Marsz Turecki, dzień 5–6. Będzie co opowiadać przy rodzinnym stole…
Często jesteśmy pytani o pochodzenie i cel naszej wyprawy. Kierowcy aut pozdrawiają nas klaksonem. W ich dobroci i różnorodności zauważamy piękno ludzi – często niezauważane w szarej rzeczywistości.
Poniedziałek, dzień 5. Piękno ludzi
Pobudka o 5:15. Po wczorajszym ciężkim wieczorze zbieramy się dość powoli. Chmury ustępują w ciągu kilku minut, odsłaniając piękno gór. Słyszę zachwycone głosy: ,,Nie wiedziałam, że tu tak ładnie!”.
Jest piękna pogoda, świeci słońce. Na jednej z przerw kilka osób postanawia umyć włosy przy kraniku z wodą. Nietrudno sobie wyobrazić, jakie to szczęście móc wykonać tą prostą czynność pierwszy raz od rozpoczęcia wyprawy. Idziemy dalej. Docieramy do położonej przy drodze restauracji. Jesteśmy zszokowani jej obecnością pośrodku niczego. Niektórzy suszą rzeczy, inni zamawiają wyśmienicie wyglądającą turecką herbatę, jeszcze inni jedzą. Nagle widzimy biegnące naprzeciw nas stado owiec, które na szczęście wybiera na wypas pole obok.
Turcja, o której wiele słyszałam od dziadka, który pracował tu kilkanaście lat i szczerze ją pokochał, zadziwia mnie serdecznością (będzie co opowiadać przy rodzinnym stole). Na przerwie obiadowej lokalni mieszkańcy częstują nas herbatą oraz śliwkami. Jeden z Turków, nazwany przez nas Einsteinem (faktycznie podobny) prezentuje umiejętność robienia szpagatu. Bardzo często jesteśmy pytani o cel naszej wyprawy i pochodzenie. Kierowcy aut pozdrawiają nas klaksonem. W ich dobroci i różnorodności zauważam piękno ludzi, często niezauważane w szarej rzeczywistości.
Cel coraz bliżej, zapada zmrok. Zmierzamy do meczetu, obok którego mamy spać. Widząc jeden, jestem pewna, że to ten właściwy. Nic bardziej mylnego, czeka nas jeszcze kilkunastominutowe wejście po schodach w górę miejscowości. Jeśli ktoś ma jeszcze siły, w tym momencie z pewnością je traci.
Na miejscu zostajemy ostrzeżeni, aby uważać na tutejsze psy. Przeżywamy Mszę Świętą, przed którą o. Dominik zachęca do modlitwy i wdzięczności. Po niej myjemy się i zasypiamy z myślą o miejscu dłuższego odpoczynku, do którego mamy dotrzeć jutro…
Kasia Sosna
Bilans dnia:
- start: Örenler
- nocleg: Köknar
- dystans: 28,5 km
Wtorek, dzień 6. Dzień prysznica i prania
Dzień piąty wędrówki dla wielu nie zaczyna się od koniorafałowej pobudki o 5:00, ale już w okolicach 2:00, kiedy to ujadające dzikie bestie rozpoczynają swoje dramatyczne darcie pysków. Szczęśliwsza część naszej grupy dokłada do przeraźliwych szczeków swoje beztroskie pochrapywanie.
Naszym celem jest dzisiaj Uzungöl, do którego docieramy w stylu mieszanym: stopami i stopem. Okazuje się, że jest to mieścina – delikatnie mówiąc – turystyczna, a więc Krupówki po turecku. Zatem znalezienie noclegu w uczciwej cenie (czytaj: za darmo) graniczy z cudem. I faktycznie, ten cud się nie wydarza. Nie mamy gdzie spać, jest do kitu, w zasadzie to planujemy zakończyć naszą wyprawę i pogrążyć się w rozpaczy.
Żartuję, my się oczywiście tak łatwo zbyć nie dajemy i po zapukaniu do połowy okolicznych hoteli oraz zwiedzeniu wszystkich kempingów odkrywamy cudowne miejsce, które za śmieszne pieniądze oferuje nam kilka pokoi, więc radośnie je zaludniamy. Mamy tu także dwie łazienki z PRYSZNICAMI! Na temat przeżyć podczas kąpieli powstały już trzy ody, dwa sonety i pięć hymnów pochwalnych – dostępne w wydaniu relacji de lux.
Popołudnie każdy spędził tak, jak tego potrzebował. Dziwnym przypadkiem, większość osób wybiera napychanie sobie żołądków lokalnymi pysznościami. Ojciec Dominik zaopatruje nas w podejrzany biały proszek i – nie będąc pewnymi jego substancjalności – część wciągamy nosem, a część używamy do prania, i to potężnego. Można je nawet nazwać praniem stulecia.
Piechurzy są fanatykami prania. Pół mieszkania zawalone skarpetkami… najgorzej. Na wszystkich poręczach wiszą majtki, klamki są obwieszone stanikami sportowymi. Z żyrandoli zwisają ręczniki, a na każdym karniszu znajduje się co najmniej jeden dosuszajacy się namiot. Wygląda na to, że jutro każdy będzie próbował złożyć z tych rozsypanych puzzli swój pierwotny ekwipunek.
Koniec dnia spędzamy na Mszy Świętej oraz na słuchaniu swoich historii o tym, co ostatnio robiliśmy po raz pierwszy. Naszym zadaniem na kolejne dni jest zastanowienie się, w jakie sfery życia nie zapraszamy Jezusa.
Kładziemy się spać, żeby nabrać sił na błogą labę kolejnego dnia, który niby będzie środą, ale tak naprawdę niedzielą.
Asia Jędrzejczyk
Bilans dnia:
- start: Köknar
- nocleg: Uzungöl