28 listopada| Muzyczne Laboratorium

Zgadzam się z Nergalem (sic!)

To znaczy trochę się zgadzam, a trochę się nie zgadzam. W każdym razie Nergal powiedział coś, co wywołało burzę, ale ja w tym, co powiedział, dostrzegam dużo racji i okazji do głębszej refleksji nad stanem naszej zmultiplikowanej do granic i sformatowanej przez globalizm kultury.

To nie będzie rzecz jasna tekst o Nergalu, bo serwery mogłyby nam paść. To będzie moja prywatna rozkmina, do której człowiek dosiadający hipopotama mnie zainspirował. I tyle.

Powiedział

W jednym z wywiadów dla Chaoszine (jakiś fiński portal metalowy) powiedział to:

Nie zakładajcie zespołów. Nie żartuję. Nie róbcie tego. Na świecie jest za dużo zespołów i płyt. Nie ma miejsca na więcej. Tydzień ma tylko siedem dni. Jest zbyt wiele tras i zbyt wiele koncertów. Ludzie nie mają pieniędzy i będą mieli jeszcze mniej. Cierpią na tym trasy. Czy naprawdę chcecie wydawać kolejną piosenkę albo kolejny album, na które nikt nie zwróci uwagi? Nie chcecie tego robić. Znajdźcie normalną pracę. Ukończcie studia, podróżujcie i cieszcie się życiem.

I co?

Za dużo

Kiedy się rodziłem, było nas na globie około 3,5 miliarda luda. Pół wieku wystarczyło, by ta ilość się podwoiła. I to z nawiązką. Jest nas już 8 miliardów. ONZ uważa, że w 2030 będzie nas 8,6 mld, a w 2050 9,8 mld. Prognozując dalej wieszczą, że w 2100 roku populacja globu osiągnie swoje apogeum – 11,2 mld – i po ustabilizowaniu się zacznie spadać. Nie wszyscy zgadzają się z tymi prognozami i twierdzą, że zacznie nas ubywać już w 2050. Może tak być. Prawda jest taka, że obecnie współczynniki dzietności nie rosną na świecie nigdzie. Jest nas dużo, a mimo to umieramy. Jak to jest możliwe?

Leśniczy

Niektórzy powiadają, że jest nas ZA dużo. Myślę sobie: być może planeta Ziemia ma – jak każdy las – swojego leśnika, który chciałby te populacyjne szaleństwo jakoś ogarnąć? No bo im nas więcej, tym bardziej niszczymy planetę, tym szybciej eksploatujemy jej naturalne zasoby, tym większe ryzyko globalnego chaosu, napięć i kryzysów wszelakich.

Gdybym był Ziemi leśniczym i widziałbym, jak mi się populacja rozrasta oraz jak tracę nad tym kontrolę, to pewnie poczułbym się nieswojo. Wiem, wiem, przypisywanie pandemiczno-depopulacyjnych planów Billowi Gatesowi i wszystkim jego pokroju leśniczym jest traktowane jak abstrakcyjna teoria spiskowa. Czas pokaże.

Świat jest duży

Nie wierzę w to, że świat jest dla nas za mały. Problem leży gdzie indziej. Problemem jest niesprawiedliwy podział jego dóbr. I to na skalę, która w głowie się nie mieści. Dysproporcja w tym globalnym podziale ma dla mnie znamiona demoniczne. Czy to przypadek i czy to normalne, że 1 procent ludzi na świecie ma ponad dwa razy więcej niż pozostałe 99 procent? Że 8 śmiertelników ma tyle, co połowa całej populacji? Wyczuwam za tą rzeczywistością chciwość z piekła rodem.

Świat wcale nie jest za mały. Są miliony pustych kilometrów kwadratowych planety, na których możnaby zbudować wioski, miasta i metropolie. A my się sadzimy do kolonizacji srebrnego globu! Problemem nie jest za mały świat, ale to, że garstka chce go mieć dla siebie.

Za dużo muzyki?

Na świecie jest za dużo zespołów i płyt. Nie ma miejsca na więcej. Prawda czy fałsz? Dziennie świat zalewają tony nowej muzy, która wartkimi strumieniami dociera do nas przez internetowe kanały, sklepy muzyczne, festiwale, pozostałe media i multimedialne odtwarzacze znajomych. I to dobrej, profesjonalnej muzy. To naturalny efekt epoki, w jakiej żyjemy. Kolejne miliardy ludzi na wciąż tak samo małej planecie, niewyobrażalny dostęp do wiedzy i inspiracji, zawodowe narzędzia do tworzenia dźwiękowych produkcji na wyciągnięcie ręki. A właściwie na kliknięcie myszką. Kolejna rewolucja przemysłowa nie może nie dawać takich skutków. Jeszcze nigdy człowiek nie produkował tyle. Nie tylko muzyki. Wszystkiego. Więc czy jest sens zakładać zespoły i tworzyć muzykę, skoro wydaje się, że nie ma miejsca na więcej?

Przekleństwo internetu

Znajomy powiedział kiedyś, że internet, od czasów wynalezienia koła, jest czymś, co najbardziej zrewolucjonizowało świat. To prawda. Narzędzie o takiej sile oddziaływania na ludzkość jest fenomenem wszechczasów. O błogosławieństwach sieci nie będę pisał, bo są znane. Bo nie o nich teraz chciałem.

Chciałem o przekleństwach. Największym jest (moim zdaniem) globalizacja kultury. Jej ujednolicanie. Ktoś, kto dysponuje internetem, jako narzędziem swojego wpływu, może kreować gusta i mentalność już nie tylko swojej społeczności, miasta czy kraju. Ma zasięg globalny. To internet odpowiada za to, że wszyscy na świecie zaczynają wyglądać i zachowywać się tak samo. Znikają różnice wynikające z regionalizmów, rodzimej kultury czy tradycji przodków. Bez wątpienia jest internet wielkim źródłem wiedzy. Ale i ciężkim młotem na kreatywną odrębność.

Stado małp

Miliardy gapiące się dniami i nocami w świecące ekrany jest jak stado małp powielających sprzedawane tam wzorce. I obawiam się, że jestem jedną z nich. Tak, pokolenie internetu to pokolenie perfekcyjnych naśladowców.

Grać czy nie grać? Oto jest pytanie…

Jeśli zakładasz zespół dla subskrybcji i odsłon, jeśli chcesz sprzedawać miliony płyt i marzysz o trasach, na których sale będą pękać w szwach – i jeżeli bez tego wszystkiego nie będziesz artystą spełnionym, to rzeczywiście zastanowiłbym się, czy warto ryzykować. Takich jak ty są tabuny. Oczywiście, może się udać, ale szanse – statystycznie – są małe.

Już nie wystarczy być zdolnym, dobrym i wyćwiczonym. Takie parametry dzisiaj nikogo nie dziwią. Trzeba jeszcze wymyślić coś, by przebić się przez ten gruby mur i zmusić większą ilość osób, by zwróciły na ciebie uwagę. Bo jak już zwrócą, to ich masz. A to nie jest takie proste.

Sanah w skali kraju się to udało. Zwróciła na siebie uwagę milionów i kręci to rożno, póki ogień się pali. Jednak nietrudno mi wyobrazić sobie, że gdzieś z dala od fleszy żyje sobie dziewczę jeszcze zdolniejsze niż nasza Królowa Dram. Taka Królewna Śnieżka. I może po prostu nie potrafi się przebić. A może nie chce?

A może…

Zakładam, że Nergala apetyt na życie i jego uroki jest spory. I zakładam dalej, że jego rada, by nie zakładać zespołów i wydawać płyt ma z tym ścisły związek. Upraszczam to myślenie – nie ma sensu grać, jeśli nie jesteś na szczycie.

Ma to sens? Dla krwiożerczo ambitnych tak. Ale kto powiedział, że jedynym sensem artystycznej aktywności jest fame? Myślicie, że nie ma na świecie genialnych artystów, którzy grają tylko dla siebie albo dla grona przyjaciół? Mają gdzieś internetowe algorytmy, słupki sprzedaży i pełne sale koncertowe. Myślicie, że nie ma świetnych muzyków, którzy grają dla samego grania?

Być może nawet Ty, który czytasz teraz te słowa, kimś takim jesteś! Tworzysz fenomenalne rzeczy, o których świat prawdopodobnie nigdy się nie dowie. I co z tego? Może to jest właśnie w tym najpiękniejsze?

Wolni od parcia na szkło, pozdrawiam was!

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.