23 września| Artykuły

Wielkie nawrócenia. Top 10

I rzekł: Zaprawdę powiadam wam, jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebios. Mt 18,3

Nawrócić się to odkryć, że zmierzało się w niewłaściwym kierunku i zacząć iść w zupełnie inną stronę. Można się nawrócić ze złego odżywiania, niszczącej pracy, toksycznego otoczenia. Ale zwykle chodzi o rewolucyjne uświadomienie sobie, że Bóg jednak jest i że coś z tym fantem trzeba zrobić. Takie nawrócenie można nazwać dotykiem nieba.

Szaweł, który stał się Pawłem

Ikona nawrócenia. Napiszę to, choć może się narażę nieco – najbardziej nawrócenia potrzebują ludzie pobożni. Tak zwani. Tacy, którzy religijną aktywnością zamiatają pod dywan faktyczny stan swojego serca. A przecież to o serce w tym wszystkim chodzi. A więc kto najbardziej potrzebuje nawrócenia? Ja! Szaweł z Tarsu był dokładnie kimś takim – urodzonym w porządnej i pobożnej faryzejskiej rodzinie Żydem. Pismo i prawo miał w jednym palcu. Nie tylko go przestrzegał (tak mu się tylko wydawało jak się okazało), ale i sam go nauczał w świątyniach. Wszak był wychowankiem samego Gamaliela.

Szawła spokojnie można nazwać człowiekiem wierzącym. Autorytetem w sprawach wiary. Jej strażnikiem. Gorliwym do bólu. Bezlitosnym sługą Jahwe. Myślicie, że ukamienowanie Szczepana zrobiło na nim jakiekolwiek wrażenie? A o listę wyznawców Chrystusa z Damaszku bynajmniej nie poprosił po to, by wysyłać im świąteczne paczki! On chciał ich pozabijać.

Oto do czego może doprowadzić religijność, za którą stoi diabeł. Bóg zainterweniował by przerwać tą tragiczną farsę. Dotyk Jezusa i pozamiatane. Szaweł zrozumiał. Że nie da się pogodzić wiary w Boga, który jest Miłością z religijnym fanatyzmem. Że sądząc brata (nawet tego, który upadł najniżej) masz większą winę niż on (patrz Łk 18, 9-14). Że prawo Boże jest wyryte w naszych sercach, nie w kamieniu. Że doskonałe przestrzeganie prawa jest utopią i że przyjęcie Jezusa jest jedyną drogą do nieba.

Augustyn

Dnia pewnego niezwykle zdolny retor z Tagasty w Numidii bierze do ręki dzieła św. Pawła, otwiera na Liście do Rzymian i czyta: Nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i w zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa Rz 13, 13n. To był Mediolan. Rok 386. Coś dotknęło wtedy Augustyna do głębi. Zważywszy późniejsze owoce tego dotyku, można powiedzieć, że to był najważniejszy dzień jego życia. A wcześniej?

Urodził się w 354 roku w Tagaście. Ojciec poganin. Matka chrześcijanka. Był tyglem wielkich talentów. Jego pasją była retoryka i… erotyka. Nader gorliwie szukał spełnienia w ziemskiej miłości. I w intelektualnych próbach ogarnięcia świata. Próbuje Cycerona, Manesa i konkubinatu. Schemat zawsze był ten sam – początkowa egzaltacja w końcu przeradzała się w rozczarowanie. Czas dotyku nieba był tuż tuż. Bóg posłużył się zwykłą/niezwykłą Biblią, by rozkochać zdolnego Augustyna w sobie. Konkubinaty, zaszczyty i swawole poszły w kąt. Czyli tam, gdzie powinny być. W wieku ponad 30 lat przyjmuje chrzest. Ostatecznie droga nawrócenia wyrzuca go na stanowisko biskupa Hippony. Gdyby tego nawrócenia nie było, Kościół byłby uboższy o kilka fundamentalnych dla siebie dzieł.

Elżbieta Seton

Hiob w spódnicy. Pierwsza amerykańska święta. Jej historia jest książkowa. Rzec by można – nawrócenie kompletne. Dzieciństwo i młodość to czas pełnego dostępu do uciech tego świata. Elżbieta urodziła się w 1774 roku w Nowym Jorku. Po śmierci matki wychowywał ją ojciec. Był (ojciec) lekarzem i członkiem protestanckiego Kościoła episkopalnego. Ale o wierze w ich domu za dużo się nie gadało. Owszem, w domu było Pismo Święte, ale też dzieła Rousseau czy Woltera, w których przyszła święta się zaczytywała.

W wieku 20 lat wychodzi za mąż za nowojorskiego kupca Wiliama Setona. Pierwsze lata małżeństwa, które dorobiło się piątki dzieci, to rodzinna idylla. Ale w końcu nad życiem Elżbiety Seton zawisły ciemne, hiobowe chmury. Najpierw bankructwo męża. Dzięki niemu zrozumiała co to znaczy cierpieć biedę. Trzy lata później chorego na żółtą febrę ukochanego ojca zabiera śmierć. W końcu przychodzi trzeci cios – umiera mąż Elżbiety. To był rok 1803. Prawdopodobnie już wtedy w jej sercu coś zaczyna fermentować. Elżbieta we Włoszech bliżej poznaje katolicyzm. W marcu 1805 składa katolickie wyznanie wiary. W jednym z listów z tamtego okresu pisze: Należę do Niego, a On do mnie.

Nawrócenie zaczyna wydawać owoce. W jednej ze szkół parafialnych w Baltimore zostaje nauczycielką. Wieść o jej charyzmacie roznosi się po całym kraju. Zaczynają do niej zjeżdżać z całego kraju dziewczyny odczuwające powołanie zakonne. Elżbieta idzie za ciosem. Zakłada amerykańskie stowarzyszenie sióstr miłosierdzia opiekujących się biednymi dziećmi. Po odchowaniu własnych sama staje się jego członkinią. Czyli zakonnicą. Resztę życia w całości oddaje innym. Papież Paweł VI w 1975 roku powołał ją do grona świętych. Amen.

Edyta Stein

Podobnie jak życie Augustyna zmienia się kiedy w jego ręce trafia List do Rzymian, tak życie Edyty Stein wywraca się do góry nogami po lekturze książki o życiu św. Teresy z Avila. Edyta urodziła się we wrocławskiej, żydowskiej rodzinie. Wychowuje ją matka. Jest ultrazdolną dziewczyną. Świat stoi przed nią otworem. Zdobywa różne nagrody, wyróżnienia, studiuje na kilku uniwersytetach, uwielbia filozofię i odrzuca wiarę ojców. Mówi o sobie wprost – ateistka.

Dotyk nieba ma miejsce, kiedy w ręce wpada jej wspomniana książka o św. Teresie. Edyta odkrywa prawdę, która zmienia całe jej życie. W 1922 roku przyjmuje chrzest. Marzy o wstąpieniu do Karmelu. Udaje jej się to w wieku 42 lat, 12 lat po nawróceniu. Od tej chwili to już nie Edyta Stein, ale Teresa Benedykta od Krzyża. To czas, kiedy przekleństwo nazizmu puka do drzwi Europy. Edyta (czyli Teresa) jako niearyjska chrześcijanka nie może czuć się bezpiecznie. Ostatecznie trafia do obozu w Oświęcimiu gdzie ginie w komorze gazowej. Jan Paweł II w 1998 ogłasza ją świętą.

Paul Claudel

Tak o swoim nawróceniu pisze wybitny francuski poeta i dramaturg, Paul Claudel:

Po południu, nie mając nic lepszego do roboty, poszedłem na nieszpory. Chłopcy chóru katedralnego w białych komeżkach przy współudziale seminarzystów śpiewali właśnie, jak później się dowiedziałem „Magnificat”. Stałem w tłumie  przy drugim  filarze u wejścia do chóru, na prawo po stronie zakrystii. Wtedy to zdarzył się fakt, który przesądził o całym moim życiu. W mgnieniu oka serce moje zostało porażone i UWIERZYŁEM. Uwierzyłem z taką mocą przekonania, z takim porywem całego jestestwa, z przeświadczeniem tak dogłębnym, z taką oczywistością nie dopuszczającą cienia wątpliwości, że od tej chwili żadne książki, żadne dowodzenia, żadne przygody burzliwego życia nie zdołały zachwiać mojej wiary, czy też  choćby jej  naruszyć. Jakżeż szczęśliwi są ci, którzy wierzą! Bóg istnieje, jest tam. To Ktoś tak konkretny jak ja, Osoba. – On kocha mnie, woła mnie. Z oczu moich trysnęły łzy, a rzewny śpiew kolędy Adeste potęgował jeszcze moje wzruszenie. Bóg nawraca jak chce i kiedy chce.

Alfons Ratisbonne

Jedno z najbardziej spektakularnych nawróceń. Wielu uważa, że to historia wyssana z palca. Cóż, w zmartwychwstanie też nie wszyscy wierzą. Alfons Ratisbonne pochodził z rodziny żydowskich bankierów. Brzmi groźnie. Od zawsze nienawidził chrześcijaństwa. Ale na myśl o katolicyzmie dostawał szczególnej alergii. Tym większej, że jego rodzonemu bratu Teodorowi coś odwaliło i nawrócił się zostając księdzem katolickim! I do tego jeszcze stanął (Teodor) na czele Arcybractwa Serca Maryi.

Zdarzyło się pewnego razu, że będąc w Rzymie Alfons trafił do jakiegoś kościoła. Chodząc po nim musiał poupychać w sobie dwa walczące ze sobą uczucia – podziwu dla piękna świątyni i nienawiści do wszystkiego czego była symbolem. W pewnym momencie zauważył Alfons dochodzące z kaplicy św. Michała jakieś światło. Podszedł. Wszedł w jakąś wyjątkową jasność. Zdębiał gdy zobaczył postać Niepokalanej Dziewicy żywcem przeniesionej z cudownego medaliku. Zbliżył się, padł na kolana i znieruchomiał. Maryja miał poprosić go o wypowiedzenie tylko jednego słowa: DOBRZE. Kiedy wszystko minęło i wróciło do normy, Alfons Ratisbonne powiedział: O Boże! Pół godziny temu jeszcze bluźniłem, czując wściekłą nienawiść do religii katolickiej. Po ludzku sądząc, niemożliwym mi było zmienić religię: rodzina moja żydowska, narzeczona Żydówka. Jakże jestem szczęśliwy! Jaka pełnia łaski i dobroci!

André Frossard.

Historia podobna do poprzedniej. Znów Żyd. Tyle tylko, że ateista. Oczywiście, że tak też się da. Myślę, że wielu katolików to nieuświadomieni ateiści. Ale i w tej historii jest przypadkowa wizyta w kościele. Andre był francuskim dziennikarzem, pisarzem i filozofem. Jego ojciec był założycielem  Francuskiej Partii Komunistycznej. Jeszcze przed tą przypadkową wizytą mawiał tak: religia to stara chimera, a chrześcijanie to gatunek opóźniony na drodze historycznej ewolucji. No i wchodzi Frossard do kościoła, podchodzi do głównego ołtarza, a jego uwagę przykuwa wystawiony Najświętszy Sakrament. Nie miał pojęcia co to jest. I tu się zaczęło.

W niewytłumaczalny i niezależny od niego sposób w jego wnętrze wnika jakaś tajemnicza moc, która w jednym momencie uwalnia go od duchowej ślepoty ateizmu. Frossard zeznaje: Przede wszystkim zostają mi dane słowa duchowego życia. Słyszę je jakby wypowiadane obok mnie cichym głosem przez osobę, która widzi, czego ja jeszcze nie widzę. Nadprzyrodzona rzeczywistość promieniująca wprost od Najświętszego Sakramentu ogarnia go bez reszty. Zeznań Frossarda ciąg dalszy:  Jest ład we wszechświecie, a na jego szczycie jest Oczywistość Boga, która jest Obecnością i Osobą. Jeszcze przed sekundą zaprzeczałem Jej istnienia. Dopiero teraz uświadamiam sobie, w jakim błocie byłem pogrążony, i dziwię się, jak mogłem tam żyć i oddychać. Jednocześnie zostałem obdarowany nową rodziną, a jest nią Kościół katolicki. Jego zadaniem jest prowadzenie mnie tam, dokąd muszę iść, gdyż pozostaje mi do przebycia jeszcze kawał drogi (…). Kościół jest wspólnotą; w niej obecny jest Jedyny, którego imienia nigdy więcej nie będę mógł napisać bez trwogi, że zranię Jego miłość. Stoję przed Nim jak dziecko, któremu przypadło w udziale szczęście otrzymania przebaczenia.

Paryski pisarz agnostyk o nawróceniu  kolegi po fachu pisze tak: gdyby spotkanie, o którym mówi Frossard było tylko złudzeniem czy pomyłką jego skutki rozwiałyby się szybko. A tymczasem przez pięćdziesiąt lat ten człowiek żyje tak, jak w ciągu tych kilku minut mu wskazano. Jest to może jedyny możliwy dowód na to, że się nie pomylił.

Joris-Karl Huysmans

Jego bestseller Na wspak skutecznie zapłodnił dekadencko libertyńskie czasy, w których żył. I te po nim. Książka stała się swoistą biblią pokolenia intelektualnie zdystansowanych i goniących za przyjemnościami życia ludzi. Do fascynacji myślą Jorisa ochoczo przyznawali się Whistler, Paul Valery, Paul Pourget i przede wszystkim sam Oscar Wilde. To na tego ostatniego szczególnie demoralizujący wpływ miał Joris-Karl Huysmans. Wilde pisał tak: Bohater Na wspak próbuje niejako połączyć w sobie wszystkie nastroje, jakim podlegał duch świata, w równej mierze kochając z powodu ich sztuczności wszystkie owe rezygnacje, które ludzie zwą niesłusznie cnotami, jak i owe naturalne bunty, dziś jeszcze przez mędrców uważane za grzechy. Joris dał światu w istocie zatrutą studnię. Książkę sodomiczną. Jaskółkę tego, co dzisiaj grasuje po świecie jako LGBT. Czy ktoś taki może się nawrócić? Tym bardziej! Joris-Karl Huysmans odkrywa zakopany w katolickiej ziemi skarb i wbija do kościoła. W 1899 roku zasila szeregi świeckich mnichów w benedyktyńskim opactwie Liguge. Da się? Da się.

Joe Esztarhas

Mówiono o nim diabeł. Zyskał sławę najbardziej wyklinanego człowieka z Ameryce. Kultowy scenarzysta thrillerów erotycznych – Nagi instynkt, Sliver, Showgirls. Szokował nawet bardzo liberalnych członków hollywoodzkiego towarzystwa. Seks, alkohol i narkotyki wypełniały jego życie po brzegi. Urodził się w 1944 roku na Węgrzech. Jak słychać. Jako dzieciak kradł samochody i biegał po ulicy z nożem w ręku. Niewiele brakowało, a trafił by za kratki. Olał szkołę i zaczął bawić się w film. Dopiero Nagi instynkt dał mu miliony dolarów i sławę. Odpłynął totalnie.

Pod koniec lat 90 porzucił Hollywood i przeniósł się do Ohio. Miesiąc później usłyszał wyrok – rak krtani. Lekarze wycięli mu 80% krtani i kazali całkowicie zmienić dotychczasowe życie. Wtedy Joe usiadł na krawężniku swojego domu: Płakałem i prosiłem Boga, by mi pomógł. I on to zrobił. Nie modliłem się od czasu, kiedy byłem chłopcem. W swojej twórczości kpiłem z Niego i z tych, którzy go kochają. A teraz słyszałem siebie proszącego, by mi pomógł. I w chwili, kiedy poprosiłem o pomoc, On odpowiedział na moją prośbę. Nie zasługuję na pomoc, myślałem. Jestem nic nie wart. Ignorowałem Go przez czterdzieści lat i nagle proszę o pomoc. A on mi pomaga. Dlaczego? Zabrało mi trochę czasu, zanim pojąłem, że pomógł mi, bo mnie kocha. On kocha wszystkich. Uratował mi życie. Eszterhas momentalnie porzucił wszystkie nałogi. 8 lat po operacji chirurg, który ją przeprowadził stwierdził, że jest całkowicie wyleczony. Tkanki krtani się zregenerowały, a po raku nie zastał ani ślad. Joe Esztarhas właśnie napisał scenariusz do filmu o Matce Bożej z Guadalupe.

Bernard Nathanson

Ma na koncie tysiące zabiegów aborcji. Wśród tych tysięcy jest też jego rodzone dziecko. Przez lata zatwardziały ateista i działacz na rzecz zalegalizowania przerywania ciąży. To między innymi dzięki jego aktywności w 1973 roku zalegalizowano ten niecny proceder. Czy Bóg może posłużyć się aparatem USG by nawrócić grzesznika? Może wszystkim. Bo to właśnie od urządzenia USG zaczęło się nawrócenie Bernarda Nathansona. Dzięki temu urządzeniu lekarz zobaczył na własne oczy, że w łonie matki jest człowiek. Zaczął pękać, a światło prawdy pomalutku robiło w jego sercu swoją robotę. W 1979 roku powiedział DOSYĆ! Metamorfoza uczyniła z niego jednego z największych obrońców życia na planecie. Nakręcił głośny film, ukazujący bez filtra prawdę o aborcji. W końcu wszystko to zaprowadziło go w 1996 roku do Kościoła, w którym przyjął chrzest.

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.