Historia piosenki od starożytności do współczesności

Krótka historia piosenki

Co do tego nie ma wątpliwości – piosenka jest najpopularniejszą formą muzyczną wszech czasów. Ile jest piosenek na świecie? Odpowiedzieć na to pytanie w zasadzie się nie da. Z oficjalnych statystyk wynika, że w online'owych muzobazach upchanych jest setki milionów tych kilkuminutowców. Na samym tylko Spotify mamy tego ponad 82 miliony. Codziennie trafia tam 60 tysięcy nowych kawałków. To około jeden na półtorej sekundy. Sporo.

Czy wiemy, jak ta oszałamiająca kariera się zaczęła, rozwijała i osiągnęła swoje apogeum właśnie dzisiaj? Spójrzmy na tę krótką historię piosenki.

Pierwsza piosenka świata

Za najstarszą piosenkę świata uważa się Hymn do Nikkal. Wiek: 3,5 tysiąca lat. Pochodzenie: dzisiejsza Syria (niegdysiejsze miasto-państwo Ugarit).

W latach 50. XX wieku grupa archeologów dokonała epokowego odkrycia. Dokopali się do 20 000 (!) glinianych tabliczek z tekstami sumeryjskimi, egipskimi, akadyjskimi, huryckimi, hetyckimi i ugaryckimi. 29 z nich zawierało zapis utworów muzycznych. Niejaka profesor Anne Kilmer przez kilkanaście lat ciężkiej harówy rozszyfrowywała te zapisy. Okazało się, że jeden z nich zawiera hymn do bogini Księżyca Nikkal – najstarszą znaną człowiekowi pieśń.

Jej bohaterem jest kobieta, która nie może mieć dzieci, choć bardzo chce. Wzdycha więc do Nikkal, która jako bogini Księżyca kojarzona była wówczas z płodnością. Zapis informował o tym, jak hymn wykonywać, w jakiej tonacji i o tym, że najlepiej, gdy znajdzie się w repertuarze śpiewającego harfisty.

Od tego czasu Hymn do Nikkal doczekał się wielu interpretacji. Oto jedna z nich:

Co nam mówi Hymn do Nikkal? Ano to, że wyśpiewywanie różnych historii z towarzyszeniem akompaniamentu jest praktyką starą jak świat. To – obok normalnego gadania – alternatywny, uniwersalny sposób komunikacji.

Trubadurzy i nie tylko

Tak, pieśń – obok tańca – jest najstarszym gatunkiem muzycznym. Przewija się przez całą historię muzyki od kultur pierwotnych przez średniowiecze, renesans, barok, oświecenie, romantyzm, aż do czasów współczesnych. To najbardziej zglobalizowana forma muzyczna. Poezja jest piękna. Muzyka też. Ale połączenie jednego z drugim to jest dopiero sztos. Fuzja, której efekt do dzisiaj zadziwia świat. I nie zanosi się, by miało się to zmienić.

Jak średniowiecze, to trubadurzy. Pierwsi songwriterzy z prawdziwego zdarzenia. Francuscy poeci i muzycy zarazem. Działali w XII i XIII wieku. Z imienia i nazwiska można dzisiaj wymienić ich zaledwie 460. Zachowało się około 2600 trubadurskich kawałków. Ale tylko 10 z nich posiada oryginalną melodię. Jednym z tych 460 jest Guirault de Bornelh. Oto jego wielki hit, Reis Glorios:

Niestety, nie znalazłem nigdzie tłumaczenia tego tekstu, więc nie napiszę, o czym śpiewają. Ale jak znam życie, to pewnie o miłości. Już wtedy było wiadomo, że sprawy damsko męskie będą dyżurnym tematem większości piosenek świata po wsze czasy. Poza trubadurami działali jeszcze wtedy truwerzy i niemieccy minnesingerzy. Ale o nich pisać nie będę. Wskakujemy do renesansu.

Muzyka dla bogaczy

W renesansie konsumentami muzyki były głównie dwory królów i bogate mieszczaństwo. Zgadza się – to muzyka, której klimat kojarzy się głównie z królewskimi zamkami. W miażdżącej przewadze dzieła religijne. Ale nie tylko. Jak grzyby po deszczu powstają madrygały, utwory okolicznościowe oraz… pieśni miłosne. A jakże. Tu mamy przykład trzech piosenek renesansowych:

Barok

Ramy czasowe tej megaepoki (jak pewnie doskonale wiemy 😉) obejmują XVI i XVIII wiek. Nieoficjalnie barok reprezentował styl Kościoła katolickiego czasów potrydenckich. Bogaty w zdobnictwo, oszałamiające rozwiązania i sugestywną symbolikę. Idea była taka: wykorzystać maksymalnie ludzką zmysłowość (z erotyką włącznie) do przekazywania treści religijnych. Stąd między innymi figury świętych w ekstazach oblubieńczych uczuć skierowanych ku Chrystusowi.

Czy w tej obsesji bogactw środków wyrazu było miejsce na śpiewanie piosenek? Tak, ale głównie z towarzyszeniem chórku, lutni, klawesynu, pełnych ornamentów i innych takich zawijasów. Jak tu:

Oświecenie

Pod koniec XVII wieku takie sprawy jak wiara, Kościół i Bóg zaczęły przechodzić do lamusa. Uwierzono w potęgę ludzkiego rozumu tak bardzo, że zaczął rodzić się nowy, wielki okres w dziejach Europy – oświecenie.

Mamy tutaj Vivaldiego, Heandla, Haydna, Beethovena i oczywiście Mozarta. Geniusz z Wiednia – poza komponowaniem wielkich koncertów i oper pełnych wirtuozowskich popisów – uwielbiał pisać proste piosenki. Nie takie na zamówienie, nie dla kasy. Pisał je dla siebie, dla znajomych. Popełnił ich sporo, jak się okazuje.

Oto jeden z kawałków Amadeusza:

Romantyzm

Wszystko fajnie i pięknie, ale to dopiero romantyzm uczynił z pieśni równoprawną wobec innych, pełnowartościową formę muzyczną. Ramy czasowe to koniec XVIII i pierwsza płowa XIX wieku.

W głównej mierze odpowiedzialnym za ten historyczny awans piosenki jest Franz Schubert, który w pieśniach zakochał się na zabój. Miłość była odwzajemniona, bo jej owocem jest ponad 600 kawałków. I to właśnie Schuberta uważa się za ojca solowej pieśni romantycznej. To właśnie za jego czasów ukształtowała się najbardziej rozpowszechniona forma pieśni – forma zwrotkowa z refrenem. Coś, co stanowi nienaruszalny kanon piosenki do dziś.

Schubert pisał do tekstów takich klasyków jak Goethe, Schiller czy Heine. Oto jedna z najbardziej znanych jego piosenek:

Blues, czyli fuzja wszech czasów

Keitch Richards powiedział: Blues jest najlepszą rzeczą, jaką Ameryka dała światu… A wszystko zaczęło się od niechlubnego procederu sprowadzania na amerykański ląd czarnoskórych niewolników z Afryki. Oczywiście nie tylko na ląd amerykański i nie tylko z Afryki, ale w tej historii akurat to jest najistotniejsze. Ci biedni ludzie przywieźli ze sobą swoją wrażliwość. Swoją kulturę. Swoją muzykę.

Z czasem doszło do zblendowania tego wszystkiego z tym, co od wieków funkcjonowało w naszej cywilizacji jako muzyka klasyczna. Efektu tej fuzji nie mógł sobie wtedy wyobrazić nikt. Tak urodziła się bowiem muzyka (ba, cała kultura!), która na zawsze zmieniła oblicze świata. Muzyka rozrywkowa.

Z pieśni do piosenki

Blues rodzi się w drugiej połowie XIX wieku. Najpierw były proste, trzyakordowe piosenki bluesowe śpiewane przez afroamerykańskich śpiewaków z południa USA. O cierpieniu, o miłości, o Bogu… Potem rodzi się jazz i rock’n’roll. Ten pierwszy garściami czerpie ze skarbca muzyki klasycznej. Mam na myśli harmonię, formę, melodykę. Ale nie rytm. Bo rytm w bluesie, jazzie i w ogóle całej rozrywce to zupełnie nowe, rewolucyjne zjawisko. Kompletnie nowy feeling, nowa estetyka, nowa percepcja. Rock’n’roll i pochodne jemu gatunki (te co bardziej hałaśliwe) koncentruje się bardziej na ekspresji niż na bogactwie środków muzycznych. Jest prosty, ale za to maksymalnie wybuchowy.

W zasadzie od tego momentu zaczyna się zupełnie nowy rozdział w historii piosenki. Być może w ogóle od tego momentu historia piosenki się zaczyna. A jaka jest różnica między pieśnią, a piosenką? Hmmm, Może taka, jak między dworską damą a wieśniaczką? Posłuchajcie zatem wieśniaczki. Gdyby nie takie jak ona, nie byłoby Beatlesów, Queen, U2, Michaela Jacksona, Coldplay, Eda Sheerana…

Jak grzyby po deszczu

Na początku był blues. Ale zaczął szybko mutować i jak grzyby po deszczu rodziły się nowe, pochodne gatunki. Pojawił się jazz, pop, country, soul, gospel. Z drugiej strony rockn’nroll, rock, hard rock, metal. Później gdzieś tam eksploduje hip hop, techno, trip, ska. Gatunki łączą się między sobą, tworząc nowe odmiany, gdzie jedynym ograniczeniem jest inwencja człowieka.

Ten proces trwa do dziś. Wrzucam kilka sztandarowych przykładów piosenek w najbardziej podstawowych gatunkach.

Blues

Rock’n’roll

Jazz

Soul

Country

Rock

Pop

Hip hop

Kiedy piosenka stała się sztuką

Muzyka rozrywkowa nie była traktowana początkowo jak sztuka tak zwana ambitna. Wręcz przeciwnie. Walczono z nią w szkołach muzycznych, nie wpuszczano na poważne sale koncertowe, odmawiano jej poważania.

Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy na scenie tej historii pojawia się prawdziwy Schubert epoki rozrywkowej. Czterech chłopaków z Liverpolu: The Beatles. To oni zrewolucjonizowali piosenkę jak nikt inny przed nimi i jak nikt inny po nich. To właśnie The Beatles odpowiadają za to, że piosenkę i w ogóle muzykę rozrywkową zaczęto traktować jak sztukę.

Konkretnie stało się to w momencie wydania ich przełomowego albumu Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band. W 2003 roku album został uznany za kulturalnie, historycznie lub estetycznie znaczący i przeznaczony do zachowania przez amerykańską Bibliotekę Kongresu na liście National Recording Registry.

Tutaj macie jeden z kawałków tego krążka:

Piosenka jest dobra na wszystko

Po Beatlesach zwłaszcza pisanie piosenek przybrało rozmiary globalnej pandemii. I tak jest do dzisiaj. Cóż, trudno się dziwić, że tak jest. Ostatecznie piosenka, jak mało co, jest dobra na wszystko! 🙂

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.