Kobieta na taczkach, czyli papuaski ambulans

W mojej parafii w Papui-Nowej Gwinei dzieją się czasem rzeczy, których normalnie nie da się wyobrazić. A może da się wyobrazić, ale dla Europejczyka wydaje się to trudne. Ale po kolei…

Misjonarz z Polski wysłany do Papui-Nowej Gwinei zostaje z reguły mianowany proboszczem w jakiejś parafii w jednej z diecezji. Kiedy już to się stanie, rozpoczyna się normalny rytm pracy duszpasterskiej: głoszenie Dobrej Nowiny i udzielanie sakramentów. W tych zadaniach misjonarz jednak nie jest sam, a ma do pomocy swoich parafian, którzy z własnej i dobrej woli chcą w czymś pomóc.

Tak też i było w moim przypadku w parafii Koge, gdzie jestem od dwóch lat proboszczem. Po moim wprowadzeniu do parafii przyszło mnie odwiedzić pewne małżeństwo dwojga nauczycieli. On się nazywał Dibole, a ona Jacinta. Nazwisko Kaupa. Zapamiętałem ich – tym bardziej, że mają 11 dzieci. Dibole żartował wtedy, że ich celem jest stworzenie rodzinnej drużyny rugby (zespół w rugby union składa się z 15 zawodników). Zaproponowali oni swoją pomoc w pracy misyjnej i zapewniali, że ich dom zawsze będzie stał dla mnie otwarty. Podziękowałem im i każdy poszedł w swoim kierunku. Widywałem ich potem co niedzielę na Mszy Świętej.

Minęło kilka tygodni i okazało się, że miałem okazję na nowo poznać państwo Kaupa. Tym razem w innym kontekście. Pewnego dnia niespodziewanie przybiegł do mojego domu jakiś mężczyzna, który powiadomił mnie, że Jacinta jest w stanie krytycznym i potrzebuje pomocy. Powiedziałem mu wtedy, że rozumiem, ale czy to raczej nie jej mąż powinien mnie o tym powiadomić, jeśli mnie potrzebują? Pomimo tego stwierdziłem, że pójdę do ich domu i zobaczę, co się dzieje.

Po przybyciu na miejsce okazało się, że wszystkie dzieci uciekły, a sąsiedzi nabrali wody w usta. Wydało mi się to dziwne, ale postanowiłem wejść do domu poznanego wcześniej małżeństwa. Tam zastałem Jacintę leżącą na podłodze. Było widać, że cierpiała, że bolała ją klatka piersiowa oraz brzuch. Nie było śladu pana Dibole. Po krótkiej rozmowie stwierdziłem, że zawiozę Jacintę do szpitala w Kundiawa.

Moje auto parafialne stało wtedy zaparkowane po drugiej stronie rzeki, ponieważ rzeka zabrała most i nie było jak dojechać do mojego domu. Poprosiłem kilku sąsiadów, aby włożyli cierpiącą kobietę na taczki i podwieźli do auta, a potem ja zawiozę ją do szpitala. Kiedy już wszystko było gotowe na ewakuację kobiety, pojawił się pan Dibole. W ręce trzymał maczetę i krzyczał, że pozabija wszystkich, w tym mnie, jeśli dotkniemy jego żony. Ludzie popatrzyli na mnie, szukając odpowiedzi na to, co robić dalej, ale powiedziałem stanowczo, że zabieramy Jacintę do szpitala.

Dibole coś tam jeszcze krzyczał, ale po moich słowach już nikt nie zwracał na to uwagi. Po około 40 minutach Jacinta była w aucie parafialnym, a po kolejnej godzinie znajdowała się ona już w szpitalu w mieście Kundiawa. Osoby towarzyszące mi prosiły mnie, abym nic nie mówił w szpitalu, że pan Dibole pobił swoją żonę – szpital naliczyłby wtedy poważną kwotę za pomoc medyczną. Tak też zrobiłem, aczkolwiek wydawało mi się to niesprawiedliwe, aby milczeć o przemocy rodzinnej.

Cennik opłat za udzielenie pomocy medycznej koniecznej wskutek przemocy „domowej, plemiennej, wyborczej itp.” (1 kina to ok. 1,20 zł)

Jacinta została kilka dni w szpitalu, a ja wracałem tamtego dnia do Koge z myślą, co mi zrobi Dibole Kaupa. Byłem gotowy na walkę. Tymczasem ów mężczyzna zniknął. Po tym, jak po kilku dniach Jacinta wyszła ze szpitala, przyszedł on do mnie z przeprosinami, tym razem bez maczety. Mówił, że mu wstyd i już więcej się to nie powtórzy. Ale to Papua-Nowa Gwinea. Słowo nie znaczy tu zbyt wiele.

Życie pokaże, jak ułoży się życie państwa Kaupa. Niewykluczone jednak, że podobna sytuacja się powtórzy. Nie tylko w domu państwa Kaupa, ale w setkach papuaskich chat. I misjonarz będzie musiał zająć stanowisko.


Przeczytaj również:

Wjazd na chatę po papuasku

Papua Nowa-Gwinea. Kraj rządzony przez mężczyzn

Tradycyjny ubiór Ekwadorczyków i Papuasów. Jak wyglądają ich stroje i skąd się wzięły?

ks. Łukasz Hołub

Od dziecka czuł, że ma zostać misjonarzem. W 2013 r. przyjął święcenia kapłańskie i został księdzem archidiecezji przemyskiej. Na pierwsze misje wyjechał w 2016 r. do Ekwadoru, gdzie spędził cztery lata. Od 2021 r. pracuje w Papui-Nowej Gwinei. Obecnie jest proboszczem parafii Koge w diecezji Kundiawa.