Muzykoterapia, czyli dźwięki zamiast tabletek

Skoro mamy urynoterapię czy policzkoterapię (???), to dlaczego nie spróbować leczenia muzyką? Od dawna się próbuje. Od dawien dawna. Wpływ dźwięków na nasze życie jest większy niż mogłoby się zdawać. Koncepcja wykorzystania muzyki w lecznictwie zdążyła już zawędrować na uniwersytety i do medycznych klinik. Ale nie tylko.

Jak to jest? Wystarczy odpalić Spotify, by się leczyć, czy trzeba zapłacić doktorowi, który powie, co i jak słuchać?

Dziwne terapie

Zanim tanecznym krokiem przejdziemy do meritum, o tych dziwnych terapiach słów kilka. Bo pewnie jesteście ciekawi, co to ta uryno- albo policzkoterapia.

Uryna jak malina

Urynoterapia to wciąż dziedzina medycyny niekonwencjonalnej. Ale fanów ma sporo. Mocz ma ponoć składać się z enzymów, składników mineralnych, a także witamin, które są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania organizmu. No i jest całkowicie naturalny. Urynolodzy zalecają codzienne wypijanie szklanki świeżego porannego moczu, a do największych hardcorów tej metody należy post urynowy. Czyli, że przez kilka dni, a nawet tygodni pijemy wyłącznie mocz i wodę. Poproszę o kolejny zestaw pytań.

Po gębie

Zaczęło się w Tajlandii wieki temu. Ktoś odkrył, że policzkowanie ma wygładzać zmarszczki. Z Tajlandii ta idea przywędrowała do USA i są dzisiaj na świecie miejsca, gdzie kobiety płacą 350 dolarów, by przez 15 minut ktoś je policzkował. OK… A napisałem o tych dziwactwach tylko po to, by bardziej zachęcić Was do poczytania o muzykoterapii. Tak chciałem!

Ekstaza

Szamani w pradawnych religiach doskonale zdawali sobie sprawę z oddziaływania muzyki na psychofizyczny stan człowieka. By osiągać zdolność uzdrawiana stosowali i do dzisiaj stosują różne triki. Na przykład używając skutecznych substancji halucynogennych, takich jak grzyby tudzież marihuana. Ale również wspomagali i do dzisiaj pewnie się wspomagają w swojej lekarskiej posłudze zabiegami rytualnymi, tańcem i muzyką rzecz jasna. Zwłaszcza hipnotyzującymi, transowymi bębnami. A tak na przykład w Mozambiku leczy się ból głowy:

Magister muzykoterapii?

Tak. Dzisiaj leczenie muzyką z szamańskich podwórek zawędrowało na uczelnie i do legalnych gabinetów lekarskich. To po prostu dziedzina medycyny wykorzystująca muzykę lub jej elementy dla przywracania zdrowia lub poprawy naszego funkcjonowania. We wszystkich sferach w zasadzie: emocjonalnej, fizycznej i umysłowej.

Jak to działa? W skrócie, żeby uniknąć nużącego bełkotu naukowego, którego i tak nikt nie chce czytać…

…na emocje

To chyba najbardziej oczywiste. Doświadczamy tego na co dzień. Skrojona pod nas muzyka ma stymulujący wpływ na nasze samopoczucie. Miłe dla nas dźwięki poprawiają nam nastrój, aktywują dobre wspomnienia, są katalizatorem emocjonalnej pamięci, redukują stres, mobilizują do działania, koją, dodają odwagi, wzruszają.

Płakałem przy piosenkach dziesiątki razy. Z epicką muzyką w uszach zdobyłem niejeden wysoki szczyt w Tatrach o jakieś 30% szybciej niż ustawa przewiduje. Przy tej spokojnej zasypiają dzieci. Przy tej dynamicznej żołnierze ruszają do boju. Sieć wypełniają tysiące godzin relaksacyjnej muzyki na każdą okazję. Od muzyki do snu, przez taką do picia kawy i pracy przy komputerze ,po taką do czytania.

Tutaj 5 godzin takiej do czytania właśnie. Możecie sobie odpalić i resztę artykułu doczytać z miłym tłem:

Na ciało

Przede wszystkim taniec. Ruch. Bez muzyki nie ma tańca. Ale muzyka bez tańca sobie radzi świetnie! Taniec, aerobik, rehabilitacja i inne takie formy ruchu nie mogą nie mieć zbawiennego wpływu na nasze ciało. Po pierwsze zyskujemy na bilansie kalorycznym, na koordynacji, na krążeniu i stymulacji serca.

Tutaj świetny przykład wykorzystania tańca w celach rehabilitacyjnych:

Na psychikę

Uzależnienia, zaburzenia pracy mózgu, problemy społeczne – w tych wszystkich przypadkach muzyka może znacząco pomóc w terapii. Macie wrażenie, że jak na imprezie leci fajna muza, to jakoś tak lepiej się klei towarzystwo? Ludzie, którzy pracują w ośrodkach uzależnień zeznają, że z odpowiednio dobraną muzyką można znacząco podnieść skuteczność terapii.

A śpiew? Również ten wspólny. Zwłaszcza tych znanych piosenek, bo jak mawiał inżynier Mamoń, ludzie najbardziej lubią znane piosenki. Czy może być coś bardziej jednoczącego i otwierającego na drugiego człowieka niż wspólny śpiew?

Środek przeciwbólowy?

Do tej pory nie ma wiarygodnych naukowych dowodów na to, że muzyka realnie wpływa na redukcję fizycznego bólu. Ale jednak dzieciom puszcza się w niektórych gabinetach takie piosenki:

A na niektórych porodówkach takie dzieją się rzeczy:

Może rzeczywiście muzyka nie ma właściwości morfiny, ale na pewno wpływa na nastrój i może pomóc odciągnąć uwagę od niemiłych spraw. Może dlatego z ulubioną muzyką w tle łatwiej znieść nam kontakt z wiertłem dentystycznym?

Nie tylko muzykoterapia

Okazuje się, że lecznicze właściwości ma nie tylko muzyka, ale już same częstotliwości jako zjawisko akustyczne. Odkryłem masę różnych terapii bazujących właśnie na leczeniu dźwiękiem.

Misy

O tybetańskich misach pewnie słyszeliście. Od stuleci stosuje się ich wibracje na zmniejszenie napięcia, lęku i depresji. Powiadają też, że dobrze robią te misy naszemu samopoczuciu duchowemu i emocjonalnemu. Cóż to takiego samopoczucie duchowe? Nie jestem pewny, ale byłbym ostrożny z terapiami o konotacjach medytacyjno-rytualnych.

Wannodźwięki

Terapia hydroakustyczna wymaga specjalnej wanny. Takiej, która ma wbudowane głośniki. Wannę wypełniamy ciepłą wodą, pacjent zanurza się w niej po podbródek i chłonie akustyczne fale przenoszone przez wodę.

Mruczenie uzdrawiające

Jonathan Goldman, założyciel Stowarzyszenia Leczenia Dźwiękiem uważa, że zwykłe mruczenie jest najprostszym sposobem wytworzenia wewnętrznych wibracji, które mogą przynosić spokój i dobre samopoczucie organizmu.

Robię przerwę na mruczenie. Przerwa… Pomruczałem. Jest spoko. Coś jak mycie zębów elektryczną szczotką.

Dźwięk

Musimy wreszcie zrozumieć, że wszystko jest dźwiękiem. Nawet jeśli go nie słyszymy. Cały wszechświat jest po brzegi wypełniony wibracjami. Od wibracji elektronów krążących wokół swoich jąder, po planety i galaktyki krążące wokół gwiazd i galaktycznych centrów. Krzesło, na którym siedzisz, kubek z którego pijesz kawę i buty, które zakładasz wychodząc na dwór – to wszystko ma swoje delikatne częstotliwości, a co za tym idzie – emituje jakieś dźwięki.

W dźwiękoterapii chodzi zatem o odkrycie, że każdy fragment naszego organizmu, od włosa po wątrobę, ma swoją charakterystyczną częstotliwość, na którą można wpływać za pomocą innych częstotliwości. Można ją niejako „dostrajać”.

Cisza

No i co my z tą wiedzą zrobimy? Wykorzystajmy ją dla naszego dobra! Wiemy już od dawna, że cywilizacja za bardzo człowiekowi nie służy. Otacza nas świat pełen hałasu i częstotliwości, które nas męczą i zakłócają naszą harmonię. Ale to nie znaczy, że jesteśmy wobec tego bezsilni. Wciąż mamy możliwość odcięcia się od nadmiaru męczących częstotliwości.

Detoks sieciowy na dzień dobry. Nie musimy godzinami scrollować facebooka, słuchać niepokojących wiadomości i wypełniać każdej minuty naszego dnia medialnym chłamem. Nie musimy co wieczór brać udziału z zgiełkliwych nasiadówach, gdzie poza obgadywaniem i o-niczym-gadaniem, niczego dla siebie nie ugramy.

Zanim odwiedzimy gabinet muzykoterapii albo zamontujemy sobie w wannie głośniki, zróbmy tę jedną, prostą i trudną zarazem rzecz: DAJMY SOBIE TROCHĘ CISZY.

Pozornej. Bo jak powyłączamy wszystkie urządzenia, zaszyjemy się w jakimś samotnym kącie i zdecydujemy w końcu na ciszę, to odkryjemy, że otacza nas masa dźwięków zapomnianych. Oddech, przelot muchy, powiew wiatru, samolot gdzieś wysoko. Może nawet własne myśli da się wtedy usłyszeć.

Czy jesteś jeszcze zdolny do przyjęcia większej ilości takiej ciszy, uzależniony od hałasu świata człowieku?

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.