwem. Brakiem konsekwencji. Porównywanie ma rację bytu tylko w jednym przypadku – kiedy czynimy to w odniesieniu do samych siebie. Każdy z nas to inny wszechświat. Inny potencjał, inne możliwości i parametry. Inna historia, inne prędkości przesyłu neuronów inny kolor włosów. Nie ma sensu w jednym wyścigu stawiać wieloryba i żyrafy. A my tak robimy. Bo lubimy igrzyska. Lubimy widzieć, jak ktoś jest radykalnie lepszy albo radykalnie gorszy. Szukaj przeciwnika w kimś takim jak ty. Stań przed lustrem. Tam go znajdziesz. Walcz i wygrywaj.

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.