Wyspa Wielkanocna. Koniec świata.
Dzisiaj rano była jutrznia. Jeremiasz wkłada mi w usta te słowa: Słuchajcie, narody, słowa Pańskiego, głoście je na wyspach odległych i mówcie: Ten, który rozproszył Izraela, znów go zgromadzi i będzie nad nim czuwał jak pasterz nad swym stadem. Jer 31, 10-11
Skąd wiedziałeś? – pytam w sercu Boga. Już wczoraj wieczorem wiedziałem, że będę pisał o najbardziej odległej wyspie świata.
Wyspa Wielkanocna. Tajemnicza, dziewicza kraina czy już bardziej mimowolna ofiara cywilizacji? Gdzie to jest? Co tam jest? Dlaczego to jest? Sprawdzam.
Końce świata
Zanim dopłyniemy na Wyspę Wielkanocną, zajrzymy szybciutko na Tristan da Cunha. To wyspa oficjalnie uznana za najbardziej oddalony od cywilizacji zamieszkały skrawek globu. Leży gdzieś na południowym Atlantyku. Część archipelagu wysp pochodzenia wulkanicznego. Ale tylko na jednej z nich mieszkają ludzie. Jej właścicielem jest Wielka Brytania, a najbliższym sąsiadem wyspa św. Heleny oddalona o zaledwie 2500 km. Populacja wyspy to 270 osób. Mają tam szkołę, muzeum, urząd pocztowy, basen, kawiarnię i pub. I to wszystko.
Nie ma tam żadnego centrum handlowego, hipermarketu, zatłoczonych ulic, metra i wielkich biurowców. Aż trudno uwierzyć, że da się tak żyć. Nie jest łatwo tam się dostać. Ale jak już się dostaniesz, to raczej na dłużej. Tylko raz w roku cumuje tam statek towarowo-pasażerski. Zajarałem się. Myślę, skąd to oczarowanie takimi miejscami? Może z cywilizacyjnego przemęczenia? Druga na liście światowych odludków jest właśnie ona, Wyspa Wielkanocna. Najbliższego sąsiada ma 2000 km od siebie. Więc samotność jak najbardziej porównywalna z samotnością Tristan da Cunha.
Marzenie
Córka mojego przyjaciela od lat ma jedno marzenie – Wyspa Wielkanocna się nazywa. Marzenie w sensie. Córce jest Łucja. Jest młoda, ale bardzo konsekwentna w tym marzeniu. Wiedziałem, że tam jakieś kamienne gęby stoją i że świat się nimi jara. Ale żeby szarpać się na koniec świata by zobaczyć kilka grubo ciosanych skał pochodzenia wulkanicznego? Szybko podejrzałem cenę takiego wypadu. Prawie 20 000 (słownie: dwadzieścia tysięcy) złoty na twarz (sic!). Co tam takiego jest, że tak przyciąga?
Krótkie czółna Polinezyjczyków
Zastanawiam się skąd ci ludzie wiedzieli, że prując lichymi łódkami przez Pacyfik dopłyną do tej małej wysepki? Geografia mówi jasno – żeby dopłynąć do Wyspy Wielkanocnej trzeba pokonać minimum 2 tysiące kilometrów gołego oceanu. Legenda głosi, że pierwsi osadnicy przybyli na ten ląd około 1000 lat temu. Wtedy nie było prądu, samolotów, satelitów, map, internetu i takich tam rzeczy, które dzisiaj umożliwiają zajrzenie w każdy zakamarek globu. Skąd wiedzieli? Może od kosmitów? A może tak jak Kolumb płynęli w ciemno? Trudno teraz rozstrzygnąć. Tak czy inaczej po raz pierwszy Polinezyjczyk postawił stopę na Wyspie Wielkanocnej około 1000 lat temu. Tyle tylko, że wtedy nikt jej tak nie nazywał.
Konkrety
Wyspa Wielkanocna to maleństwo. Ma zaledwie 164 km2. To tyle co Katowice. Leży 3500 km na zachód od Ameryki Południowej i 2000 km na wschód od wyspy Pitcairn. Bliżej już nic nie ma. Tylko woda. Zamieszkuje ją ponad 7700 ludzi, z czego 70% to autochtoni Polinezyjczycy. Dla porównania – na takiej samej powierzchni w Katowicach żyje ponad 300 tysięcy luda. W tym moja skromna osoba.
Tak naprawdę to rozumiem przyciąganie takich miejsc. Mamy pełne prawo do cywilizacyjnego przemęczenia. Ludzie z zatłoczonych miast masowo szukają domków na wsiach. Wyczerpani korpo-pracownicy w popłochu uciekają do lasu, by tam odkryć PPPŻ, czyli Pierwotne Piękno Prostego Życia. Czy ucieczka na Wyspę Wielkanocną daje szanse na taki błogosławiony reset? 5 kwietnia 1722 roku przypływa na wyspę Holender Jacob Roggeveen i odkrywa ją dla świata. No to już wiemy, skąd ta nazwa. 5 kwietnia 1722 roku to była niedziela wielkanocna.
Rapa Nui
Tak Wyspę Wielkanocną nazywają jej mieszkańcy. Ale Rapa Nui to też nazwa mieszczącego się tam parku narodowego. Obszar – 71,3 km2. Zapraszam:
Moai
To prawdziwy hit wyspy. To dzięki tym rzeźbom świat ją zna. Chyba każdy chociaż raz widział ich zdjęcie. Moai to potężne posągi wykonane z wulkanicznego tufu. Monolity ważące wiele ton i mające po kilka metrów wysokości. Największy z nich, Paro, ma 10 metrów i waży 75 ton! Znaleziono też jedną niedokończoną figurę, która miała 21 metrów i ważyła około 270 ton (sic!). W sumie jest ich na wyspie aż 887. Większość z nich została wykonana w kamieniołomie Rano Raraku. Do dzisiaj są tam 394 moai.
Badania wykazały, że Rano Raraku z niewiadomych powodów został nagle opuszczony. Wciąż leży tam wiele niedokończonych posągów. Tajemnicą do dziś pozostaje powód, dla którego rzeźbiono posągi i to, w jaki sposób je transportowano. Thor Heyerdahl, norweski antropolog i poszukiwacz przygód, który bardzo spopularyzował Wyspy Wielkanocne uważa, że moai stworzyła cywilizacja z Peru, a nie Polinezyjczycy. Erich von Daniken, specjalista od kontaktu z obcymi cywilizacjami jest przekonany, że za wszystkim kryją się kosmici. Współczesna nauka obstawia jednak Polinezyjczyków. Ale nie ma pomysłu na to, w jaki sposób te wielotonowe kolosy były transportowane. Badacze twierdzą, że za pomocą lin i drewna. Spór puentuje Suri Tuki, przyrodni brat Jose Tukiego (artystę rzeźbiarza, który tam mieszka) – ja znam prawdę. Te posągi chodziły.
Szczury
Polinezyjscy osadnicy przybywając na wyspę poza bananami, taro i kurczakami przywieźli także… szczury. I to one prawdopodobnie są odpowiedzialne za ogołocenie wyspy z drzew. Wyspę Wielkanocną pokrywał kiedyś bujny las tropikalny. Teraz wyspa jest goła i wesoła. Odkryto, że kiedyś mieszkańcy wyspy szczurami się żywili. Fuj. Ale gryzonie poza tym nie miały żadnych naturalnych wrogów. W ciągu kilku lat opanowały ląd. Na potęgę objadały się orzechami palmowymi nie dopuszczając do odradzania się wolno rosnących drzew. Nawet tubylcze wyręby i wypalenia nie były tak destrukcyjne dla tamtejszej fauny jak szczury.
Koniec samotności
Kara Pate, rapanuańska rzeźbiarka, która wyszła za Niemca, mówi: to już nie jest samotna wyspa. Jest na niej lotnisko. Tygodniowo dociera tutaj kilkanaście samolotów z Chile, Peru i Tahiti. Rocznie odwiedza wyspę 10 razy więcej turystów niż wynosi liczba jej mieszkańców. Obecnie w jedynym tam mieście Hanga Roa tętni cywilizacyjne życie. Jest mnóstwo kafejek internetowych, barów i klubów tanecznych, bogaci turyści co noc wydają w ekskluzywnych hotelach tysiące dolców, a w sobotnie wieczory nawet korkują się ulice. Skoro są korki to znaczy, że cywilizacja naprawdę dopadła Wyspę Wielkanocną. Smutne to, ale co zrobić. Padają kolejne bastiony świata, który za chwilę będziemy znać tylko z opowieści naszych dziadków. No chyba, że jesteś multi-miliarderem, kupisz sobie bezludną wysepkę, zbudujesz na niej bajkowy domek i zamieszkasz w nim razem ze swoją rodziną. I będziesz miał raj na ziemi. Jest to jakiś pomysł. Ale tylko na chwilę. Zawsze uważałem, że jak szukać prawdziwego szczęście to nie w tym co na zewnątrz, ale w tym co w środku.
Adam Szewczyk
Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.