15 listopada| Wokół moralności

Weź bądź świętym!

Nie, to nie tylko takie gadanie. Nie, to nie tylko puste słowo i obietnica dla wybranych. Nie, to nie jest niewykonalne, nudne, niemodne i pozbawione radości. Pragnienie świętości wcale nie jest odpowiednie dopiero dla starszych ludzi.

Bóg stworzył nas, abyśmy byli uczestnikami Jego szczęśliwego życia – tak mówi Katechizm Kościoła Katolickiego na podstawie całego Objawienia. Innymi słowy Bóg, pełen szczęścia, z miłości uznał, że chce mieć koło siebie nas, żebyśmy też mogli być szczęśliwi. Ten stan wiecznej szczęśliwości to świętość.

Chcesz być szczęśliwy?

A chcesz być święty?

Wiesz, że jedno i drugie, jeśli jest właściwie rozumiane, staje się synonimem?

Zdarza mi się mówić publicznie o tym, że moim największym marzeniem jest świętość. I nie jest to marzenie, które ma „się spełnić”, tylko marzenie, które próbuję realizować, współpracując z Bogiem i z Jego łaską. Twarze osób słyszących te słowa zwykle wyrażają zdziwienie. A przecież to mogłoby być (i mam nadzieję, że będzie) wspólne marzenie dla nas wszystkich!

Życzę ci szczęścia! A może właśnie świętości?

Bardzo często życzymy sobie zdrowia, szczęścia, pomyślności i ogólnie wszystkiego najlepszego. Kiedy zadajemy sobie pytanie, czy jesteśmy szczęśliwi, nie zawsze odpowiadamy twierdząco. Bywa, że kiedy myślimy o szczęściu, to pojawia nam się w głowie obraz jakiegoś zadowolenia, spokoju, błogiego stanu, przyjemności.

Może myślimy o szczęściu jak o czymś, co musimy zdobyć albo co się wydarzy dopiero wtedy, kiedy coś się stanie: będę szczęśliwy jak będę więcej zarabiał, jak moje dziecko skończy studia, jak wyjdę za mąż, jak pojadę za granicę, jak kupię lepszy samochód, jak wyzdrowieje moja mama, jak rodzice się pogodzą, jak schudnę, jak znajdę chłopaka, jak będę miał sylwetkę sportowca, jak znajdę przyjaciół, jak wreszcie będę na swoim, jak zdam maturę… Tych wszystkich „JAK” jest bardzo dużo i pewnie każdy ma swoje.

Czasami wydaje się, że szczęście to tylko sprawa subiektywnego odczucia. Czy możemy je jakoś ująć naukowo? A dalej – czy możemy je ująć jakoś teologicznie?

Psychologia, filozofia i inne nauki mają dla nas różne teorie dotyczące szczęścia i tego, jak je osiągnąć, jak je sobie zorganizować, jak je zdobyć. Może słyszeliście kiedyś o Platonie i Sokratesie, którzy eudajmonię (czyli stan szczęśliwości) widzieli w chwili, gdy ktoś pod koniec swojego życia, patrząc na swoje życie, stwierdzał, że przeżył je dobrze i godnie, że robił to, co do niego należało. Arystoteles uważał, że to stan ducha, który pojawia się wtedy, gdy mamy zaspokojone swoje potrzeby. Filozofowie związani z nurtem hedonistycznym szczęście rozumieli jako przewagę pozytywnych, przyjemnych bodźców nad odczuciami negatywnymi.

Przez wieki filozofia wytworzyła wiele koncepcji szczęścia. Teologia, w tym teologia moralna, też ma coś do powiedzenia na ten temat. Nazywamy to fachowo „ostatecznych celem i szczęściem człowieka”.

Czy Twoje „dzisiaj” prowadzi do szczęścia?

To, jaki sposób życia człowiek wybierze, w znacznej i przeważającej mierze zależy od tego, co człowiek uzna za cel ostateczny i wokół tego celu uporządkuje się całe swoje życie. Człowiek będzie tak postępował, aby ten cel osiągnąć. W uproszczeniu można powiedzieć, że jeśli chcemy przebiec maraton, to wiemy, że potrzebujemy trenować, układamy sobie plan, harmonogram działania, nawet kupujemy odpowiedni sprzęt.

W momencie, gdy chodzi o ten cel ostateczny, sposoby jego osiągnięcia są dobierane z jeszcze większą pieczołowitością. Nie bez powodu mądrość starożytna pokazała tę prawdę w znanym zaleceniu: Cokolwiek czynisz, czyń roztropnie i patrz końca. Można to ująć inaczej – czy to, co robię dziś prowadzi mnie do szczęścia, do nieba?

Jednym z zadań teologii moralnej jest ukazanie, w jaki sposób człowiek ma iść do Boga. Bo to Bóg jest Stwórcą i równocześnie celem ostatecznym, zapewniającym największą szczęśliwość.

Skąd wiedzieć, która to droga?

Dobrze, dobrze. Gdyby to wszystko było takie proste, to przecież każdy wybrałby tę samą drogę i nie mielibyśmy wątpliwości, jak żyć, którędy iść i co robić. Faktycznie, pomysłów, dróg i sposobów osiągania szczęścia człowiek wymyślił wiele. Bóg nie zostawił nas jednak sierotami i nie oczekuje, że będziemy zgadywać, co robić.

Nie musimy chodzić po omacku i domyślać się, jaka jest Jego wola. Niezawodnym wsparciem w drodze do szczęścia-świętości jest Pismo Święte. Ono zawiera receptę na szczęśliwe życie człowieka. Jest pewną mapą, kompasem, jest jak GPS albo aplikacja, która pozwala właściwie ukierunkować swoje życie i wytycza ścieżki, dzięki którym się nie zgubimy.

Korzystając z sakramentów, będąc we wspólnocie Kościoła, praktykując modlitwę pomagamy sobie aktualizować własną lokalizację i weryfikować, czy nie zgubiliśmy się po drodze i nie szukamy przypadkiem skrótów czy własnych rozwiązań. Jeśli straciliśmy zasięg, Bóg nigdy nie jest offline. Wystarczy na nowo otworzyć swoje serce i powiedzieć Mu, że pragniemy szczęścia. Czym ono jest i na czym polega? O tym napiszę następnym razem.

Agata Rujner

Doktor teologii moralnej, pracownik Akademii Katolickiej w Warszawie. Prowadzi kanał „Prawie Morały” na YouTubie i w mediach społecznościowych. W przystępny sposób wyjaśnia moralność katolicką. Jest wrażliwa na piękno i muzykę.