O ekwadorskim prawie jazdy, parafialnej telewizji i proboszczu, który nie był księdzem

W Ekwadorze sprawy są proste. Policjant mówi, że twoje prawo jazdy jest nieważne? To znaczy, że jest nieważne, nawet jeśli jest ważne jeszcze trzy lata. Przychodzisz do biskupa i podajesz się za księdza? Zostajesz proboszczem, nawet jeśli nie jesteś księdzem. Nie przyjdziesz w niedzielę na Mszę Świętą? Wieczorem nie zobaczysz filmu na parafialnym kanale. No proste.

Parafia Los Encuentros to jedna z 14 parafii wikariatu apostolskiego Zamora-Chinchipe. Jej nazwa w języku hiszpańskim oznacza spotkania. Wynika to z tego, że w tej miejscowości łączą się dwie duże rzeki regionu: Nangaritza oraz Zamora. Oprócz odprawiania Mszy w głównym kościele parafialnym odwiedzałem tam jeszcze 10 wiosek dojazdowych.

Rzeka Zamora.

Krajobrazy tej części Ekwadoru to jakby mieszanka Amazonii z naszymi polskimi Bieszczadami. Znajdują się tam liczne pagórki, na zboczach których rosną tropikalne rośliny. Lepiej się jednak nie zapuszczać w wysokie trawy, ponieważ występują tam jadowite węże i pająki.

Na terenie parafii mieszkają trzy grupy społeczne: potomkowie hiszpańskich kolonizatorów, Indianie Shuar oraz Indianie Saraguro. W wiosce Zarza, należącej do parafii Los Encuentros, znajdują się duże pokłady złota, które rząd ekwadorski sprzedał kanadyjskiej firmie Lundingold. W związku z tym w okolicy można było spotkać wielu pracowników z Kanady.

Czy ksiądz jest księdzem?

Po wyjeździe ks. Zdzisława do Polski zająłem się dalszym podszkalaniem języka hiszpańskiego oraz odwiedzałem wioski z posługą duszpasterską. W wolnym czasie spacerowałem po parafii z tamtejszą młodzieżą. Niemalże na każdym rogu wioski znajdowała się cancha, czyli boisko do gry w siatkówkę lub koszykówkę. Zdarzało mi się dołączać do różnych drużyn, co było okazją do poznawania nowych osób i szlifowania języka w praktyce.

Krajobrazy Zamory.

Ks. Zdzisław to 70-letni misjonarz. Obecnie nie jest on już proboszczem parafii Los Encuentros, ale warto wspomnieć jego zasługi dla tamtej społeczności. Kiedy przybył on do swojej nowej misji w roku 1990, ludzie nie byli objęci wystarczającą opieką kapłańską. Budynki kościelne znajdowały się w ruinie. Na dodatek okazało się, że wcześniejszy proboszcz… nie był księdzem.

W tamtych czasach komunikacja między biskupami nie była aż tak rozwinięta, nie było telefonów, drogi były w kiepskiej kondycji. Jak mi opowiadano, w latach 70. XX wieku do biskupa wikariatu Zamora przyjechał jakiś człowiek, który podawał się za księdza. Nie było wtedy tam zbyt wielu księży, a więc biskup bez sprawdzenia przeszłości tamtego człowieka, mianował go proboszczem w Los Encuentros. Po jego odejściu ks. Zdzisław musiał uporządkować wiele spraw związanych z nieważnym udzielaniem sakramentów.

Nie ma wiernych, nie ma filmu w telewizji

Kolejnym ważnym projektem młodego w tamtym czasie misjonarza z Polski było utworzenie telewizji katolickiej. Dzięki wsparciu z Polski ks. Zdzisław pojechał do USA i tam – w Nowym Jorku – postarał się o jakieś stare nadajniki oraz kiepskiej jakości komputer. Studio telewizyjne znajdowało się na plebanii w jednym z pokoi. Dopiero z biegiem lat misjonarz z Polski wybudował większe pomieszczenia oraz zakupił lepszej jakości sprzęt.

Ozdoby plemienia Shuar.

Obecnie wydaje się, że Internet wypiera oglądanie telewizji, ale jak na tamte czasy projekt okazał się strzałem w dziesiątkę. Jedną z anegdot może być fakt, że w dawnych czasach ks. Zdzisław zachęcał swoich parafian do chodzenia na Eucharystię poprzez nadawanie w swojej telewizji różnych filmów. Jeśli na niedzielnej Mszy nie było wiernych, wieczorem telewizja nie nadawała. Oczywiście nie było mnie tam wtedy i nie mnie oceniać, czy takie postępowanie proboszcza miało pozytywny wpływ na wiernych.

Prawo jazdy w Ekwadorze. Bez ukończenia podstawówki nie pojedziesz

W pierwszych tygodniach pobytu odwiedzałem czasem innego Polaka, ks. Andrzeja, w sąsiedniej parafii. Jak się potem okazało, biskup podzielił jego parafię na dwie mniejsze i po powrocie ks. Zdzisława zamieszkałem z tamtym księdzem, rozwijając jednocześnie nową parafię Tundayme.

Jeżdżąc samochodem parafialnym, miałem przy sobie jedynie prawo jazdy polskie oraz prawo jazdy międzynarodowe, które miało ważność przez trzy lata. Jak się jednak okazało w czasie różnych kontroli, ważność tak naprawdę zależała od policjanta. Jedni panowie mówili, że prawo jazdy jest ważne miesiąc, inni – że trzy, a jeszcze inni próbowali wlepić mandat bez dyskusji.

W związku z tym postanowiłem wyrobić sobie prawo jazdy ekwadorskie. Ściągnąłem sobie z Internetu zestaw pytań na egzamin, zrobiłem wymagane badania w szpitalu w Zamora oraz opłaciłem egzamin i wydanie dokumentu. W punkcie egzaminacyjnym w Zamorze, kiedy już miałem podchodzić do egzaminu, sekretarka poinformowała mnie, że mój egzamin się nie odbędzie.

El Pangui.

Ważnym warunkiem przystąpienia do egzaminu było przedstawienie świadectwa ukończenia szkoły podstawowej, którego akurat w Ekwadorze nie miałem. Powiedziałem pracującym tak urzędnikom, że chyba – używając zdrowego rozsądku – mogą być pewni, że skończyłem nawet więcej niż szkołę podstawową. Nic z tego. Musiałem przedstawić dokument.

Po kilku dniach otrzymałem z Polski skan uwierzytelnionego tłumaczenia mojego świadectwa ukończenia studiów magisterskich. Zadowolony, myśląc, że w końcu będę mógł przystąpić do egzaminu, pojechałem do Zamory. Po przedstawieniu dokumentu kazano mi pojechać do notariusza, zapłacić i potwierdzić notarialnie skan. Będąc już lekko zdenerwowanym, poprosiłem biskupa, aby wbił na świadectwie swoją pieczątkę i to za darmo. Okazało się, że to wystarczyło. W ten sposób stałem się szczęśliwym posiadaczem ekwadorskiego prawa jazdy i nie miałem już problemów z policją.

Trzy miesiące pobytu w Los Encuentros minęły dość szybko i jeszcze przed powrotem ks. Zdzisława z Polski przeprowadziłem się do sąsiedniej parafii El Pangui. Stamtąd miałem dojeżdżać do parafii Tundayme.


Przeczytaj również:

Ekwador – mały kraj na równiku

Przed Papuą był Ekwador, czyli o wyjeździe na misje do Ameryki Południowej

Zapiekana świnka morska i karaluchy w pokoju, czyli czym wita Ekwador

ks. Łukasz Hołub

Od dziecka czuł, że ma zostać misjonarzem. W 2013 r. przyjął święcenia kapłańskie i został księdzem archidiecezji przemyskiej. Na pierwsze misje wyjechał w 2016 r. do Ekwadoru, gdzie spędził cztery lata. Od 2021 r. pracuje w Papui-Nowej Gwinei. Obecnie jest proboszczem parafii Koge w diecezji Kundiawa.