16 grudnia| Artykuły

Święty (s)pokój?

Święty (s)pokój? Najbardziej podstępna pokusa. Słowa, co mydlą oczy. Biblia od pierwszej do ostatniej księgi nie pozostawia żadnych wątpliwości - Bóg powołuje człowieka do wszystkiego, tylko nie do świętego spokoju.

Święty spokój to w istocie konformistyczna ucieczka przed wyzwaniami życia. Zakamuflowane lenistwo albo strach. Trucizna dla naszych wojowniczych serc. Wystarczy pozbyć się z tej frazy jednego S i wszystko się zmienia. Święty POKÓJ. Przychodzi tylko wtedy, gdy podejmujesz walkę, do której jesteś wezwany.

Dlaczego robisz to co robisz?

Każdy jest inny. Każdy do czegoś innego powołany. Każdy ma swoją ścieżkę. Swoją wojnę. Każde z miliardów istnień to jedyna i niepowtarzalna we wszechświecie historia. W tej miażdżącej różnorodności objawia się nieskończona potęga Boga. Wszyscy zadajemy sobie te same pytania: kim jestem?, co robić?, dokąd zmierzam? Ale każdy z nas różnie musi sobie na nie odpowiedzieć. Powołanie to poważna sprawa. Źle rozeznane może doprowadzić do tragedii. Do walki, w której nasz udział jest nieporozumieniem. Powody, dla których tkwimy w takich nieporozumieniach są różne – bo tak wyszło, bo zostałem zwiedziony, bo nie miałem odwagi zawrócić, bo byłem głupi i ślepy. A to powinno być tak – robię to co robię, bo do tego zostałem powołany.

Skąd wiedzieć co robić?

Przede wszystkim trzeba mieć odwagę poznać siebie. Nazbyt często zamiast przyjąć prawdy o sobie karmimy się jakimiś nęcącymi auto-projekcjami. Cywilizacja bezlitośnie pompuje w nasze serca sny o wielkości. To normalne, że dzieciak marzy o byciu bohaterem. Ale może przyjść czas, że te marzenia trzeba będzie weryfikować. Albo po prostu się z nimi pożegnać. Znam przypadek (niejeden), gdy ktoś uparł się by zostać muzykiem. Profesjonalnym. Wspaniałym. Życie wysyłało mu wiele sygnałów, że to nie jego droga. Ale były ignorowane. Dzisiaj ma problem ze znalezieniem pracy. A jak już ją ma, to męczy się okrutnie. Florence Foster Jenkins to książkowy przykład takiego rozjechania się marzeń z powołaniem. Powołanie to chcieć i móc. Chcieć to za mało.

Powołanie

Powołanie to nie to samo co pożądanie. Gdy ktoś nas woła, możemy ten głos albo zignorować albo za nim pójść. Tutaj mamy wolność. Ten głos, który nas powołuje, ludzie wierzący (tak zwani) utożsamiają z Bogiem. Ale gdy ktoś czegoś od nas żąda, to ta przestrzeń wolności radykalnie maleje. Żądanie to żądanie. A kim jest ten, który od nas żąda? My sami. Pożądanie jest jakąś formą auto-tyranii. Jeśli pozwalamy by nasze nieuporządkowane pragnienia kierowały naszym życiem to słabo. Warto pójść za głosem Tego, który stworzył nas w ten jeden niepowtarzalny sposób i wie najlepiej, do czego się nadajemy, a do czego nie.

A jak Boga nie ma?

Nawet jak ktoś nie ma wiary w Dawcę powołań, to i tak jest do czegoś powołany! I też może to odkrywać. Nie ma tutaj co prawda tak cennych narzędzi jak opcja modlitwy, rekolekcji, czy transcendentnego wsłuchiwania się w głos sumienia. Ale uważnie przyglądać się samemu sobie może każdy. Nawet ateista do kwadratu. Można uczciwie oceniać swoje predyspozycje, możliwości, talenty, pasje i w oparciu o te dane planować swoje życie. Próbować. Jak nie zażera, to szukać dalej. Mieć odwagę przyznawać się do pomyłek. I nade wszystko nie bać się ich! Pomylić się – żaden problem. Trwać w pomyłce – dramat. Jeszcze raz – powołanie ma dwa fundamenty: predyspozycje i pasja. Jeżeli marzysz o wzbiciu się w przestworza i masz skrzydła, to latanie najprawdopodobniej jest twoim powołaniem!

Kochaj

Przede wszystkim – do jednego jest powołany każdy. Bez wyjątku. Do miłości. Jak nie ma kochania, to kicha totalna. Egoistyczna wegetacja i tyle. Hymn o Miłości wymienia wiele powołań – do przemawiania różnymi językami, do zgłębiania wszelkiej wiedzy, do działalności charytatywnej. Ale o powołaniu do miłości mówi, że z tych wszystkich jest największe. Nawet taki niebiblijny kolo jakim był Lennon wyśpiewał kiedyś tak biblijną frazę: miłość jest wszystkim czego nam potrzeba! Zatem już wiemy, że każde z dostępnych powołań powinno być realizowaniem tego fundamentalnego – do miłości.

Rodzaje powołań

Zasadniczo mówi się o dwóch – do kapłaństwa i do małżeństwa. Ale powołanie do życia w świeckiej samotności też trzeba wziąć pod uwagę. W ramach każdego z nich nieskończona ilość opcji. Księdzem można być na 1000 sposobów. Mężem/żoną też. No obu tych frontach mamy dzisiaj spore zamieszanie.

Kapłaństwo

Rapujący katolicki ksiądz, Kuba Bartczak zeznał kiedyś: nie po to zostałem księdzem, żeby mieć święty spokój. Podziwiam ludzi, którzy mają dzisiaj odwagę pójść za głosem wzywającym do kapłaństwa. Za czasów JPII motywacje mogły być różne. Sytuacja Kościoła była wtedy jednak inna. Dzisiaj seminaria mają znacznie mniej chętnych do wskoczenia w sutannę, ale ufam, że to są prawdziwe, dobrze rozeznane powołania. Powołanie do kapłaństwa to powołanie do walki. Jak każde zresztą. Znam osobiście najsłynniejszego polskiego rapera w sutannie. To fighter, który naprawdę nie jest zainteresowany świętym spokojem. I z pokojem w sercu stoi na pierwszej linii frontu siejąc Boże Słowo, które dzisiejszy świat wdeptuje w ziemię jak niedopałek papierosa.

Małżeństwo

Pójście za głosem wzywającym do małżeństwa i rodziny nie mniejszym dzisiaj jest wyzwaniem. Żyjemy w świecie, w którym tak fundamentalne pojęcia jak mężczyzna, kobieta, mama, tata, małżeństwo, życie czy miłość zostały zdefiniowane zupełnie na nowo. Słowa z Księgi Rodzaju: tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło nabierają dla mnie nowego znaczenia – tak jak Bóg będziecie decydowali co jest dobre i złe. Rodziny, które żyją dzisiaj zgodnie z pierwotnym, naturalnym założeniem są żywymi świadectwami Bożego planu. Mam szczęście żyć w środowisku, gdzie takie rzeczy jak rodzina, małżeństwo, wierność, potomstwo i Bóg są pielęgnowaną oczywistością. To błogosławiony rezerwat świata! 

Na koniec

Przekleństwo źle rozeznanego powołania dopada wielu z nas. Mnie też. Ale nie jest to sytuacja beznadziejna. Ponad naszymi nietrafionymi wyborami zawsze jest Bóg, który jak najlepszy GPS nieskończoną ilość razy może wyznaczać kolejną, nową drogę, która zaprowadzi nas do celu. I uważajmy na tą miło brzmiącą frazę: święty spokój. Nie wszystko święte, co się święci. Nie wszystko złoto co się świeci. Twardo to zabrzmi, ale trudno – celem naszego życia nie jest doczesne szczęście. Czyli święty spokój tak zwany. Celem naszego życia jest odzyskanie tego prawdziwego szczęścia, kiedyś tam utraconego. Miej w sercu pokój i walcz.

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.

WYDARZENIA Czytaj więcej
NAJNOWSZE WPISY: