Jak przeżyć adwent?
A gdyby 24 grudnia wieczorem do naszych drzwi zapukał Jezus, który w ramach paruzji wrócił na świat? Adwent to coś więcej niż symboliczne oczekiwanie na wspomnienie czegoś co już wydarzyło się 2000 lat temu. To znak realnego oczekiwania na coś, co ma się wydarzyć. Za chwilę o tym skąd adwent się wziął, o co w nim chodzi i jak go dobrze przeżyć...
Deszcz
Niebiosa, wysączcie z góry sprawiedliwość i niech obłoki z deszczem ją wyleją! Niechajże ziemia się otworzy, niechaj zbawienie wyda owoc i razem wzejdzie sprawiedliwość! Ja, Pan, jestem tego Stwórcą. Iz 45, 8
Początki były trudne. Adwent jest tak stary jak stare są święta Bożego Narodzenia. Typu 1700 lat. Pierwsze jego ślady odkrywamy w Hiszpanii i Galicji. Wtedy przypominał bardziej Wielki Post niż to czym jest dzisiaj. Synod w Saragossie (380 rok) zalecał wiernym codzienną, gorliwą obecność w kościele, a od 11 listopada aż do Wigilii poszczenie aż trzy razy w tygodniu. Dzisiejszy post 24 grudnia jest ledwo zauważalnym tego wspomnieniem. Dopiero pod koniec VI wieku w Rzymie uznano, że adwent jednak powinien być oczekiwaniem radosnym. To ten moment, kiedy przybrał on formę czteroniedzielową. Ostał się tylko jeden ascetyczny znak – fioletowe szaty kapłana.
Znaki
– wieniec
Sklecony z gałązek choinki okrąg. A na nim cztery świece symbolizujące cztery adwentowe niedziele. Każda coś znaczy. Pierwsza pokój. Druga wiarę. Trzecia miłość. Czwarta nadzieję. Dobrze, żeby na symbolach się nie kończyło, bo widzę, że świat odczuwa boleśnie deficyt wszystkich tych czterech rzeczywistości. Wieniec ukrywa jeszcze inne symboliki. Zielone gałązki to symbol życia. Świece – nadchodzącej Światłości. Okrągła forma wieńca – powracający cykl życia (nie mylić z reinkarnacją).
– kalendarz
To patent (o dziwo) luterański. Z XIX wieku. Praktyczna i sympatyczna pomoc w odliczaniu. Założenia były słuszne. Ale dzisiaj kalendarz adwentowy został brutalnie wessany przez skomercjalizowaną do bólu świecką kulturę i można go kupić w IKEI albo sklepach z alkoholem. Serio, serio. Widziałem taki z dwudziestoma czterema kieliszkami i dołączonymi do niego czterema Jack Daniels’ami. Na zdrowie.
– lampion
Jak na roraty to tylko z lampionem! Fajny klimacik jest. Jeszcze ciemno i zimno. Rodzinki zapylają do kościoła. Dzieciaki jak robaczki świętojańskie z zapalonymi lampionami. Te witrażyki po bokach mają nawiązywać do tych prawdziwych, gotyckich. Pierwsza część roratniej mszy to ciemność, wiadomo. Wtedy lampiony robią robotę. A tak w ogóle, to świecące lampiony nawiązują do płonących lamp z przypowieści Jezusa o pannach roztropnych. Żeby tylko na tych znakach się nie zatrzymać…
– roratka
to świeca umieszczona w prezbiterium. Symbolizuje Maryję. Bo to razem z Nią oczekujemy na przyjście Pana. Ona jest naszą Jutrzenką zwiastującą wschodzące słońce – Jezusa Chrystusa. Jakby nie było Maryja jest ważna w całej tej historii. Jakby nie było.
– fiolet
adwentowy kolor szat symbolizuje żałobę i pokutę (???). To, jak pisałem, echo pierwotnych koncepcji przeżywania adwentu. Ale fiolet wyraża też skruchę, pokorę i dostojność. Fiolet to mix dwóch kolorów – czerwonego i niebieskiego. Czerwony wyraża to co duchowe. Niebieski to co cielesne. No to mamy komplet.
– róż
Aż tu nagle w trzecią niedzielę adwentu ksiądz wyskakuje w różowym ornacie – ta dam! Skojarzenia mogą być różne. Ale interpretacja użycia tego koloru uspokaja. Po pierwsze kiedy na fioletowe szaty pada jasne światło, to one (podobno) wydają się mienić różem. Czyli o takie przełożenie chodzi – gdy smutek i żałobę naszego życia oświetli światło Chrystusa, to robi się różowo! Jeszcze taki myk – niebo o świcie, tuż przed brzaskiem jest takie jakby różowawe. Czyli zapowiadające wschód słońca. Dla przypomnienia – trzecia niedziela adwentu, zwana niedzielą radości, rozpoczyna okres bezpośredniego oczekiwania na narodziny Zbawiciela. A to jest oczekiwanie radosne. Wcześniejszy okres adwentu (też dla przypomnienia) koncentrował naszą uwagę na oczekiwaniu paruzji. A to jest oczekiwanie bardziej refleksyjne.
Jak przeżyć adwent?
Bardzo chciałbym uciec od banałów, ale czasem się nie da. A nawet nie należy. Taka jest prawda, że najbardziej szwankujemy w tym co naj-banalniejsze i naj-oczywistsze. Adwent jest nam dany po coś. Tu chodzi o ważne dla naszego życia sprawy. A nawet najważniejsze. Możesz kompletnie zignorować wszystkie adwentowe kalendarze, lampiony i wieńce. Betlejemskie stajenki kupione w Auchan również. Tu chodzi tylko o jedno – by w czasie nadchodzących świąt twoje serce stało się stajenką, w której narodzi się Bóg.
Czyje to święta?
Takie pytanie zadaje w jednej z piosenek Gang Marcela. Nie dajmy sobie wmówić, że to są święta choinki albo telewizora! Święta spędzone po świecku to nie są żadne święta. To jedynie jakaś pogańska, żałosna hybryda. To są Boże święta. I z tą świadomością zacznij w ich kierunku zmierzać.
Duchowy lifting
Nie musisz od razu lądować na modlitewnej siłowni i brać się za wyciskanie największych ciężarów. To zostaw zakonnikom kontemplacyjnym. Po prostu pamiętaj o zwykłym kontakcie z Bogiem. Bo On … jest! Modlitwa, Biblia, krótka kontemplacja. No i roraty. Ale koniecznie te o 6.00 rano! Cielesna dyscyplina bardzo sprzyja tej duchowej.
Puk, puk, puk!
Nie musisz stać w kolejkach do konfesjonału 24 grudnia! O porządnej, cudownej spowiedzi możesz pomyśleć już na początku adwentu. Możesz wybrać sobie kapłana, bo o tej porze z pewnością są bardziej dyspozycyjni. Taka spowiedź nie musi trwać trzy minuty. To może być wolne od pośpiechu spotkanie z Bogiem. A może nawet spowiedź życia? Kto to wie.
Opłatek zaplanowany
Zrób wszystko, żeby twoje opłatkowe życzenia dla najbliższych nie brzmiały tak: zdrówka i pieniędzy, bo to najważniejsze! Pomyśl już teraz z kim warto by się pojednać i powiedzieć mu PRZEPRASZAM? Komu warto za coś powiedzieć DZIĘKUJĘ? Komu warto wtedy powiedzieć KOCHAM, bo być może te słowa są mu bardziej potrzebna niż najdroższe prezenty?
Zostań w domu
Wigilijna turystyka ma się coraz lepiej. Ludzie w te święta uciekają ze swoich domów, od swoich rodzin i zaszywają się w jakichś domach wczasowych. O co chodzi? Nie idźmy tą drogą! Święta Bożego Narodzenia to najbardziej rodzinne święta w roku. Przeżyjmy je w naszych rodzinnych domach, z naszymi najbliższymi. A jeżeli przebywanie z naszą rodziną jest dla nas problemem, to święta są idealną okazją by coś z tym zrobić. Problemów nie rozwiązuje się uciekając przed nimi.
Materia
Jasne, że wymiar duchowy to nie wszystko. Dopóki będziemy mieć zmysłowe ciało, materia będzie ważna. Jest do ogarnięcia trochę tego – choinka, porządki, wigilijny stół, prezenty. Nie odkładajmy tego na ostatnią chwilę. Podzielmy się tymi obowiązkami pomiędzy domownikami. Po prostu zaplanujmy przygotowania do świąt.
Samotni
Są tacy, którzy w te święta nie zasiądą przy najskromniejszym nawet stole, nie dostaną najdrobniejszego nawet prezentu i nie usłyszą żadnego dobrego słowa. Pomyślmy o nich, bo być może to tam, w ich środowiskach będzie najprawdziwsze Boże Narodzenie … Znajomy wpadł na pomysł, by przed świętami robić mega paczki z żywnością i roznosić je bezdomnym. Ktoś inny organizuje dla tych ludzi wigilię na wielką skalę. Znam takie akcje, bo nie raz na nich kolędowałem. Może znasz kogoś, kto jest sam i zaprosisz go na Wigilię? Przy tym naszym stole podobno jest jedno puste miejsce… Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. Mt 25,40
Śpiewać każdy może
Ale nie każdy chce. Stan naszej kościelnej, grupowej wokalistyki pozostawia, mówiąc oględnie, sporo do życzenia. I to nie jest problem tego, że nie umiemy śpiewać! Wspólnotowy śpiew nie wymaga specjalnych predyspozycji, a większość populacji potrafi dziarsko zaśpiewać z tłumem każdą piosenkę. Wystarczy pójść na jakikolwiek koncert popularnej gwiazdki, by się o tym przekonać. Problem naszej wokalistycznej mizerii ma dwa źródła: wstyd i tumiwisizm. Jak z tym sobie damy radę, to nasze kościoły powinny zacząć trząść się od śpiewu. No dobra, jeszcze organiści muszą ogarniać jak trzeba : – ) Ogłaszam adwentowy challenge! Zaopatrujemy się w osobiste śpiewniki kolędowe i robimy reformę naszego kolędowego śpiewania. Odważnie i więcej niż dwie zwrotki. W kościele i w domu. Jest co śpiewać i jest o czym śpiewać. Odwagi!
Pasterka
Jako dziecko uwielbiałem chodzić na pasterkę. Wtedy jeszcze były zimy, więc biały klimat sprzyjał. Dzisiaj trochę się to rozlazło. Za dużo jedzenia, za dużo siedzenia, za mało snu, zmęcz jakiś. Czasy się zmieniają, bo taka jest natura świata. Czasem na lepsze, czasem na gorsze. Ale to nie brak śniegu jest największym zagrożeniem dla tych świąt. To człowiek. Są kraje gdzie ich obchodzenie jest przestępstwem. Dyktator Korei Północnej Kim Jong – Un nie tylko ich zakazał. W ich miejsce na-kazał narodowi obchodzenie urodzin jego babki Kim Jong Suk (sic!). Są miejsca, gdzie już nawet z nazwy wywalono to, co Boże. I tak mamy Święta Choinki albo Gwiazdkę tak zwaną, gdzie poza żarciem, telewizorem i prezentami nie ma nic więcej.
Zróbmy coś wbrew temu wszystkiemu. Walczmy o te święta, bo ktoś chce nam je odebrać. Przeżyjmy jak trzeba adwent, podzielmy się opłatkiem i wciągnijmy tą jedyną w roku kolację. Potem pośpiewajmy kolędy. A potem pójdźmy na pasterkę. Zupełnie tak, jakby czas zatrzymał się w miejscu kilka ładnych lat temu…
Adam Szewczyk
Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.