24 maja| Artykuły

Strachy przyszłości. Chip.

"I sprawia, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło i że nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia - imienia Bestii lub liczby jej imienia. Tu jest potrzebna mądrość. Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba to bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć." Ap 13, 16 - 18. Odrealniona fantazja czy twarde proroctwo? 20 lat temu wizję chipowania ludzi obśmiewano. A dzisiaj? Dzisiaj nie ma się z czego śmiać.

Pani Leokadia

Dowód osobisty wydany Pani Leokadii Kieżun, mamie legendarnego profesora, jest prawdopodobnie jednym z pierwszych dowodów osobistych w historii Polski. Jeśli nie pierwszym. Rok 1927. To była 16 – stronicowa książeczka zawierająca pakiet danych osobowych Pani Leokadii. Poza tymi fundamentalnymi typu imię, nazwisko, imiona rodziców, nazwisko panieńskie matki, data i miejsce urodzenia, adres, były też dane rozszerzające wiedzę o obywatelu. W przypadku Pani Leokadii zestaw tych danych prezentował się tak:

wzrost – średni

oczy – piwne

usta – normalne

nos – normalny

włosy – czarne

twarz – owalna

znajomość czytania i pisania – tak

szczególne znamiona – brak

włada językami – polski, rosyjski, francuski

religia – rzymskokatolicka

zawód – lekarz dentysta

stan rodzinny – mężatka

przynależność gminna – Wilno

miejsce zamieszkania faktycznego – Wilno

narodowość – polska

przynależność państwowa – polska stwierdzona na podstawie poświadczenia obywatelstwa wydanego przez starostwo grodzkie w Wilnie

stosunek do wojskowości – nie dotyczy.

Tak, jeśli telegraf optyczny Chappe’a można uznać za prototyp iPhone’a, to dowód osobisty Pani Leokadii Kieżun spokojnie można uznać za prototyp bio-chipa.

Na gębę

Po wojnie w Polsce zapanował chaos tożsamościowy. Ludzie tabunami walili do urzędów bez żadnych dokumentów przy sobie. Wojna ma swoje prawa, a oni chcieli mieć nowe papiery. No dobra, ale skąd urzędnik miał wiedzieć co wpisywać do nowych dowodów? Musiał wierzyć obywatelowi na gębę. I tak kobiety miały jedyną w historii szansę na błyskawiczne odmłodzenie, a faceci (chcąc uniknąć służby wojskowej) na postarzenie. To pokolenie minęło, ale praktyka ściemniania w papierach nie.

Kontrola oczywista

Władza obywatelska już nie tylko chciała wiedzieć kim obywatel jest. Chciała też mieć go pod swoją subtelną (lub mniej subtelną) kontrolą. Za komuny posiadanie dowodu osobistego było obowiązkiem. Człowiek bez takiego dokumentu był traktowany jak człowiek bez właściwości. Jak ktoś kto nie istnieje. Delikwenta, który podczas kontroli nie miał przy sobie dowodu zatrzymywano do wyjaśnienia, a dowodu zgubienie traktowano jak próbę uchylanie się od obywatelskich powinności. A nawet jako przesłankę mogącą prowadzić do postawienia zarzutów prowadzenia wrogiej działalności. Problem polega na tym, że władza jakąś kontrolę nad społeczeństwem mieć musi. Umówmy się – społeczeństwo święte nie jest. Ale władza też nie, więc…

Karta z poliwęglanu

W 2001 roku papierową, zieloną zazwyczaj książeczkę zastąpiono poliwęglanową kartą. Taką jaką znamy dzisiaj wszyscy. To nasze aktualne dowody osobiste. Czy ewolucja rozwiązań w temacie identyfikacji osobowej na tym się kończy? Wiadomo, że nie. Chip już dawno przestał być futurystyczną wizją. Nasze smartfony są ich godnym supportem. Każdy z nas chodzi przyssany do tego elektronicznego zniewalacza bez przerwy. A oni już teraz wiedzą o nas więcej, niż nam się wydaje.

Kapitan Cyborg

Jeśli myślicie, że podskórne wszczepianie chipów wciąż jest nieśmiałą pieśnią przyszłości, to muszę Was wyprowadzić z błędu. Pierwsze wszczepienie chipa pod skórę miało miejsce już w 1998 roku! Królikiem doświadczalnym został wtedy niejaki Kevin Warwick, dziekan wydziału cybernetyki uniwersytetu w Reading w Anglii, zwany pierwszym cyborgiem świata. Przez dziewięć dni chodził z tym czymś pod skórą i był rozpoznawalny przez sieć komputerową swojego laboratorium. Po skończeniu eksperymentu Kapitan Cyborg stwierdził, że było fajnie.

Pooglądajcie sobie:

Pokazali w telewizji

No to już wiemy mniej więcej jak to wygląda. No to już wiemy, że to się już dzieje. No to już wiemy, że ciąg dalszy nastąpi…

Zalety?

Na potęgę chipują swoich pracowników korporacje. Pierwszy taki przypadek miał miejsce już 15 lat temu (sic!). Firma z USA zajmująca się monitoringiem video zachipowała wszystkich swoich pracowników, którzy  mieli dostęp do bazy danych. Cel? Podwyższenie bezpieczeństwa. Firma Three Square Market z Wisconsin zachipowała 80 swoich pracowników by ułatwić im kupowanie jedzenia w stołówce i korzystanie z komputerów i kserokopiarek. Z kolei zachipowany pacjent byłby dla przyjmującego go lekarza momentalnie odszyfrowany. Na ciekawy koncept wpadła firma Smith & Wesson (największy na świecie producent broni palnej) – broń sparowana z chipem właściciela. Po co to? By uniknąć korzystania z broni przez osoby niepowołane, albo np. przypadkowego postrzelenia się kiedy broń znajdzie się w ręku dziecka. Ok.

Co to jest ten CHIP RFID?

RFID czyli Radio Frequency Identyfication – System Zdalnej Identyfikacji Radiowej. System wykorzystuje fale radiowe do przesyłania danych oraz do zasilania elektronicznego układu. Czyli Chipa. Technologia znana już od lat 40-stych. Stosowana wszędzie – w handlu, logistyce, przemyśle, produkcji, budownictwie, inwentaryzacjach majątków i identyfikacji osobowej.

Zagrożenia?

Nawet Wiki oficjalnie o nich pisze – utrata kontroli nad poufnymi danymi, zagrożenie dla prywatności, utrata anonimowości, ograniczenie wolności obywatelskich. Myślę, że to tylko wierzchołek całej góry. Spójrzmy na to tak: masz pod skórą urządzonko wielkości ziarenka ryżu, które gdzieś tam do Wielkiego Brata wysyła co sekundę komplet aktualnych danych o tobie: gdzie jesteś, co robisz, jak się czujesz, z kim się spotykasz, co mówisz, na co chorujesz, co planujesz, ile masz pieniędzy, co lubisz, czego nienawidzisz itd, itd…. Dzisiaj dowód osobisty jest obowiązkowy. Czy jutro takim może być CHIP RFID?

Czy to może być znamię Bestii?

Z tego co widzę, to wszczepiają sobie to coś póki co w rękę lewą. Biblia mówi o prawej, więc … może to jeszcze nie to? Może. Ale nie trzeba czekać by dostrzec, że za powszechną dzisiaj jak powietrze technologią Bestia się jednak czai. Możliwości jakie w temacie kontroli i inwigilacji społeczeństwa daje idea biochipów są dla rządzących pokusą, którą wcześniej czy później ulegną. Nie łudzę się. Historia uczy tego aż za dobrze. Nie dam sobie wmówić, że dzisiaj człowiek jest lepszy niż setki czy tysiące lat temu. Być może jest nawet gorszy. Wielokrotnie w historii było tak, że pozorna bzdura okazywała się prawdą. Więc przyglądam się z uwagą temu co się dzieje. A dzieje się.

Powiedzieli

O zagrożeniach płynących z bezkrytycznego zastosowania nowych technologii w życiu człowieka nie mówią tylko Katolicy czytający Księgę Apokalipsy. Mówią też zdeklarowani ateiści, których głos w świecie jest słuchany bardzo uważnie. Na przykład Stephen Hawking, który stwierdził, że człowiekowi zagrażają jej własne wytwory. A ja powtórzę za sobą samym, że człowiekowi nie zagrażają jego wytwory tylko on sam. Jego serce.

Wydaje się, że powszechne zastosowanie chipów jest kwestią czasu. Niestety. Może w końcu zaczną je wszczepiać w rękę prawą. Może na czoło. A może już to się dzieje? Święty Jan Paweł II modlił się tak:

Duchu Mądrości, który nawiedzasz umysły i serca, spraw, aby postęp wiedzy i techniki służył życiu, sprawiedliwości i pokojowi.

Jak zwykle w punkt.

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.