Sanguma, czyli wiedźma. Papuaski świat mroku, który rozświetla światło Chrystusa
W kraju na Rajskiej Wyspie chrześcijaństwo nie istnieje zbyt długo, przez co plemienne wierzenia przodków wciąż są tu mocno zakorzenione. Jednym z nich jest wiara w tzw. sangumę, czyli wiedźmę. Zostać oskarżonym o bycie sangumą jest bardzo łatwo, a konsekwencje często bywają tragiczne.
Jako młody chłopiec spotykałem się na podkarpackiej wsi z wierzeniami, które nie do końca były chrześcijańskie. W drodze do szkoły moi rówieśnicy opowiadali mi historie o starszych babciach, które mają kontakty z zaświatami i mogą rzucać czary oraz zaklęcia. Ktoś inny mówił o przelewaniu żółtka nad głową niemowlęcia, aby uniknąć złych mocy. Innym razem słyszałem opowieści o nadzwyczajnych amuletach…
Co prawda na lekcjach katechezy ksiądz opowiadał nam o grzechu przekleństwa ludzi bądź miejsca, ale osobiście nigdy nie spotkałem się z tym, aby czyjeś słowo realnie oddziaływało na życie drugiego człowieka. Po przyjechaniu do Papui-Nowej Gwinei – już jako misjonarz – historie o babciach rzucających zaklęcia wróciły. Ale w całkiem innym znaczeniu.
W kraju na Rajskiej Wyspie chrześcijaństwo nie istnieje zbyt długo, przez co plemienne wierzenia przodków wciąż są tu mocno zakorzenione. Jednym z nich jest wiara w tzw. sangumę. Sanguma w języku tok pisin oznacza wiedźmę, czarownicę, rzadziej czarownika.
Oskarżyli cię o bycie sangumą? Lepiej uciekaj…
W styczniu 2022 roku w mojej parafii miały odbyć się uroczystości pogrzebowe pewnego nauczyciela, który pracował w stolicy Papui-Nowej Gwinei w Port Moresby. Zmarł on tam na zawał serca, ponieważ był bardzo otyły. Jego ciało zostało przetransportowane samolotem do Mount Hagen, a stamtąd po trzech godzinach jazdy autem dotarło do jego wsi rodzinnej, do Koge. Z „okazji” przybycia zwłok zmarłego rodzina przyozdobiła drogę do domu kwiatami i liśćmi bananowców. Przy jego domu rodzinnym ustawiono tzw. haus crai, gdzie miała być wystawiona trumna i gdzie żałobnicy mieli się spotykać na modlitwie, a także na rozmowach i jedzeniu.
Warto tutaj wspomnieć, że Papuasi chowają swoich zmarłych zwykle w sąsiedztwie domu, w niedalekiej odległości od wspomnianego domu płaczu (haus crai). W ciągu kilku dni żałoby w okolice trumny były znoszone warzywa, owoce oraz świnie, które były systematycznie spożywane na cześć zmarłego.
Jako że wspomniany nauczyciel był katolikiem i pochodził z „bardzo” katolickiej rodziny, jego krewni przyszli ustalić ze mną datę i godzinę Mszy Świętej. Z ludzkiego punktu widzenia wszystko było ustalone i nic nie mogło pójść źle.
Tymczasem w nocy, która poprzedzała pogrzeb, przybiegli do mnie moi sąsiedzi i zaczęli krzyczeć: pali się, sanguma, sanguma! Wyszedłem z domu i na horyzoncie za pobliską górką zobaczyłem wielki dym. Faktycznie, coś się paliło w okolicach, gdzie miał odbyć się pogrzeb.
Kolejnego dnia poznałem więcej szczegółów nocnych wydarzeń. Okazało się, że przybyła na pogrzeb rodzina wymyśliła, że ich krewny nie mógł umrzeć śmiercią naturalną. Tym samym oskarżono o czary kilka mieszkających w sąsiedztwie samotnych staruszek. Po kilkugodzinnych torturach zamknięto je w papuaskiej chacie, a następnie podpalono. W ten sposób miano wyrównać stratę za zmarłego nauczyciela.
Z wiadomych przyczyn odmówiłem mojego uczestnictwa we wspomnianym pogrzebie, a „bardzo” katolicka rodzina przestała uczęszczać na niedzielne Eucharystie. Z tego, co pamiętam, przyszli oni po kilku miesiącach, aby się wyspowiadać. To tylko jeden przykład z mojej parafii, ale w trakcie kilku lat pobytu w Papui-Nowej Gwinei jeszcze kilkakrotnie spotkałem się z sytuacjami, kiedy kogoś oskarżono o bycie sangumą.
Światło Chrystusa na papuaski świat mroku
Wiara w czary w Papui-Nowej Gwinei jest bardzo mocno zakorzeniona w plemionach. Czasami wystarczy byle pretekst, a od razu zostają rzucone na kogoś poważne oskarżenia. Innym przykładem wiary w czary może być aktualnie afrykański pomór świń. Kiedy choroba ta przybyła do kraju i zaczęły zdychać świnie, również zaczęły ginąć kobiety. Tym razem rząd papuaski włączył się w kampanię społeczną i dofinansował wydrukowanie plakatów informujących, że choroba nie jest wywołana przez czarownice.
Z moich obserwacji wynika, że po zabiciu niewinnych osób za rzekome czary, zabójców nigdy nie spotyka sprawiedliwość. Rodzina zamordowanych osób boi się cokolwiek powiedzieć, a dodatkowo sama policja nie chce mieć nic wspólnego z czarami. Chodząc zatem po papuaskich wioskach i drogach, realnie można minąć prawdopodobnych morderców, którzy wykonywali wyroki śmierci na bezbronnych osobach. Jednak misjonarz nigdy nie wie, kto dokonał zbrodni. Wioska milczy na ten temat.
Te misyjne doświadczenia pomagają mi osobiście odkrywać, że Jezus Chrystus jest prawdziwym światłem, który chce zmienić ten papuaski świat mroku.
Zobacz również:
Papua-Nowa Gwinea: Nietypowa intencja mszalna i porwane autobusy
ks. Łukasz Hołub
Od dziecka czuł, że ma zostać misjonarzem. W 2013 r. przyjął święcenia kapłańskie i został księdzem archidiecezji przemyskiej. Na pierwsze misje wyjechał w 2016 r. do Ekwadoru, gdzie spędził cztery lata. Od 2021 r. pracuje w Papui-Nowej Gwinei. Obecnie jest proboszczem parafii Koge w diecezji Kundiawa.