15 października| Artykuły

Hillsong. Uwielbienie czy zwiedzenie?

To nie będzie tekst o muzyce. Choć to dzięki muzyce Hillsong rozlał się po całym świecie.

Impuls do tego pisania przyszedł z dość zaskakującej strony. Moja znajoma, jedna z najbardziej rozpoznawalnych protestantek nad Wisłą, przeżywa kryzys wiary i kościoła. I bez obciachu to upublicznia. Można by rzec, że zaczyna sypać. Hermetyczne środowiska protestantów w naszej katolickiej (teoretycznie) Polsce czują się z tym niekomfortowo. Rzucam okiem na mojego t-shirta z napisem Nikt nie jest doskonały i wiem, że to święte słowa.

Wszystko zaczęło się w Sydney w 1983 roku. To wtedy pastor Brian Houston z żoną Bobbie założył kościół pod tytułem Hillsong, który dzisiaj równie fascynuje co gorszy.

Megakościół

Najpierw o tym, co to jest ten Megakościół. To taki zbór protestancki, do którego cotygodniowo przychodzi minimum 2000 parafian. No i Hillsong takim kościołem jest. Dla przykładu: w 2018 roku w 30 australijskich kościołach Hillsong uzyskał frekwencję liczącą ponad 40 000 luda tygodniowo. To megakościół zielonoświątkowy powiązany z Australijskim Kościołem Chrześcijańskim. Główną siedzibę mają w Sydney. W sumie około 150 tysięcy członków w 23 krajach świata. Po prostu jedna z protestanckich denominacji. Przypomnę, że obecnie jest ich na globie około 30 tysięcy.

Muzyka

Brian Houston chciał, by jego przesłanie dotarło do milionów. Każdy pastor, ksiądz i lider tego by chciał. Oczywiste. I szybko zdał sobie sprawę z tego, że nośnikiem, dzięki któremu najszybciej i najskuteczniej dotrze do ludzi jest muzyka. Bardziej niż obraz, książka czy najlepsze nawet kazanie. Nazwa kościoła nie jest przypadkowa. Zdradza jego strategię. Pieśń wzgórza. Kiedy w 1992 roku ukazała się pierwsza oficjalna produkcja Hillsong pod tytułem The Power of Your Love, nie spodziewali się (a może tak?), że za kilka lat naprawdę wdrapią się ze swoimi songami na najwyższe wzgórza tego świata.

Bez taryfy ulgowej

Kołacze się wciąż po naszych głowach takie myślenie, że jak się śpiewa o Bogu, to nie musi to być takie naj-profesjonalniejsze, światowe, takie WOW! Że chwalić Boga można na byle jakiej gitarze, byle jaką piosenką i byle jakim głosem. Ludzie i tak zaklaskają i będą się szczerze uśmiechać, no bo przecież idea słuszna! W wyniku takiego właśnie myślenia powstały dwie sceny. Jedna – świecka, profesjonalna i na totalnym wypasie i druga – religijna, amatorska, bez zbytniego przywiązywania wagi do spraw drugorzędnych. Do dzisiaj nie umiemy się z tego wygrzebać. Chłopaki z Hillsonga szybko zrozumieli co trzeba robić. Po raz pierwszy zobaczyłem fragment ich koncertu ładnych kilka lat temu. Gdybym w którymś momencie nie wyłapał w śpiewanym tekście słowa Jesus, nie wpadłbym na to, że to kapela chrześcijańska. Tak dobre to było.

United

Hillsong ma wiele odsłon. Tą najpopularniejszą jest United. Kilkanaście milionów sprzedanych płyt, milionowe statystyki na portalach społecznościowych, piosenki śpiewane na wszystkich kontynentach. Styl ich muzyki stał się obowiązującym kanonem dla chrześcijan na całym świecie. Ja mówię uwielbienie – wy myślicie Hillsong! Tak to właśnie działa. Nie bawią się w półśrodki. Najlepsze instrumenty, światła, kamery, sceny. Najlepsi muzycy, producenci, realizatorzy. Najlepsza kasa. To ma być najlepsze na świecie, bo Bóg zasługuje na to co najlepsze! Jezus chodząc po ziemi stosował fajerwerki i czynił cuda, bo wiedział, że tak może do siebie przyciągnąć ludzi. Hillsong z komercyjnego punktu widzenia to mistrzostwo świata. Żadnemu innemu artyście śpiewającemu o Jezusie nie udało osiągnąć takiego sukcesu.

Kontrowersje

Pierwszym powodem, dla którego tradycyjne środowiska chrześcijan na hasło Hillsong dostają wypieków jest zazdrość. Zwykła, prymitywna, naturalna i jednocześnie skrzętnie ukrywana zazdrość. Ten australijski super band jak ciężka maszyna krocząca przetacza się przez świat przyćmiewając swoim rozmachem i jakością większość podrygów artystów chrześcijan. To jedna sprawa. Druga to zarzuty dotyczące zawiłości teologicznych czy moralnych związanych z Hillsong Church. Dla katola protestanci to jednak bracia odłączeni. Nie że gorsi, potępieni, mniej kochający Boga. Nie. No, ale jak to mówi stare przysłowie pszczół: z kim się zadajesz, takim się stajesz. Ja nie chcę tym co piszę definiować swojego stanowiska. Jedynie wskazać na problem zawarty w pytaniu: na ile można zbliżyć się do cudzej tożsamości, by nie ryzykować utraty własnej?

Gej też człowiek

Głośnym echem odbił się coming out Josha Canfielda i Reeda Kelly, pary gejów z Hillsong Church. Canfield pełnił w zespole funkcję kierowniczą. No i zrobiło się gorąco. Strażnicy wiary już myśleli, że mają Hillsong na widelcu! A tu pastor Brian Houston wydaje oświadczenie, w którym mówi katolickim językiem – żyję zgodnie z moimi przekonaniami i trzymam się tradycyjnego chrześcijańskiego spojrzenia na gejowski styl życia. Słowo Boże mówi jasno, że małżeństwo jest dla mężczyzny i kobiety. Listy apostoła Pawła w sprawie homoseksualizmu są jasne. Kościół Hillsong przyjmuje wszystkich ludzi, ale nie akceptuje wszystkich stylów życia. Mówiąc wprost – nie akceptujemy gejowskiego stylu życia i z tego powodu homoseksualiści nie mogą być u nas na kierowniczych stanowiskach. Cóż więcej można powiedzieć? A dla niestrudzonych strażników wiary, którzy mają jednak problem z homoseksualizmem w Hillsong Church, polecam zajrzeć na nasze, katolickie podwórko. Oj, dzieje się tam.

Chwała własna

To też jeden z zarzutów. Że na koncertach odurzenie głośną, egzaltowaną do bólu muzyką i całą tą oszałamiającą produkcją ostatecznie odwraca oczy od Boga i zwraca je ku człowiekowi. Temu, który jak bohater stoi na scenie niczym na panteonie, doprowadzając publiczność do ekstazy, samemu wpadając w samouwielbienie. Być może nieuświadomione. Może tak być? Oczywiście, że może, bo człowiek z natury jest próżny. I nie trzeba grać w Hillsongu, by nie doświadczać tej pokusy. Sam bywam na scenach, więc wiem jak to działa. Widziałem katolickich celebrytów, którzy ewidentnie zdawali się mieć problem z tym o czym piszę. A kiedy czytacie te słowa Jezusa – wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów, lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach, chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi – to kto wam przychodzi na myśl? No kto? Więc czego tu oczekiwać od prostych chłopaków z Hillsong.

Tacy sami

To moje uzdrawiające odkrycie. Wracam do kryzysu znajomej protestantki. Zawsze miałem kompleks katola. Myślałem, że to u mnie w kościele te wszystkie patologie. Ten homoseksualizm, ta pedofilia, ta chciwość, ten alkoholizm, te obrzydliwa hipokryzja i autorytaryzm, ten kościółkowy faszyzm i niszczenie ludzi w imię Boga. Myślałem, że u braci protestantów wszystko jest takie jak ma być. Tacy uśmiechnięci, tacy mili i tacy dobrzy. I Pismo Święte w małym palcu! Zawsze w ramach samoobrony odpalałem – poczekajcie, aż wasz kościół będzie miał 2 tysiące lat i prawie 1,5 miliarda parafian. Zdąży się zepsuć jak nasz na bank! Wcale nie trzeba czekać. Ani my nie jesteśmy gorsi, ani oni lepsi. Wszyscy jesteśmy tacy sami. Wszyscy tak samo potrzebujemy Jezusa.

Ludzie migrują z jednych kościołów do drugich. Oficjalnie, że niby z powodów teologicznych. Bzdury. Ktoś odchodzi z Kościoła, bo ktoś inny go zranił, zgorszył, wkurzył, wystraszył. Albo z zakochania. Albo z pogoni za światem. Zmieniamy kościoły z ludzkich powodów. A moja katechistka powiada, że od zmiany kibla biegunka nie mija. I ja bym jej przyznał rację.

Hillsong to po prostu dobra, inspirująca kapela. I fajnie, że śpiewają o Bogu. Jak ci coś tam nie pasuje, to nie słuchaj i tyle. Bo mi na przykład nie pasuje muza, którą słychać w polskich kościołach. I jeśli chodzi o styl i jeśli chodzi o jakość. Architektura sakralna się zmienia, bo czasy się zmieniają. A dlaczego muzyka w kościele nie? Ale to temat na osobny felieton.

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.