Przed Papuą był Ekwador, czyli o wyjeździe na misje do Ameryki Południowej

Po kilku artykułach dotyczących Papui-Nowej Gwinei chciałbym przejść do mojego pierwszego kraju misyjnego, jakim był Ekwador. Nigdy nie myślałem o wyjeździe do tego kraju, a nawet sama nazwa brzmiała dla mnie obco. Mimo to spędziłem w nim ponad cztery lata.

Jak wspominałem w pierwszym artykule, po raz pierwszy wyjechałem do Ekwadoru w 2014 roku. Ks. Jacek z archidiecezji przemyskiej zaproponował mi wspólny wyjazd do misjonarza, który pracował w tym kraju już od ponad 30 lat. Ks. Zdzisław, wspomniany misjonarz, był w tamtym czasie proboszczem parafii Los Encuentros w wikariacie apostolskim Zamora-Chinchipe. Miał to być wyjazd turystyczny, niezobowiązujący, krajoznawczy. Takim też się okazał.

Po powrocie do Polski wróciłem do moich codziennych obowiązków wikariuszowskich w Sarzynie. Uczyłem w szkole, sprawowałem sakramenty, prowadziłem różne grupy parafialne. Temat misji był ciągle obecny w moich myślach, jednakże czekałem na jakiś znak od Boga. Niekoniecznie byłem zainteresowany Ekwadorem.

Po kilku miesiącach od przylotu do Polski, a był to już rok zmian na parafiach, otrzymałem telefon. Do mojego arcybiskupa przyszedł list od bp. Waltera Herasa z Ekwadoru z wikariatu apostolskiego Zamora-Chinchipe. Zapraszał on chętnych księży do pracy w jego wikariacie. Oprócz ogólnych stwierdzeń list zawierał imienne zaproszenie dla mnie. W rozmowie telefonicznej zapytano mnie, czy jestem chętny wyjechać na misje do Ekwadoru. Nie odpowiedziałem od razu. Wiedziałem wszakże, że zgoda oznacza poważne zmiany w moim dotychczasowym życiu.

Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie, czyli jak zostałem misjonarzem

Po konsultacjach z rodziną i znajomymi oraz po wielu chwilach spędzonych na modlitwie podjąłem decyzję, że chciałbym wyjechać na misje do Ameryki Południowej. W czerwcu 2015 roku otrzymałem dekret od mojego arcybiskupa, który kierował mnie na roczne przygotowanie misyjne do Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie. Tam też razem ze mną przygotowywały się 33 inne osoby, które miały wyjechać do różnych krajów misyjnych. Po ponad sześciu latach niektóre z tych osób w dalszym ciągu są na misjach, inne już dawno wróciły do Polski.

W Warszawie w ciągu roku poznawałem język hiszpański oraz kulturę ekwadorską. Raz na jakiś czas przyjeżdżali do nas lekarze z kliniki chorób tropikalnych w Poznaniu, aby nauczyć nas, jak radzić sobie w razie problemów zdrowotnych. Nie spodziewałem się, że w krajach misyjnych jest aż tak dużo zagrożeń zdrowotnych.

W czasie pobytu w Centrum Formacji Misyjnej pojawiła się okazja, aby rozpocząć studia doktoranckie z misjologii na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, co też uczyniłem. Jeśli będzie taka możliwość, po zakończeniu misji w Papui-Nowej Gwinei może uda mi się te studia skończyć.

Pochodzę z Podkarpacia, a więc na weekendy nie wracałem do swojej diecezji. Zgłosiłem się do pomocy duszpasterskiej w parafii św. Michała na warszawskiej Białołęce. Oprócz nauki języka, kultury i misjologii, w Centrum przeżywaliśmy szereg rekolekcji misyjnych, dni skupienia, a także w wolnym czasie organizowaliśmy wspólne wycieczki. Odwiedzali nas misjonarze z różnych krajów i dzielili się swoim doświadczeniem. Zwieńczeniem rocznego przygotowania misyjnego w Warszawie było wręczenie krzyży misyjnych w Gnieźnie w dniu 1050. rocznicy Chrztu Polski przez kardynała Pietro Parolina.

Rok przygotowania w Centrum Formacji Misyjnej zakończył się 30 maja 2016 roku. Chętne osoby mogły jeszcze wyjechać na 3 miesiące do jakiegoś kraju europejskiego, aby podszkolić się w języku hiszpańskim, angielskim, francuskim bądź portugalskim. Jako że byłem pilnym uczniem, zdecydowałem się wyjechać do Ekwadoru już w czerwcu.

Z dwiema walizkami do Ekwadoru

Jako Polacy możemy wjechać do Ekwadoru bez żadnych problemów. Na lotnisku w Quito otrzymujemy wizę turystyczną na okres trzech miesięcy. Jedynym warunkiem jest posiadanie biletu powrotnego. W związku z tym w czerwcu kupiłem bilet z Warszawy do Amsterdamu, a potem do Quito w dwie strony. Później, mając już wizę pracowniczą, przesunąłem datę powrotną o kilka miesięcy do przodu.

Pod koniec czerwca wyruszyłem z dwiema walizkami z Podkarpacia na lotnisko Chopina w Warszawie. Tym razem nie był to wyjazd turystyczny. W myślach pojawiały się wspomnienia z pierwszej parafii, wspomnienia Wielkanocy i Bożego Narodzenia – i poczucie, że w przyszłym roku wszystko będzie inne.

27 czerwca 2016 roku o 6:00 rano samolot holenderskich linii lotniczych KLM ze mną na pokładzie opuścił Warszawę. Przed 8:00 byłem już w Amsterdamie, a o godzinie 10:00 startował samolot do Quito w Ekwadorze. Po około 12 godzinach lotu wylądowaliśmy w stolicy mojego pierwszego kraju misyjnego. W kolejnym dniu wyruszyłem na południe Ekwadoru do prowincji Zamora.

ks. Łukasz Hołub

Od dziecka czuł, że ma zostać misjonarzem. W 2013 r. przyjął święcenia kapłańskie i został księdzem archidiecezji przemyskiej. Na pierwsze misje wyjechał w 2016 r. do Ekwadoru, gdzie spędził cztery lata. Od 2021 r. pracuje w Papui-Nowej Gwinei. Obecnie jest proboszczem parafii Koge w diecezji Kundiawa.