27 września| Artykuły

Jak znaleźć prawdziwy Kościół?

Siedem dni ma tydzień. W ciągu tych siedmiu dni Festiwalu Życia w Kokotku odrodzone zostało w moim sercu przekonanie, że Kościół jest jeden. Jednak.

Nie ma Kościołów ojca Dyrektora i ojca Youtubera. Naręcznych i doustnych. Organistów i gitarzystów. Przed i posoborowych. Kościół jest jeden. Chrystusa.

Od zarania

Podziały, zgrzyty i dysonanse były w Kościele od zawsze. Jezus doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że na całej kuli ziemskiej nie znajdzie ani jednego niekłótliwego apostoła. Takiego, który swoją pychogłupotą nie uderzy w jedność rodzącego się właśnie Kościoła. Wiedział o tym doskonale. Wiedział, że będzie przepychanka w temacie kto ważniejszy i mądrzejszy. Od początku słyszał Jezus to szufladkowanie – ja jestem tego, a ty tamtego. Oni są tacy, a my owacy. Widział te zdrady, zaparcia i popłoch w cieniu Golgoty. Mimo to zaryzykował i powierzył swój Kościół małej grupce słabych egoistów.

Jedność poćwiartowana

Ojcowie Kościoła uczą, że Jezus Oblubieniec i Kościół Oblubienica jako zakochana para idą tą samą drogą. Jeżeli rzeczywiście tak jest (a jest) to zupełnie nie powinno nas dziwić to, co dzisiaj dzieje się z naszym świętym, poczciwym Kościołem. Ubroczony krwią i upokorzeniem wdrapuje się z coraz większym trudem na swoje miejsce czaszki. Kto wie, może to ten moment kiedy wbijane są już pierwsze gwoździe? A może krzyż stawiany jest już do pionu po to, by świat patrząc na niego potrząsał głowami? Kto wie.

Ciało Jezusa było rozszarpane, połamane i w niczym nie przypominało człowieka. Nie mówiąc już o jakimkolwiek podobieństwie do Mesjasza Zbawiciela Wszechświata. Izajasz to przewidział: Jak wielu osłupiało na Jego widok – tak nieludzko został oszpecony Jego wygląd i postać Jego była niepodobna do ludzi. Iz 52, 14. A jednak mimo tego haniebnego poćwiartowania Jezus wciąż był jednym Jezusem. Czyż nie tak właśnie jest z Kościołem? Chcę w to wierzyć. Chcę wierzyć w jakąś niezbywalną, mistyczną jedność unoszącą się jak orzeł ponad ludzkim dzieleniem.

Cicha wiosna

Budząca się wiosna nigdy nie robi hałasu. Wydaje się być ekstremalnie słaba i delikatna. W rzeczywistości jej potęga bez najmniejszych skrupułów kruszy mroźne kajdany zimy. Pomalutku, krok po kroku przez śnieżną skorupę przebijają się kolejne kwiatki – zwiastuny nowego świata. Na drzewach pojawiają się liście, ptaki zaczynają śpiewać. Zieleń triumfuje nad bielą. Przygląda się temu wszystkiemu słońce, bez którego ta rewolucja nie była by możliwa.

Na Festiwalu Życie poczułem wiosnę Kościoła. Może to zbytnia euforia. Nie wiem. Przecież w jakimś sensie Kościół umiera. Pokrywa go coraz grubsza warstwa śniegu. Nikogo nie prześladuje się na świecie bardziej niż chrześcijan. Codziennie kilkunastu wyznawców Jezusa oddaje życie za swoją wiarę. Kościoły na potęgę są zamykane albo zamieniane na restauracje. Moralność Ewangelii jest deptana jak niedopałek papierosa. Masowe skandale wśród biskupów i księży biczują Kościół tak, jak dwa tysiące lat temu biczowano Jezusa wyrywając części Jego ciała, rozrywając naczynia, odsłaniając nerwy i penetrując ciało do samych kości. Współczesny świat dysponując narzędziami o przerażającej skuteczności bezlitośnie zagarnia nasze serca. Jakby wbrew temu wszystkiemu kilkaset młodych osób przyjechało do Kokotka, w deszczu rozbiło namioty i dzień w dzień stawało pod krzyżem wyznając – Jezus jest moim Panem! Dla mnie to jest wiosna. Słońce nie zgasło.

Świadectwo

Jest chrześcijaństwo jakimś skandalem. Paradoksem. Zasada – im gorzej tym lepiej – jest w gruncie rzeczy jedną z ewangelicznych reguł.

Bowiem karci Pan, kogo miłuje, jak ojciec syna, którego lubi. Prz 3,12

Bo kogo miłuje Pan, tego karze, chłoszcze zaś każdego, którego za syna przyjmuje. Hbr 12, 6

Bo w ogniu doświadcza się złoto, a ludzi miłych Bogu – w piecu utrapienia. Syr 2, 5

Wysłuchałem kilku świadectw. Mocnych. Szczerych. Prawdziwych. Padły z ust ludzi, których nie posądzałem aż o taką miłość do tego wszystkiego co firmuje dzisiaj Kościół. Ich szczęście polega na tym, że Bóg dał im siłę, by przebić się przez twardą skorupę budowanej konsekwentnie niechęci wobec religii i Kościoła. Odkryli, że świat bezczelnie oszukuje. Że oferując szczęście daje ostatecznie depresję, uzależnienie od seksu, pieniędzy, używek i lajków w internecie. Nie tak dawno jak wczoraj usłyszałem o kolejnym grubym nawróceniu. Nazwiska nie podam, bo celebryta. Facet z pozycją i kasą przeczytał w Ewangelii jedno krótkie zdanie (w sumie dwa):

Jeśli twoja ręka lub noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie! Lepiej jest dla ciebie wejść do życia ułomnym lub chromym, niż z dwiema rękami lub dwiema nogami być wrzuconym w ogień wieczny! Mt 18, 8.

Tak dotknął go Jezus. Efekt? Rewolucja życiowa. Takich osób jest wiele. Bóg pilnuje, by nie zabrakło Jego świadków.

Życie

Nie szukaj prawdy o Kościele w internecie. Prawdy o Kościele szukaj w żywej wspólnocie. Tak to sobie wymyślił Jezus. Żywa wspólnota żywych ludzi. Nie grupy znajomych na łotsapie, nie spotkania na zumie, nie Eucharystia online, nie katecheza na jutubie. Festiwal Życia był dla mnie medialnym detoksem. Znajomy podchodzi do mnie i mówi – stary, ja zapomniałem, że taki Kościół jeszcze istnieje!

Nasze 24 godzinne zanurzenie w sieci wydaje ten przeklęty owoc – obraz Kościoła, który jest totalnie skłócony, skompromitowany i niepociągający. Obraz Kościoła, w którym od Jezusa ważniejsze jest to, jak kto stoi albo siedzi. Nie wiem, kto wymyślił internet, ale trochę rozumiem tych co krzyczą, że to szatański patent. To jakiś substytut życia. Falsyfikat rzeczywistości. Jasne, że są tam rzeczy dobre. Ale ryzyko, że zgiełk tych niedobrych zagłuszy całą resztę jest dosyć spore. Prawdy o Kościele szukaj w żywej wspólnocie.

Wczoraj uczestniczyłem w pewnym ciekawym spotkaniu.

Niestety na zoomie 🙁

Ale za to dotyczyło rzeczywistości dziejącej się w totalnym realu 🙂

Ledwo wróciłem z Festiwalu Życia, a tu kolejne osoby dają mi do zrozumienia, że Kościół jest żywy! Kolejna inicjatywa siania Bożego Słowa. Konkretna. Dla młodych zwłaszcza, bo to o nich toczy się tutaj największa walka. Strasznie łatwo zostać dzisiaj kościelnym pesymistą. Zobaczyć w Kościele jedynie tonącego Tytanica i nic więcej. Sam mam z tym problem. Ale jest na to sposób. Wyloguj się z sieci i idź do ludzi. Znajdź wspólnotę, która w Kościele widzi Jezusa. Nie tylko umierającego. Przede wszystkim zmartwychwstałego. To podstawa. I powieś sobie na widocznym miejscu to hasło:

Na Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą! Mt 16, 18

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.